wtorek, 29 maja 2018

STORMTROOPER - "Pride Before A Fall - The Lost Album" - (2017) -








STORMTROOPER
"Pride Before A Fall - The Lost Album"
(HR RECORDS)

***





Termin "heavy metal" dotkliwie przeformował swe znaczenie po dekadzie 80's, i bywa obecnie zupełnie inaczej postrzegany, niż w okresie brytyjskiej eksplozji nurtu New Wave Of British Heavy Metal. Inna sprawa, że wszechobecne gloryfikowanie Metalliki podcina wiarę w wielkość wielu innych zespołów. Oczywiście ekipa Jamesa Hetfielda i Larsa Ulricha wielką jest, ale przesz nie jedyną. Na gruncie radiowym często zachęcam do kibicowania wielu innym wykonawcom, którym nie zawsze się poszczęściło, pomimo iż artystycznie nie odstawiali nogi. Myślę, że zapomniana, a raczej kompletnie nieznana grupa Stormtrooper, właśnie na taką nutkę uwagi zasługuje. A mowa o jednym z przedstawicieli wspomnianego nurtu NWOBHM, któremu nie wyszło, jak tuzom z Motörhead, Demon, Saxon, Def Leppard czy Iron Maiden. I chyba w kategoriach cudu należy potraktować wydaną stosunkowo niedawno płytę "Pride Before A Fall", której podtytuł "The Lost Album" już wiele wyjaśnia.
Poniższe CD zawiera nagrania zarejestrowane na przełomie 1980/81 roku, i stanowi niemal za całkowitą spuściznę Brytyjczyków, choć w archiwach nadal leżakuje kilka kompozycji, nad którymi być może także ktoś się niegdyś pochyli.
Stormtrooper powstali w 1977 roku w Bristolu, jednak z chwilą prawdziwego boomu ówczesnych anglosaskich metalowców, po grupie szybko pozostał jedynie popiół. Ta krótkotrwała formacja, w epoce nie dorobiła się choćby albumu, a jedynie osamotnionego singla "Pride Before A Fall" - opublikowanego w 1980 roku. Jednocześnie pod takim samym tytułem muzycy przystąpili do nagrywania debiutanckiego longplaya, co nawet udało się w pełni zrealizować, jednak w chwili jego ukończenia, po Stormtrooper pozostało blade wspomnienie. Żaden label po takim fakcie nie był zainteresowany promowaniem zespołu, którego losy ostatecznie się przesądziły.
"Pride Before A Fall" był nagrywany za tzw. pierwszym podejściem, co jak historia pokazała, wychodziło wielu wykonawcom na dobre - vide debiutancki longplay Budgie. W przypadku Bristolczyków słychać jednak bardziej fascynacje Led Zeppelin czy Rush, choć nie brak w ich twórczości odniesień do punkowej energii, namaszczeń bluesowych, jak też chęci jam'owania ("Battle Of The Eve"). Jest to jednocześnie na swój sposób album dość surowy. Nawet pojawiające się instrumenty klawiszowe nie łagodzą sprawy. Niezaprzeczalnym faktem, iż całość
najwyraźniej nie została też dopieszczona produkcyjnie. Ma to nawet pewien urok, oddający ducha powijaków zespołu, z którego może nawet byliby ludzie, gdyby ich kariera potoczyła się korzystniej.
Gdy spojrzymy na zespołowe personalia, nie dostrzeżemy nazwisk wiele mówiących. Wokalista (niestety mocno przeciętny) Paul Merrell, perkusista Nick Hancox czy gitarzysta Bob Starling - wszyscy wydają się wręcz anonimowi, a jednak "linę zapomnianych" przerywa nagle basista Colin Bond. Ów dżentelmen zagościł nieco później w bardzo fajnym, choć u nas kompletnie nieznanym Stampede, a nawet wdał się w koncertowy epizod z Meat Loafem. Mało tego, ten nie tylko uzdolniony basista, ale też klawiszowiec oraz spec od efektów specjalnych, został nawet kiedyś poproszony przez wytwórnię Polydor o dotarcie na przesłuchanie do grupy Status Quo, jednak ostatecznie muzyk odmówił. Po tym fakcie inny fonograficzny gigant Arista zaproponował mu trasę ze wspomnianym powyżej Meat Loafem, i tu na szczęście wszystko poszło jak należy. To nie wszystko; Bond uciął także sobie muzyczny flirt z Janickiem Gersem - gitarzystą Iron Maiden - jednak nie wyrosło z tego żadne drzewo.
Nie będę próbował nikomu wmówić, że zagubiona płyta twórców znad rzeki Avon zachwyci w równym stopniu, co dzieła najwybitniejszych przedstawicieli NWOBHM, niemniej trudno przejść obojętnie wobec ciekawych i jednocześnie rozbudowanych kompozycji, co: Drunken Woman", "Battle Of The Eve" oraz "After Battle". Nawet jeśli dla młodszego metalowego odbiorcy zabrzmią one zdecydowanie anachronicznie, czytaj: "nieMetallikowato". Z kolei tytułowy "Pride Before A Fall", plus otwierający całość "In The State, In The City", to na swój sposób szlagiery zza grobu.
Warto zarzucić na nich przysłowiowego ucha, choćby po to, by ten szyld ocalić od całkowitego zapomnienia.






Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"