niedziela, 19 stycznia 2020

TYGERS OF PAN TANG - "Ritual" - (2019) -










TYGERS OF PAN TANG
"Ritual"
(MIGHTY MUSIC)   ****






Ze złotego okresu ostał się już tylko gitarzysta Robb Weir. Pozostałe cztery Tygrysy stanowią za nabytki późniejsze, by nie rzec: nowożytne. Dlatego, by bez uprzedzeń posłuchać "Ritual", zapomnijmy o pierwszoplanowych niegdyś postaciach, co pierwszy wokalista Jess Cox, jego następca Jon Deverill czy późniejszy Whitesnake'owy pogromca sześciu strun, John Sykes. Wszyscy dla sprawy chwalebni, lecz to już prehistoria.
Zapewniam, Tygers Of Pan Tang nadal sprawnie działają, i pomimo wielu modyfikacji, całkiem nieźle im idzie. Ich najnowszy longplay to czystej maści New Wave Of British Heavy Metal. Jego surowość, a i gitarowe kąsanie, nie pozostawiają złudzeń, kto obecnie godnie podtrzymuje tradycje tamtego nurtu. Od lat wypolerowani, choć mimo wszystko nadal świetni Def Leppard czy coraz mroczniejsi Saxon, od dawna podążają własnymi drogami, zaś Robb Weir bezustannie wykazuje posłuszne przywiązanie do heavy tradycji okresu 1979-1983. Aż przyjemnie posłuchać czegoś równie wspaniałego. Szczególnie pod koniec drugiej dekady XXI wieku, kiedy w zasadzie nikt już tak nie brzmi. Wehikuł czasu zsyła nam "Ritual", powiewając nostalgią czasów, w których sztuce przyświecały idee, nie łatwy zysk. Dlatego omawiana płyta nie zajeżdża gastronomią na plastikowych tackach, z łamliwymi widelcami i zapaćkaną ceratą w tle. To wypasiony autentyk, który uciekł spod topora dzisiejszych namolnych dietetyków. Kalorie tych nut okupują wnętrze mego domowego gniazda, a ja wcale nie myślę o białej fladze.
W zasadzie, nie wiem, co tutaj wyróżnić. Całość wydaje się równa i chwytliwa. Już po pierwszych trzech nagraniach ("Worlds Apart", "Destiny" i "Rescue Me") dostałem takiej zadyszki, że ledwie uszedłem diabłu. I niech nikt nie liczy na ulgową taryfę. Żadnej potańcówki nie będzie. To prawdziwe sianokosy. A z takim "Damn You!", nawet nie próbujcie bez kagańca. Wyjątkami od ustanowionej tu czadowej reguły, rozbudowany, na pół nastrojowy albumowy finał "Sail On" oraz przedniej urody, acz w drugiej części przyjemnie dofinansowana decybelami ballada "Words Cut Like Knives".
Proszę przygotować się na ponad pięćdziesiąt minut reinkarnacji najszlachetniejszego heavy. Długo czegoś podobnego nie uświadczycie. Hmmm, i tylko pomyśleć, są tacy, to nie żart, dla których metalem jedynie Metallica - no i życie zmarnowane.






Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 

"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"