niedziela, 5 stycznia 2020

THE WHO - "Who" - (2019) -










THE WHO
"Who"
(POLYDOR)  ****






Chyba najlepsza płytowa okładka 2019 roku. I wcale nie dlatego, że spłodził ją odpowiedzialny za "Sierżanta Pieprza" Peter Blake. Inna kwestia, iż jej wdzięki wydrukowano na nieco cuchnącym i chyba pochodzącym z odzysku papierze - no, ale przecież to sól ziemi naszej.
The Who nagrali nad wyraz klasową płytę, co oznajmiam z dużą satysfakcją. Dzięki niej, pochowają się w norach wszystkie cięte ozory, które tylko patrzą, jak tu dołożyć kolejnym ostałym weteranom. Rock wcale się nie skończył, jednak gdy ze sceny zejdą The Who czy Rolling Stonesi, naprawdę będzie chuderlawo. Do dzisiaj nie urodził się drugi Hendrix, Beatlesi czy właśnie The Who. Nawet, jeśli wyznawcy Red Hotów czy wszelakich odmian Rival Sons'ów, będą mnie okładać za drwienie z tego typu granka ostem wraz z pokrzywami.
Daltrey i Townshend pozwalają sobie na wiele, ale nierzadko na refleksje, które nikomu nie będą tak przystawać, jak im. Lecz, gdy się tyle widziało, a i potrzęsło kilkoma pokoleniami...
Niewiarygodne, jak genialnie śpiewa Daltrey. W jego płucach jest tyle powietrza, co siły u nieokrzesańca w waleniu maczugą. Słucham go z największą przyjemnością, i znajdźcie mi w świeżo co zakończonym roku lepszego rockowego śpiewaka. Hmmm, nawet zazwyczaj nędzny wokalnie Townshend, jakże daje radę, w takim "I'll Be Back". Może dlatego, że jego harmonijka, plus zgrabne smyczki oraz płynący bas Pina Palladino, dały pod tę balladę dobre fluidy. Oprócz wszędobylskiego Palladino, są na tej płycie jeszcze, niedoceniany u nas gitarzysta Gordon Giltrap (polecam przynajmniej jego LP's z lat 70'tych, typu "Visionary" lub "Fear Of The Dark"), klawiszowiec Toma Petty'ego Benmont Tench czy syn Ringo Starra, Zak. Wszyscy dla sprawy istotni, lecz rządzą Daltrey oraz Townshend. To oni spłodzili "Who", i ich za nie rozliczymy.
Pierwsze trzy od brzegu wykrojone kawałki absolutnie świetne, i wszystkie opublikowane w odpowiednich odstępach czasowych na wirtualnych singlach. Najpierw "All This Music Must Fade" - mające niemal siłę "Bargain", zaś w warstwie lirycznej Daltrey wykłada: "... wiem, że nienawidzisz tej piosenki, ale nie obchodzi mnie to", całość puentując: "... co moje to moje, co twoje to twoje, więc kogo to kurwa obchodzi". Townshend kilka razy tak tutaj sprzęgnął, że aż w Charkowie stołami zatrzęsło. W następnym "Ball And Chain", w politycznym odniesieniu przenosimy się do Guantanamo, zaś w "I Don't Wanna Get Wise" Daltrey, z niezwykłą swobodą wyznaje: "... powiedzmy szczerze, byłem blefem, a me surrealistyczne życie bywało ciężkie ...(..)... całe to gówno, którego dokonaliśmy, przyniosło nam trochę forsy ...". Płyta rozkręciła się na dobre, ale podpowiem, nie od razu ją pokochamy. Przede wszystkim, by poczuć woń tej muzyki, należy jej posłuchać głośno, głośno i jeszcze raz głośno!, jednocześnie nie gubiąc wielu wplecionych w nią cennych myśli oraz trafnych spostrzeżeń.
Nie pojmuję, dlaczego przepiękna ballada "Beads On One String" nie jest jeszcze przebojem, przecież to wymarzona melodia pod wszelakie fale FM ("... teraz świat jest w gwiazdach ulotną kruszynką, i nie obchodzi mnie, jak go nazywasz. On zawsze jest taki sam, tylko my go zawstydzamy, kiedy w jego imię zabijamy ..."). Po tym przyjaznym - oczywiście dla mniej rockowego ucha - fragmencie, The Who znowu dowalają - "Hero Ground Zero" - pomimo, iż nad całością zawieszono łagodzące surowość smyczki. Daltrey zarzuca kolejną, a jakby jednocześnie trochę bilansującą zespołową karierę myśl: "... w końcu każdy lider staje się klaunem. Za moimi plecami jest ciepło nowego świtu ...". Z kolei, w przyjaznej radiowemu eterowi, melodyjnej piosence "Break The News" - autorstwa brata Pete'a, Simona Townshenda - usłyszymy: "... życie jest niesamowite, choć bywało wyboistą drogą ...". No i znak czasów, wobec którego kompozytorski Townshend a głosem Daltreya, z irytacją wyrażają: "... jeśli nie mogę powiedzieć prawdy z obawy przed molestowaniem, równie dobrze mogę być niemy ...". To bunt wobec bezlitosnych mediów, szczególnie społecznościowych, które w dobie wolności języka, często innym go przycinają. Doświadczeni życiem The Who nie godzą się, by w tym zgniłym moralnie świecie pouczały ich jakieś żółtodzioby bądź niedostrzegające wierzchołków zagadnień miernoty.
Nikomu nie próbuję wmówić, że wydane po kilkunastu latach fonograficznej pauzy najnowsze dzieło The Who jest kolejną "Quadrophenią" czy bóstwem, pokroju "Who's Next", jednak to naprawdę dobra, by nie rzec: bardzo dobra płyta. Właśnie z "tą" energią, "tymi" pomysłami i "tym" wykonaniem. Gdyby więc za sprawą "Who" przyszło tym klasowym Brytyjczykom zejść ze sceny, w mej pamięci pozostawią najpiękniej unoszący się swąd.






Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 

"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"