niedziela, 21 czerwca 2020

CzipTrik

Ostatnio na ziomalskiej wódzie przyczłapała się pomiędzy nasze grono dysputa w temacie Cheap Trick. Współczesnej młodzieży grupy nie polecam, jednak dla mojego pokolenia nazwa "Cheap Trick" niekiedy coś znaczy. Do dzisiaj noszę w pamięci kadr, gdy na szkolnej potańcówce poleciało z dźwiękowej pocztówki w koncertowej wersji "I Want You To Want Me", i salką poniosło. Niestety nie ja didżejowałem, ale i tak jako dwunastoletni smarkacz pękałem z dumy, że dyskotekowy prezenter zaserwował songa z mojej flexible-płytki.
A teraz okazało się, że przedwczorajsi od wódy kamraci ów kawałek też nieźle pamiętają, a do wspominkowej puli dorzucili jeszcze inny tytuł, "If You Want My Love". Też dobry numer, a jakże. Fakt, kilka lat młodszy i grasujący po przebojowych listach po upływie mojej podstawówki, lecz pomimo, iż nie było to pierwsze do CzipTrików me wzdychnięcie, po latach czuję, że i ten kawał muzycznego plastiku to też niezłe pierdalnięcie.
Mówimy o zespole, który nigdy w Polsce wysokich notowań nie miał, a wręcz tym dobitniej przypomina mi się nawet pewien jegomość, który z dziesięć lat temu podarował mi dwa Cheaps winyle, i na rozstajne (facet akurat wyprowadzał się z mego Poznania), mniej więcej coś w podobnym duchu dorzucił: "niech pan to zabiera, słuchać się nie da". Miałem ochotę gościowi za obrazę tego muzycznego majestatu przyłożyć, no ale skoro sprezentował dwa longi, cofnąłem dłoń do kieszeni. Poza tym, ja też zagorzałym wielbicielem Cheap Trick nie byłem/nie jestem, więc nie ma się co obruszać. Ale... jest jedna płyta, którą lubię od serca, tak od dechy do dechy. To wydana w 1990 roku "Busted". Niekiedy r'n'rollowa, innymi razy trochę sweetly, a w całej reszcie konkretna i hard rockowa. Oczywiście hard rockowa, w takim amerykańskim zmiękczonym pojęciu.
Płytę wyprodukował Richie Zito - niezły gitarzysta, a i rozchwytywany przy tym sideman, lecz również uznany producent. Właśnie on swym sumieniem dźwiga finalny efekt Eddiego Moneya "Can't Hold Back". Album, na którym lśnią, choćby "Take Me Home Tonight" bądź "I Wanna Go Back". Ale też dla większego prestiżu dorzucę przede wszystkim genialny!!! debiut supergrupy Bad English. I ten właśnie, od tych zacnych uczynków Zito, wyprodukował również, a i dźwiękowo wyinżynierował przywołane "Busted". Płytę, z której kilka kawałków stało ozdobą dawnej MTV. I wcale niekoniecznie tylko tej z działu Vanessy Warwick "Headbangers Ball", a po prostu, gdzieś pomiędzy Snapami i NewKidsOnTheBlock'ami (Waldo ma nawet ich LP na półce - wow!!!), szły te nuty w jednej linii i nikomu nie wadziły. Pamiętacie "Wherever Would I Be" czy "Can't Stop Fallin' Into Love"? Nawet, jeśli tytuły po takim czasie niewiele Wam podpowiadają, nastawcie te piosenki, posłuchajcie, znacie jak nic. Podobnie, jak "Back 'N Blue" czy "If You Need Me" (tutaj na gitarze w gościnie Mick Jones z Foreigner), aż po finałowy, z krwi i kości rock'n'roll, o słusznym tytule "Rock'N'Roll Tonight". Dołożyli panowie w końcówce albumu tymi szaleńczymi pięcioma minutami - nie powiem, nie powiem. Ale też, z jakim entuzjazmem szarpali strunami Rick Nielsen i Robin Zander. Odstawili popisówkę względem Pretenders'owskiej Chrissie Hynde, która z kolei w "Walk Away" też nieźle pośpiewała. Chrissie zawsze miło posłuchać. No i dodać wypada, Robin Zander miał na "Busted" wokalną życiówkę. Wszystko zaśpiewał dużymi literami, aby nic nikomu nie umknęło. Śpiewał z pasją, bo i było do czego śpiewać. Co kompozycja, to trafione zatopione. Środek tarczy aż skomlał obolałą dupą od celnych strzałów - taka to płyta.
Dla jasności, w piątek o Cheap Trick z chłopakami było przez pięć minut. To ja tu teraz rozbudowałem ich wątek, wszak nie mogłem spointować tematu już w drugim zdaniu. Nie każdego dnia wywołuje się przed szereg szyld "Cheap Trick". Moje roczniki, czytaj: stare pierdzielstwo, non stop rozprawiają jedynie o BlackSabbath'ach czy innych Purplach. Żyć bez nich nie potrafią. Nie kończą się więc potyczki o tym, czy Sabaci lepsi byli na "Paranoid" czy może jednak na debiucie, a jeszcze znajdzie się zawsze jakaś zaraza, która nie lubi Ozzy'ego, więc Sabbsi dopiero od Dio, itd... Do omdlenia wciąż te same gadki szmatki. Dlatego, gdy niechcący pojawia się przy kielichu jakakolwiek mniej oczywista nazwa, z radością podchwytuję temat, jednocześnie wzmagając chęć do podkręcenia woluminowych gałek.



A.M.