czwartek, 14 marca 2019

WILLE & THE BANDITS - "Paths" - (2019) -








WILLE & THE BANDITS
"Paths"
(OMN Label Services)

****





Paczka tych bujnowłosych zbirów bryzga sporymi umiejętnościami, a ich wizerunek wcale nie tak bardzo odbiega od bohaterów płytowej okładki Motörhead "Ace Of Spades".
Niedawno byłem na ich koncercie, na którym zasiali taki dym, że ich konkurencja mogła tylko z zazdrością podpierać knajpiane barowe blaty.
W ich pełnej pomysłów energetycznej szufladzie jest miejsce na bluesa, folk, latino oraz chicano rocka. Wszystkie te stylistyczne odnóża wodzi na pokuszenie charyzmatyczny śpiew Wille'ego Edwardsa, który ponadto dzielnie tnie na wszystkich możliwych instrumentach szarpanych, jak gitary akustyczne, elektryczne, hawajskie, dobro, niekiedy także stosując technikę slide. Jego egzotyczni towarzysze również nie ograniczają się do powierzonych im w podstawie sekcji perkusji czy basu, bowiem z podobnym animuszem sięgają po bongosy, kongi, harfę, wiolonczelę, i co nie tylko.
Muzyka tria stanowi za koktajl Quentino Tarantino z domieszkami Dave'a Matthewsa, Carlosa Santany, Los Lobos, Led Zeppelin, a nawet takiego "After Dark" - w obowiązkowym wydaniu Tito & Tarantula. Niewiarygodne, że to Anglicy. Spójrzmy na ich desperado wizerunek i posłuchajmy pierwszych z brzegu wziętych utworów, a szybko pojmiemy, że bliżej im do genealogi Octavio Pazy niż Szekspira.
Na ich najnowszym "Paths" zgodnie z przewidywaniami panowie pieszczą korzenie latynosko-meksykańskie, tworząc przyjemną gmatwaninę brudnych jak i akustycznych nut. Gdy wpadają w trans, nie wolno im wyłączać światła, a wówczas sieją niszczycielską moc. Nawet francuskie perfumy nie przyćmią swądu opon, jaki wyzwala ta muzyka.
Żałuję nieco, że tym razem nie powstało coś na miarę wielowątkowego "Angel", lecz z dostarczonych na "Paths" cztero- czy pięciominutowców, też da się wykroić mnóstwo świetnych tematów. Zresztą, pierwszych pięć kawałków (niezłe wstępniaki "One Way" i "Make Love", plus kapitalne "Victim Of The Night" i "Chakra", oraz podszyta wiolonczelą genialna ballada "Four Million Days") słucha się z zapartym tchem, dopiero funkowo-rapujący "Keep It On The Down-low" coś nie pod moje strzechy. Ale i w dalszej części albumu nie zabraknie emocji, bo i tam kolejne naładowane ołowiem ballady "How Long" czy "Retribution", i jeszcze innego co nieco.
W przepastnym kompozytorskim banku Wille'ego i jego kamratów widnieje szyld: "we never closed".

P.S. Serdeczne podziękowania dla Piotrka "nie tylko maszyny są naszą pasją". 






Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"
 
  ==================================
 
Grupa na Facebooku:
"Nawiedzone Studio - Słuchacze"