niedziela, 28 lipca 2019

STATUS QUO - Dolina Charlotty, sobota 27 VII 2019 r. - "Festiwal Legend Rocka"

Właśnie wróciłem z koncertu Status Quo. Kolejny bombowy występ tego lata i kolejny w objęciach zasłużonej gwiazdy rocka. Niech ten dwa tysiące dziewiętnasty rok trwa i trwa. Tak obfitych zbiorów nie pamiętam, a stąpam po tym ziemskim łez padole od pięćdziesięciu czterech lat. Chwilo trwaj!
Jak nie byłem w Charlottcie, tak proszę, w jeden miesiąc już po raz drugi. Niedawno kapitalny John Fogerty, a teraz Francis Rossi i jego czterej kompani. W trzech piątych encyklopedycznego długostażowego składu, jeśli komuś przeszłoby przez myśl, że to może jakiś kolejny tribute band. Nie nie nie, to konkretni mocarni Status Quo. Byłyby nawet matematyczne cztery piąte, gdyby Rick Parfitt niedawno przedwcześnie nie opuścił tego świata. I jego szczególnie żałuję, bo od serca bardzo lubiłem faceta. Zresztą, tandem Rossi i Parfitt, to dopiero było po półtora gościa na łeb. Ale cieszmy się, że istnieją, grają, że koncertują, i że we wrześniu wydadzą nowy studyjny album "Backbone", z którego wczoraj dwa kawałki. Znakomite, więc szykuje się klasowa płyta. Pierwszego dnia polecę po nią do sklepu, pod warunkiem, że w tych naszych coraz koszmarniejszych dyskontach handlowcy zatrybią w czym rzecz i sprowadzą na czas. Ostatnio niczego nie da się u nas planowo kupić. Oczywiście, oprócz Eda Sheerana i Sabatonów, którymi półki w sieciach nafaszerowane niczym kołdra pierzem. W temacie nadchodzącego albumu Rossi poflirtował z publicznością udając, iż nie pamięta jego tytułu, więc niby musi się w tym temacie skonsultować z kolegami. Była to jedna z kilku zajawek tego wieczoru, która oprócz świetnej muzyki dodała jeszcze dodatkowej szczypty luzu.
Nie chce mi się pisać o supportujących Statusów rodzimych Kris Blues Band, bo wynudziłem się podczas ich występu, że aż z wrażenia machnąłem kufel Kozela. Wokalista nie z tym głosem do takiej muzyki - to raz, a dwa, no jak może śpiewak bluesrockowej ekipy, aspirującej do grania pod niby Allmanów, nosić się na łyso, w trendy okularkach, w dodatku w krępującej ruchy wyjściowej koszuli, dopiętej na wszystkie guziki, a na dobitkę z równie dopiętym kołnierzykiem oraz w fajansiarsko leżących na jego ciele bazarowych dżinsach. Z takim image facet nie ma czego szukać w bluesowej branży. Jegomość wyglądał, jak by właśnie wrócił z jakiegoś korporacyjnego szkolenia. I tyle o zespole, którego podobno na support wybrali sami Status Quo. Proszę Francisowi Rossiemu już więcej nie dolewać.
Statusi na scenę wkroczyli o 21.28. Czyli na dwie minuty przed zaplanowanym aktem, i od razu dowalili r'n'rollowym "Caroline", po czym bez zadyszki wyciągnęli z cylindra super cover Toma Jonesa (a autorstwa Richarda Supy) "Something 'Bout You Baby I Like". Cóż za porywający wstęp dla tego absolutnie boogie/r'n'rollowego misterium. Takiego bez wizualizacji czy jakichkolwiek dla oczu wspomagaczy, a jedynie z prostymi światłami i tylko najlepszą muzyką. Taką bez nadmiaru ckliwości,
dłużyzn czy balladek. No, może za wyjątkiem jedynego w całym zestawie nierozpędzonego, a powszechnie wielbionego coveru duetu Bolland And Bolland "In The Army Now". Musieli to zagrać. Chyba by ich tłum zlinczował. Inna sprawa, iż publika w tym momencie całkowicie oszalała, przez co reszta już tylko na stojąco. Zresztą, kto by usiedział przy takiej muzyce.
Wiadomo, zabrakło wielu piosenek, bo i trudno, by grupa mająca na koncie ponad trzydzieści studyjnych albumów wplotła w ramy jednego koncertu wszystkie nagromadzone latami przeboje. Mówimy o zespole, który dziarga nuty od ponad pół wieku, a jeszcze na kąsający domiar sprawy, z początku zwał się Scorpions. I było to w czasach, gdy Klaus Meine z kolegami też ostrzyli sobie na tę nazwę zęby.
Amfiteatr w Charlottcie ugościł mnóstwo klasyków, jak choćby: "Down Down", "Again And Again", "What You're Proposing", "Beginning Of The End", "Whatever You Want", "Rockin' All Over The World" i jeszcze wiele wiele innych. Przy czym nadmienię, iż "Rockin' All Over The World" miesiąc wcześniej w Charlottcie zaśpiewał prawowity właściciel piosenki - John Fogerty, a wczoraj dokonał tego zespół, który najlepiej na świecie te nuty scoverował.
Status Quo to wciąż zespół o sporej wysokooktanowej jakości i niepohamowanej kondycji. Nie ma zmiłuj, ta piątka dżentelmenów grzeje jak rockowa biblia nakazuje.
Zawsze marzyłem o ich koncercie, bo i od zawsze Status Quo uważam za kapitalny zespół. A na koniec szepnę Szanownym Państwu słówko, iż mam przyjemność wywodzić się z czasów, kiedy fani rocka jednym tchem wymieniali nazwę "Status Quo" obok Pink Floyd, Nazareth, Black Sabbath, Led Zeppelin, Uriah Heep czy Queen, albowiem wszystkie one poruszały się po tym samym terytorium wielkości oraz sławy. Tak było, wierzcie lub nie, choć lepiej staremu druhowi Masłowskiemu uwierzcie, bo ja wiele widziałem, a jeszcze więcej słyszałem. Być może niegdyś wspólnie wsiądiemy do wehikułu czasu, by odkurzyć dawny skansen prawdy i istoty rocka. Takiego w dżinsach i rozchełstanych koszulach, a nie z włoskami ulizanymi na żel.

P.S. Cieszę się, że z moim koncertowym towarzyszem w drodze powrotnej, dosłownie w ostatnich chwilach zaoszczędziliśmy życia, po kolei, najpierw borsukowi, później kotu, a na końcu lisowi. Uważajcie zwierzaczki, jesteście cudowne, więc nie brnijcie pod koła, a kierowcy nogi z gazu.

P.S. 2 Jakość fotek, jak to bywa w zwyczaju, fatalna. Zajmowany przeze mnie środkowy sektor, co prawda nieodległy, jednak dla możliwości tandetnego smartfonu nieosiągalny.







Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"




armia smartfonów podczas "In The Army Now"


===============================

Krys Blues Band
tu także
i jeszcze tu także
na miejscu bez deszczu, i tak już do końca, aż pojawiły się gwiazdy
w drodze do Charlotty momentami lało
oj, zbierało się...
=========================================
=========================================

Niebo nad Doliną Charlotty na godzinę przed występem Status Quo. Na szczęście nie spadła z chmur choćby kropla deszczu. Konferansjer zasięgnął wiedzy z Instytutu Meteorologii i zapewnił, że deszcz nas nie dopadnie - mówił prawdę.