wtorek, 14 listopada 2017

SNOWY WHITE AND THE WHITE FLAMES - "Reunited..." - (2017) -








SNOWY WHITE AND THE WHITE FLAMES
"Reunited..."
(SNOWY WHITE RECORDS)

***1/2




Snowy White należy do grona muzyków, którzy swą wielkość skrywają w cieniu innych. Jest on sprawcą nie tylko przepięknej ballady "Bird Of Paradise", której melodia oraz gitarowa partia zatykają do dzisiaj, ale stoi też postacią uznaną i odpowiedzialną za wiele sukcesów Rogera Watersa, Pink Floyd, Petera Greena, bądź nieistniejących Thin Lizzy. Miałem okazję dwukrotnie podziwiać jego talent na żywo. Mniej więcej przed 1,5 dekady w Warszawie podczas koncertu Rogera Watersa oraz kilka lat później w pewnym poznańskim jazzowym klubie, gdzie muzyk zaprezentował swą maestrię w repertuarze blues-rockowym.
Ostatnio sprawca "Rajskiego Ptaka" w krótkim czasie zrealizował dwa bardzo bliźniacze albumy. W ubiegłym roku było nim "Released", a tymczasem trafia w nasze ręce jego dopełnienie "Reunited...". Pomimo, iż poprzednie dzieło Snowy podpisał tylko własnym nazwiskiem, a tym razem już kolektywnie ze swoją ekipą White Flames. Przeczytałem niedawno jego wypowiedź, w której wyraził radość z tego, co obecnie tworzy. Jak to ujął: współtworzenie z przyjaciółmi sprawia, że znajduję się w sercu oazy. Pięknie, prawda? I proszę dać wiarę, iż muzyka płynąca z "Reunited..." też na takie słowa zasługuje. Sporo tu nastrojowego, wręcz uduchowionego blues rocka, zagranego z lekkością wijącego po wietrze piórka, w wielu miejscach również podlanego jazzem, jak choćby w instrumentalnym "Long Time No C.", albo w niesamowitej pianistycznej partii Maxa Middletona w kompozycji "I've Heard It All Before".
Moim faworytem klejnot-ballada "Where Will You Belong". Delikatny głos Snowy'ego i jeszcze subtelniejsza jego gitarowa gra wywołują najprzyjemniejsze dreszcze. Rzecz dla stęsknionych bluesowaniem na PinkFloyd'owską nutę, w czym Snowy White od zawsze deptał po piętach Davidowi Gilmourowi. Za sprawą tej kompozycji dotrzemy do wrót muzycznej ekstazy. Szkoda, że czegoś podobnego już na tej płycie nie znajdziemy, choć znajdziemy wiele. Z naciskiem na sześcio- i półminutowy leniwy balladowy blues "Headful Of Blues", który jest kompozycją, jaką nie pogardziliby Joe Bonamassa, Walter Trout czy nawet gigantyczny John Mayall. Nie mniejszą albumową ozdobą wydaje się finałowy, blisko 12-minutowy "Time To Start Living". Z początku powolny i w znacznym stopniu akustyczny, jednak z czasem nabierający pewnego nerwu. Być może momentami wdziera się w jego szeregi nieco chaosu, ale chyba troszkę o to chodziło, by słuchaczem pod koniec albumu wstrząsnąć. Na pewno nikt nie przyśnie.
Reasumując, na "Reunited..." otrzymujemy trzy instrumentale, tj: z grającym na kongach Richardem Baileyem "Rest Full", wspomniane jazzujące "Long Time No C." oraz beztekstową bluesową balladę "Emptyhanded", plus całą masę dłuższych i krótszych bluesowych piosenek, które w pełni powinny zaspokoić oczekiwania sympatyków tego jak najbardziej cały czas wielkiego Artysty.






Andrzej Masłowski


"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"