środa, 3 lipca 2019

JOHN ILLSLEY - "Coming Up For Air" - (2019) -








JOHN ILLSLEY
"Coming Up For Air"
(CREEK TOURNIG & RECORDS LLP)

***





Niewiele ponad pół godziny muzyki oferuje najnowszy mini album byłego basisty Dire Straits, a na solowym obszarze również gitarzysty akustycznego oraz wokalisty. Ponadto, Muzyka wszystkich sześciu studyjnych dzieł tamtej zasłużonej swingująco-rockowej formacji, i co należy podkreślić, do dzisiaj przyjaźniącego się z jej szefem, Markiem Knopflerem. Za dowód niech posłuży fakt, iż "Coming Up For Air" Illsley nagrywał w British Grove Studios, a więc w londyńskich studiach należących właśnie do Marka Knopflera. Chociaż szkoda, iż tym razem bez jego gościnnego udziału, co stanowiło za swoiste smaczki na kilku innych płytach.
Illsley tęskni za Dire Straits, co słychać w jego nowej muzyce, ale też spory sentyment do tamtych chwil obnażył się w niedawnej serii jego koncertów, wygenerowanych pod hasłem "The Life And Times Of Dire Straits". Szkoda jedynie, że Illsley stał się do szpiku przewidywalny. W zasadzie, po każdej kolejnej płycie spodziewam się dokładnie takiego samego grania. W tej pełnej uroku muzyce nie znajdziemy nawet cienia spontaniczności. Wszystko porasta rutyną, niedającą nawet kapki dramaturgii. Rzecz tradycyjnie w katalogu Illsleya produkcyjnie wytłumiona, a zaśpiewana jeszcze bardziej przez los mu nadanym stłamszonym głosem, konsekwentnie sącząc się, nigdy nie eksplodując.
Dire Straits zostają przywołani już w pierwszym z całego zwoju nagraniu "Old Amsterdam". Illsley w tekście odnosi się do czasów ich albumowego debiutu, ale dostrzega też m.in. dawne amsterdamskie królowe z dzielnicy czerwonych latarni. Z kolei, w zamieszczonym w albumowym jądrze "So It Goes", w jego refrenie padają tytuły Dire Straits'owych piosenek, jak "Wild West End" oraz "In The Gallery". Aż chce się mimowolnie posłuchać ich po tylu latach.
Illsley, podobnie jak Knopfler nie posiada wielkiego głosu. Śpiewa raczej szepcząco i jakby narracyjnie, jednak do tej muzyki de facto więcej nie potrzeba. A co też należy uczciwie zaznaczyć, pomimo podobnych wokalnych parametrów, jakie posiadają, Illsley jakości Knopflera nie osiąga nawet w chwilach swych wzlotów, ale też pod względem kompozytorskim bywa jedynie kapiszonem. Dlatego na zawsze w DireStraits'owej rodzinie Knopfler będzie Mozartem, zaś Illsley niespełnionym Salierim. A jednak tkwię w przekonaniu, że tę niedawno opublikowaną mini płytę bez fałszywych wstrzemięźliwości przygarną do swych kolekcji niemal wszyscy zadurzeni magią nut "Brothers In Arms" czy "Sultans Of Swing". Przy czym przestrzegam, pomimo całej nabytej sympatii względem "Coming Up For Air", nie znalazłem tutaj nawet jednego motywu, który zdystansowałby którąkolwiek z piosenek ze śpiewnika Marka Knopflera. Illsley nie posiada mocy, ni nawet namiastki charyzmy Knopflera, choć bezustannie partycypuje z jego talentu. Wkłada w to dużo wysiłku, przez co niekiedy bywa całkiem blisko, jak w delikatnym "When Things Go Right", wspomnianym już "So It Goes" lub w nieco żywszych "Wild One" oraz "Picking Up The Pieces", gdzie nawet zamarzyło mu się powrócić do oddalonych o cztery dekady country'ujących pierwszych dwóch płyt Dire Straits, a jednak rodzą się z tego tylko niewinne, choć pełne wdzięku przebłyski.
Skoro tak często padała nazwa "Dire Straits", warto jeszcze dostrzec kolejną postać z nią związaną - Guy'a Fletchera. Znanego z płyt "Brothers In Arms" oraz "On Every Street" instrumentalistę klawiszowego, dzielącego się tu swą glanc profesją z drugim do klawiszowego kompletu Steve'em Smithem.
Reasumując, "Coming Up For Air" to dobre ogniwo w DireStraits'owej rodzinie, nawet jeśli żadnych cudów od niego nie oczekujmy.






Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"