sobota, 5 października 2024

bo(ndow)ski Fender

W lombardzie Ricka Harrisona kolejne zaskoczenie, nawet dla samego właściciela, który, co ważne, muzę lubi i się zna. Mało tego, przed konfrontacją z Rogerem Daltreyem, z którym miał frajdę w studio zduetować "My Generation", emisji głosu uczył go sam Kip Winger. Pod fakt, iż lider grupy Winger, na co dzień prowadzi szkołę nauki śpiewania. Ale do rzeczy. Chodzi o "Gwiazdy Lombardu", jeden z odcinków roku dwa tysiące trzynastego. Otóż, pewnego razu, do będącego za ladą Ricka, podszedł starszy już wiekiem facio z futerałem, po którego otwarciu niemal jak w królewskim łożu usadowiony stary, lecz w cudownie dobrym stanie Fender Stratocaster z tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego pierwszego. Po krótkiej rekomendacji okazało się, iż sprzedającym, w zasadzie mało wizerunkowo rozpoznawalny Vic Flick - w branży uznany muzyk sesyjny, a co istotne, dokładnie ten gość, który na zaoferowanym modelu Fendera wycisnął słynny motyw przewodni do Jamesa Bonda 007. Na tym nie koniec, bo to już mało kto ma prawo wiedzieć, encyklopedie nie podają, otóż Vic Flick, w swoim czasie dawał nawet wskazówki Jimmy'emu Page'owi. Ponadto zagrał w paru numerach Toma Jonesa, jak choćby w "It's Not Unusual". I ponoć ten Fender pojawia się także w beatlesowskim filmie "A Hard Day's Night". Po takich wytycznych, aż muszę wyłowić wszystkie te szczegóły.
Ostatecznie Rick kupił gitarę za pięćdziesiąt pięć tysięcy dolców. 

andy

"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań (Radio Afera) lub
afera.com.pl 


"USPOKOJENIE WIECZORNE"
w każdy poniedziałek od 22.07 do 24.00
na 100,9 FM Poznań (Radio Poznań) lub radiopoznan.fm

środa, 2 października 2024

z magią na wstecznym

Bez Beatlesów nie ma muzyki. A przynajmniej, nie byłoby jej w takim kształcie, w jakim wykreowała ją Liverpoolska Czwórka w obłędnie postępowej, czytaj: progresywnej dekadzie 60'. Używanie zatem w muzyce terminu: progresywne, po osiemdziesiątym roku, bywa pogardą dla ewolucji tego fenomenalnego! zespołu, który w ciągu ośmiu lat przebył magiczną podróż od prostego r'n'roll/beatowego "Please Please Me", poprzez psychodelię "Revolver"/"White Album"/"Magical Mystery Tour", aż po pełne artyzmu i pomysłowości piosenki z "Abbey Road"/"Sgt. Pepper's..."/"Let It Be". Coś absolutnie genialnego i wręcz niemożliwego, jeśli pomyślimy nad rozwojem Beatlesów w kontekście obecnej stagnacji. Teraz mało komu cokolwiek się udaje, niewielu w ogóle się chce, jeszcze więcej nie ma żadnego talentu, choć tym ostatnim wydaje się, iż pozjadali wszystkie rozumy. Dlatego nie rozmawiam o muzyce z ludźmi mającymi olewkę na Beatlesów. Uważam ich za cieniasów, nie zasiadam do stołu, nie polewam, nie wznoszę toastów, nie celebruję niczego, ponieważ szkoda czasu na czcze gadki. Bez Beatlesów, Stonesów, Claptona, Hendrixa i paru innych, nie byłoby niczego. Nie dostąpilibyśmy konkretnie nastrojonych (czytaj: przestrojonych) gitar, kompozytorstwa, muzykalności, talentu, ale i niesforności, hucpy, nawet błogosławieństw na niwie rock/r'n'rolla.
Nie kumać Beatlesów, to jak próbować wcinać w konwersacjach japę o piłce dyskredytując wielkość Pelego na rzecz Messiego, a o baseballu nie słyszeć o legendarnych Babe'ie Ruthie czy Joe'im DeMaggio. Tym bardziej, iż ten drugi skradł serce samej Marilyn Monroe.
Beatlesi to cud/objawienie. Niesamowite, iż w jednym miejscu spotkali się tak piekielnie zdolni chłopacy, a wszystko miało miejsce akurat w epoce, która potrzebowała wywrócenia świata do góry nogami. Żałuję, że nie urodziłem się np. w tysiąc dziewięćset pięćdziesiątym pierwszym, gdziekolwiek w Anglii, albo nawet Zachodnich Niemczech, i nie mogłem na żywo dotykać inicjacji najlepszego rocka, uczestniczyć w występach tamtych gwiazd, mieć zaszczyt kupowania w dniu światowych premier płyt Beatlesów, Stonesów, także Elvisa Presleya. To musiało być fascynujące, podziwiać sprzedawczynie w loczkach i miniówkach, młodzieńców w gangach i śledzikach, a po wnętrzu musiccenterów właśnie rozchodziły się najnowsze nagrania np. z "Sierżanta Pieprza". Ile bym dał, by być w takich okolicznościach, najlepiej przy narodzinach tego konkretnego albumu, ale jakiegokolwiek tyciu mniej istotnego, też bym nie pogardził. A potem słuchać, czytać melodymakery i mieć jak na dłoni właśnie wschodzących dla kolejnego pokolenia żółtodziobów z Pink Floyd, Queen czy innych Deep Purple.

andy

"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań (Radio Afera) lub
afera.com.pl 


"USPOKOJENIE WIECZORNE"
w każdy poniedziałek od 22.07 do 24.00
na 100,9 FM Poznań (Radio Poznań) lub radiopoznan.fm


Rick Danko

Każdy w The Band był kolorową postacią, choć poza ramami tego kanadyjsko-amerykańskiego zespołu, największą sławę zdobył Robbie Robertson. Na dzisiaj jednak Rick Danko - przede wszystkim basista i jeden z kilku głosów The Band, ale kiedy trzeba - jak na tym albumie - gitarzysta. Poza zespołem niespecjalnie płytowo aktywny, chociaż znajdziemy jego nieliczne akcenty nawet u Neila Younga czy Ringo Starra. Jako solo, tylko jedno dzieło, i oto ono... -- "Rick Danko", wydanie Arista Records, 1st press, rocznik 1977, printed in USA.
Country/folk/bluesrockowy zestaw dziesięciu kompozycji - zdecydowanie niespiesznych, można rzec: atmosferycznych, w niemałym stopniu naznaczonych mocnymi nazwiskami, np. w "What A Town" solówkuje Ronnie Wood, "New Mexicoe" tą samą gitarową profesją wykazuje się Eric Clapton, z kolei, w "Java Blues" struny koi i szarpie kolega z The Band, Robbie Robertson. Weźmy jeszcze "Shake It", gdzie na moogu spełnia się David Paich. W ogóle, nie brak tu mocnych gości, a w instrumentach więcej pianina, organów, nawet akordeonu - a na nim inny The Band'iarz, Garth Hudson. Zakres muzyków szeroki, ale to już polecam przejażdżkę po nazwiskach na własną rękę.
Osobiście preferuję stronę B, a najbardziej wszystko po otwierającym tę część płyty fajnym, acz niewyszukanym numerze "Java Blues". Mamy potem same okazałe ballady: "Sweet Romance", "Small Town Talk", "Shake It" oraz "Once Upon A Time". Szczególnie piękna ta pierwsza. Ze strony A uwielbiam, z lekka ożywione, country/southernowe "Brainwash" (...pranie mózgu - podnieś się z ziemi, wsiądź na karuzelę...).
Ricka Danko nie ma już z nami od blisko ćwierć wieku. Przeżył mniej, niż mnie do tej pory się udało. Dawanie w żyłę, siedzenie za nadwyżkę hery w ciupie i parę innych wyskoków, swoje zrobiły. Szkoda, albowiem muzycznie świetny był.

Nie jest to unikat na CD, ale jakoś do dzisiaj się nie złożyło. Zamiast zatem gdzie trzeba z nośnika radiowego, polecam w piśmie z modnego.

andy

"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań (Radio Afera) lub
afera.com.pl 


"USPOKOJENIE WIECZORNE"
w każdy poniedziałek od 22.07 do 24.00
na 100,9 FM Poznań (Radio Poznań) lub radiopoznan.fm


wtorek, 1 października 2024

707

Krótkotrwała amerykańska formacja z Detroit - czyli świątyni Alice'a Coopera oraz Boba Segera - która fonograficznie ujawniła się wraz z nadejściem dekady 80', i tak rok po roku wydała trzy płyty, po czym zniknęła. Co prawda, reaktywowała się w okolicach przełomu dziejów, starego i nowego milenium, ale kto tym sobie głowę zaprząta? Acz, mam ich jedną płytę po wznowieniu działalności, i jest nawet powyżej okay. Dla przebiegu popularności i potencjału 707, liczą się jednak rzeczy najwcześniejsze, tak też, na dzisiaj debiut, o stosownym tytule "707". Jesteśmy w roku tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym. Albumowy status: winyl, tłoczenie pierwsze, Casablanca Record And FilmWorks, wydanie Made in USA, a konkretnie kalifornijska filia Casablanki. Wytwórni od wczesnych Kiss, Donny Summer, także wyzwolonych Village People.
Mamy tu najsłynniejszy numer ze stajni 707 - "I Could Be Good For You". Ewidentne granie spokrewnione z archeo dokonaniami Journey, Styx, Shooting Star czy REO Speedwagon. Jankesi, panie. Ameryka pełną gębą. Melodyjny rock, niekiedy hard, lecz nigdy nie za ostro, za to zawsze z dbałością o szczegóły. Przede wszystkim, o melodie. O chwytliwe refreny, wyraziste gitary - i tę prowadzącą, i solową - za obie odpowiedzialny Kevin Russell, będący też wokalistą (drugim był Phil Bryant), acz po drugim albumie dobił do składu, summa summarum z czasem słynniejszy Kevin Chalfant - głos także kojarzony z grupami Shooting Star, The Storm czy Two Fires.
Kevin Russell to bodaj jedyny 707 przedstawiciel, który do dzisiaj dźwiga zespołowy szyld.
Ta całkiem fajna grupa opiewała w nieszumne sukcesy, pomimo iż wszystko było dopracowane perfekt. Do pełni szczęścia czegoś jednak zabrakło. Może właśnie tego szczęścia, a może w repertuarze za mało konkretów pod przeboje? Na pewno przydałaby się lepsza ze strony Casablanki promocja lub cokolwiek innego równie sprzyjającego. Chociaż chociaż, wspomniany przed chwilą Kevin Russell, z biegiem lat spełniał się w roli producenta i czyni to nawet do dzisiaj, ponadto jako muzyk nierzadko wtórował na lubianych przeze mnie albumach, pracach niekoniecznie społecznych u innych - np. na "Penetrator" Teda Nugenta, "Silver Lining" Nilsa Lofgrena czy "Frehley's Comet" u ex-Kissowca, Ace'a Frehleya.
Niestety "707" posiadam tylko winyl, więc jeśli u siebie w stacji nie wywalczę przychylnego dla gramofonu didżejskiego stanowiska, na emisję zero szans. A szkoda, albowiem balladę "Whole Lot Better" chętnie zademonstrowałbym nawet po obu stronach radiowego oceanu - zarówno na Rocha, co i Berwińskiego. 

andy


"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań (Radio Afera) lub
afera.com.pl 


"USPOKOJENIE WIECZORNE"
w każdy poniedziałek od 22.07 do 24.00
na 100,9 FM Poznań (Radio Poznań) lub radiopoznan.fm


knock 'em dead kid

Zapomniani Kanadyjczycy z Trooper i ich trzeci w majątku album "Knock 'Em Dead Kid" - wydany w 1977 roku. Edycja MCA Records, printed in U.S.A.
Rock drugiej połowy lat siedemdziesiątych miał niepowtarzalny, unikatowy urok. Wtedy jawił się siłą, był trendy, zaś obecnie nadaje się do muzeum. Kto jednak pochodzi z tamtej epoki, nie odważy się szyderczo go zbyć. Inna sprawa, grupa wciąż istnieje, pomimo iż ich premierowych nagrań nie słyszano od ponad trzech dekad. Ale i tak liczy się pierwszych pięć, powiedzmy sześć albumów, czyli etap dla MCA, przebieg współpracy z dwoma niezłymi producentami (Randy Bachman oraz Howard Steele), przy czym ja postawiłbym na pierwszego. Tego, który zrobił Trooperom pierwsze cztery płyty: Randy Bachman. Tak tak, to ten Randy Bachman, filar The Guess Who oraz późniejszych Bachman-Turner Overdrive. Korzystając z okazji, przed paroma dniami, ten kapitalny muzyk/producent, świętował osiemdziesiąte pierwsze urodziny - wszystkiego najlepszego!
Trooper założyli, wokalista Ra McGuire oraz gitarzysta Brian Smith, i są to postaci z wszystkich płyt. Ich machina, emocje, pełen miłości w tę grupę wkład, a jednocześnie połyskujący owoc wieloletniej przyjemności grania prostego rocka, opartego o śpiew, jedną gitarę, bas, perkusję, plus instrumenty klawiszowe. Bez wirtuozerii i silenia się na niemożliwe. A mimo to, nierzadko pomiędzy zwrotkami i refrenami nie brak emocjonalnych krótkich wycieczek w gitarowo-klawiszowe solówkowanie. Asygnowanymi na przeboje singlami, dwie od brzegu piosenki ze strony B: na pół żywiołowe "We're Here For A Good Time (Not A Long Time)" - rzecz oscylująca pomiędzy Smokie a Racing Cars, oraz ballada "Oh, Pretty Lady". Druga strona albumu szczególnie udana - to informacja dla ewentualnych zniecierpliwionych jedynie poprawną stroną A. Albowiem, po tych dwóch na listy przebojów napadziorach, kolejny fajny, nieco bujankowy numer "Cold, Cold Toronto", a na mecie, doprawdy iście albumowy killer song "(It's Been A) Long Time". Chwytliwy, AOR'owy, z hardrockową gitarą, a zarazem najdłuższy w zestawie - przekraczający kilkoma sekundami barierę pięciu minut. Słodki refren songu do dzisiaj unosi mnie ponad chmury. Może dlatego, ponieważ pachnie graniem, jakie zawsze kochałem - a więc trochę wspomnianych już Smokie i Racing Cars, do tego po szczypcie Exile, lżejszych Sweet, Racey, The Babys, Styx, nawet Bay City Rollers. I ci ostatni, proszę do nich porównanie nie potraktować jako zniewagę względem Trooper. Zresztą, ja tam lubię Bay City Rollers i co mi zrobicie.
By nie było, iż Kanada to tylko Rush, Loverboy, Bryan Adams, Boulevard, Triumph czy mocno przyblakli sławą Toronto. Mam jeszcze w zanadrzu sporo winylowych przykładów i postaram się w miarę czasu na tym blogu je realizować.
Szkoda, że nikt nie wznawia dorobku Trooper na CD. I pewnie nieprędko, o ile w ogóle się stanie. Debiutanckiego "Trooper" (1975) nawet nie słyszałem, by kiedykolwiek na srebrzystej płycie wydano, choć nie upieram się, czy było, czy nie. Kolejnych pięć albumów fakt, wydano na CD, lecz ów czyn spłodził się jeszcze za czasów, kiedy zaczynałem robotę w Modicie, czyli około tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego trzeciego/czwartego, może góra piątego roku. W dodatku, wtedy tamte płyty ukazały się jedynie w Kanadzie. I bardzo możliwe, że także we wszechobecnej w fonografii Japonii. Cóż, pozostają zatem winyle. Pomimo, iż pamiętajmy, nadal jest to nośnik nieradiowy. 

andy

"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań (Radio Afera) lub
afera.com.pl 

"USPOKOJENIE WIECZORNE"
w każdy poniedziałek od 22.07 do 24.00
na 100,9 FM Poznań (Radio Poznań) lub radiopoznan.fm


"USPOKOJENIE WIECZORNE" - program z 30 września 2024 / 'Radio Poznań' 100,9 FM Poznań


"USPOKOJENIE WIECZORNE"
wydanie nr 25
30 września 2024

(poniedziałek, w godz. 22.07 - 23.00)

Radio Poznań
100,9 FM Poznań
realizacja Jarosław Pachczyński
prowadzenie andy

Mały jubileusz; to już dwudzieste piąte nasze spotkanie na wciąż nowym dla mnie paśmie. A to jeszcze nawet nie pół roku. Wszystko zaczęło się w połowie kwietnia. Ciepło było. W ogóle tegoroczne wiosna i lato porywające. Za wyjątkiem przykrości z Zuleczką.
Cenię sobie te skondensowane poniedziałki, ale pamiętajcie, Nawiedzone Studio wymiata. Nie zapominajcie, nigdy nie wyrzekajcie, tam wszystko się zaczęło. Pierwsza miłość. Tej nigdy nic nie wymaże. Taki fakt, a z faktami się nie dyskutuje.

DEF LEPPARD "Drastic Symphonies" (2023)
- Love

URIAH HEEP "Conquest" (1980)
- Fools

THE HIGHWAYMEN "Highwayman" (1985) -- Kris Kristofferson in memoriam
- Highwayman {Jimmy Webb cover}

THE HIGHWAYMEN "Highwayman 2" (1990) -- Kris Kristofferson in memoriam
- American Remains 

MANFRED MANN'S EARTH BAND "The Roaring Silence" (1976)
- Questions

RARE BIRD "Rare Bird" (1969)
- Sympathy

THE PINEAPPLE THIEF "Magnolia" (2014)
- A Loneliness
- Bond

MARILLION "Seasons End" (1989) -- 2023 remix
- Berlin

na tuż przed północą moje miasto nieźle daje w poduchę