środa, 2 października 2024

z magią na wstecznym

Bez Beatlesów nie ma muzyki. A przynajmniej, nie byłoby jej w takim kształcie, w jakim wykreowała ją Liverpoolska Czwórka w obłędnie postępowej, czytaj: progresywnej dekadzie 60'. Używanie zatem w muzyce terminu: progresywne, po osiemdziesiątym roku, bywa pogardą dla ewolucji tego fenomenalnego! zespołu, który w ciągu ośmiu lat przebył magiczną podróż od prostego r'n'roll/beatowego "Please Please Me", poprzez psychodelię "Revolver"/"White Album"/"Magical Mystery Tour", aż po pełne artyzmu i pomysłowości piosenki z "Abbey Road"/"Sgt. Pepper's..."/"Let It Be". Coś absolutnie genialnego i wręcz niemożliwego, jeśli pomyślimy nad rozwojem Beatlesów w kontekście obecnej stagnacji. Teraz mało komu cokolwiek się udaje, niewielu w ogóle się chce, jeszcze więcej nie ma żadnego talentu, choć tym ostatnim wydaje się, iż pozjadali wszystkie rozumy. Dlatego nie rozmawiam o muzyce z ludźmi mającymi olewkę na Beatlesów. Uważam ich za cieniasów, nie zasiadam do stołu, nie polewam, nie wznoszę toastów, nie celebruję niczego, ponieważ szkoda czasu na czcze gadki. Bez Beatlesów, Stonesów, Claptona, Hendrixa i paru innych, nie byłoby niczego. Nie dostąpilibyśmy konkretnie nastrojonych (czytaj: przestrojonych) gitar, kompozytorstwa, muzykalności, talentu, ale i niesforności, hucpy, nawet błogosławieństw na niwie rock/r'n'rolla.
Nie kumać Beatlesów, to jak próbować wcinać w konwersacjach japę o piłce dyskredytując wielkość Pelego na rzecz Messiego, a o baseballu nie słyszeć o legendarnych Babe'ie Ruthie czy Joe'im DeMaggio. Tym bardziej, iż ten drugi skradł serce samej Marilyn Monroe.
Beatlesi to cud/objawienie. Niesamowite, iż w jednym miejscu spotkali się tak piekielnie zdolni chłopacy, a wszystko miało miejsce akurat w epoce, która potrzebowała wywrócenia świata do góry nogami. Żałuję, że nie urodziłem się np. w tysiąc dziewięćset pięćdziesiątym pierwszym, gdziekolwiek w Anglii, albo nawet Zachodnich Niemczech, i nie mogłem na żywo dotykać inicjacji najlepszego rocka, uczestniczyć w występach tamtych gwiazd, mieć zaszczyt kupowania w dniu światowych premier płyt Beatlesów, Stonesów, także Elvisa Presleya. To musiało być fascynujące, podziwiać sprzedawczynie w loczkach i miniówkach, młodzieńców w gangach i śledzikach, a po wnętrzu musiccenterów właśnie rozchodziły się najnowsze nagrania np. z "Sierżanta Pieprza". Ile bym dał, by być w takich okolicznościach, najlepiej przy narodzinach tego konkretnego albumu, ale jakiegokolwiek tyciu mniej istotnego, też bym nie pogardził. A potem słuchać, czytać melodymakery i mieć jak na dłoni właśnie wschodzących dla kolejnego pokolenia żółtodziobów z Pink Floyd, Queen czy innych Deep Purple.

andy

"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań (Radio Afera) lub
afera.com.pl 


"USPOKOJENIE WIECZORNE"
w każdy poniedziałek od 22.07 do 24.00
na 100,9 FM Poznań (Radio Poznań) lub radiopoznan.fm