czwartek, 24 września 2015

BLACKMORE'S NIGHT - "All Our Yesterdays" - (2015) -






BLACKMORE'S NIGHT
"All Our Yesterdays" - (MINSTREL HALL MUSIC) - dystrybucja FRONTIERS
**1/2



W ostatnim czasie Ritchie Blackmore zatęsknił za rockiem. Dał temu wyraz nie tylko w słownych deklaracjach, wyrażających chęć zagrania kilku koncertów w takowym klimacie, lecz i przecież na poprzednim albumie renesansowych Blackmore's Night zgrabnie przerobił rockowe klasyki grup Uriah Heep "Lady in Black" oraz własnych Rainbow - z nieprzeciętnej urody balladą "The Temple Of The King". O ile nawet cała tamta płyta wypadła nad wyraz korzystnie, o tyle najnowszą zarysowuje kompletny brak konceptu i weny twórczej. Nawet jeśli zdamy sobie sprawę, że wszystkie elementy stylu zostały w zasadzie zachowane. Z większości kompozycji po prostu wieje nudą. Już otwierający całość, tytułowy "All Our Yesterdays" jest jakiś taki jarmarczny, bliski dokonaniom rozśpiewanych naszych eurokokospokowych Jarzębinek. Sprawę nieco ratuje tchnący radością instrumentalny temat ludowy "Allan Yn N Fan" - z fajnym, choć krótkim gitarowym akcentem w "purpurowych" barwach, po którym następuje opus magnum albumu, w postaci kolejnego instrumentala, jakim jest "Darker Shade Of Black". Dla tego nagrania warto wydać każde pieniądze. Oto przykład dzisiejszych kompozytorskich możliwości Blackmore'a. Aż żal, że tak nieczęsto zacny Ryszard bierze się za pióro i kartki z pięcioliniami. Podszyty ładną operową wokalizą, dostojnie i powoli rozkręca się folkową nutą, po czym dochodzą majestatyczne organy, a później to już trudno opisać. Poprzestańmy może na tym, że dawno Ritchie Blackmore nie zagrał tak obłędnie pięknej gitarowej solówki. No, może za wyjątkiem kończącej poprzedni album kompozycji "Carry On...Jon", ale weźmy pod uwagę, że tamten klejnot był hołdem dla zmarłego Jona Lorda - wybitnego muzyka, a i wieloletniego zespołowego kolegi/przyjaciela. A zatem, po kiepskim początku, rozwinięcie dzieła daje nawet pewne nadzieje... Niestety, później już bywa źle, bardzo źle, i tylko z rzadka akceptowalnie. Trudno nie przyciąć komara przy łzawych balladkach, z "Long Long Time" i "Earth Wind And Sky" na czele. Candice pełni w nich rolę usypiającej niańki. Nic nie pomagają nawet usilne próby wzbogacania tła folkowymi wtrętami. Na nic też żywszym tematom, typu: "Coming Home" lub "Where Are We Going From Home" - z po prostu mało chwytliwymi i niezapamiętywalnymi melodiami.
Szczytem zaś wszystkiego, są koszmarne przeróbki "Moonlight Shadow" (Mike'a Oldfielda) oraz "I Got You Babe" (duetu Sonny & Cher). Już nie mówiąc, że ten ostatni, tak pasuje do repertuaru Ryszarda i jego wenus Candice, jak Krzysztof Krawczyk do Black Sabbath.
Niech miłość pomiędzy trzonem Blackmore's Night trwa nieprzerwanie, jednak widać czas najwyższy choć na moment zamienić rajtuzy na przetarte dżinsy.




Andrzej Masłowski


RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 

 www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00



"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"