sobota, 29 listopada 2014

MANFRED MANN - Lone Arranger - (2014) -

MANFRED MANN
"Lone Arranger" - (CREATURE MUSIC) -
*


Co to jest? Czy to jakiś kiepskiej urody żart? Nie, to najnowsza płyta bardzo zasłużonego dla muzyki Manfreda Manna. Jednego z moich dawnych ulubieńców, choćby za sprawą kierowanej niegdyś przez niego kapitalnej "Ziemskiej Orkiestry". Pomimo, iż dla innych jego fanów może być to okres z Chapter III, a znajdą się i tacy, dla których opus magnum stanowią wczesne piosenki w rodzaju "Pretty Flamingo", itp....  Jak mawiają, to było dawno i nieprawda.
Zapomnijmy o wszystkim czego ten nieprzeciętnej kompozytorskiej urody muzyk dotąd dokonał. Nie wspominajmy "The Roaring Silence", czy tak krytykowanej niegdyś "Angel Station", bo żalu nie będzie końca. Jest rok 2014, a nasz maestro przyodział eksperymentalny kaftan, w którym zupełnie mu nie do twarzy. Bo oto ten postanowił przypodobać się hipsterskim klubowiczom. Do pełni szczęścia brakuje mu tylko w dłoni Fritz Coli i siedliska z darmowym wi fi.
Co oferuje nam "Lone Arranger"? Ano sporo muzycznej klasyki - i to nie tylko klasyki rocka, ale i popu, ballady, czy egzotyki hiszpańskiej, a nawet afro-płd./amerykańskiej, często podanej w rytmach trip hopu, jazzu, no i hip hopu także. Słowem - koszmar! Jest tu niemal to wszystko, czego w muzyce nie znoszę. Najgorsze, że sam artysta bardzo uwierzył w swoją wizję i konsekwentnie brnie w jej zatapialne bagno. Już pewne przebłyski jawiły się na ostatniej płycie firmowanej szlachetną nazwą Manfred Mann's Earth Band, zatytułowanej "2006". Jednak tam, obok ewidentnych gniotów, było także całkiem sporo interesującej, a nawet i pięknej muzyki. Z której kompletnie już nic nie pozostało.
Nawet nie mam ochoty zmuszać kogokolwiek do przekonania się o tym na własnej skórze, wystarczy bowiem, że mnie nieco cennego czasu z życia upłynęło. Lecz jeśli ktoś ma taką potrzebę ....
Na całej tej płycie można się przekonać jak idzie perfekcyjnie spieprzyć to, czego nawet ja jako kompletne muzyczne beztalencie, nie byłbym w stanie sprofanować.
Na początek "One Hand In The Air", to nic innego jak shańbiona nowa wersja pięknego niegdyś "You Are I Am". Teraz bełkocze tu Jay-Z, a jakiś babski wyjec z radością mu asystuje w tle. Tuż później "All Right Now". Tak tak, przeróbka słynnego klasyka grupy Free. To co zrobiono z tą kompozycją zakrawa wręcz o kryminał. A jest tutaj tego całe mnóstwo. Nawet wyciąg ze słynnego "Concierto De Aranjuez" w postaci "Footprints (En Aranjuez Con Tu Amor)", czy nowa wersja cudownego niegdyś "For You" (z rep. Bruce'a Springsteena) - teraz jako "I Came For You" - z użyciem oryginalnego wokalisty Chrisa Thompsona, gdzie  oprócz tego detalu, całość nie ma zbyt wiele wspólnego z piosenką, która była w 1980 roku ozdobą powszechnie przecież także znienawidzonej płyty "Chance" - a jednej z moich ulubionych w dorobku MMEB.
Nic to, "polecam" przekonać się o współczesnym "geniuszu" Manfreda Manna za sprawą coveru The Doors do kompozycji "Light My Fire". Ręce opadają. Te wszystkie trąbki, skrzypce, trójwokal m.in. z ponownie zaproszonym Chrisem Thompsonem, czynią atmosferę towarzystwa bractwa zgredów w błyszczących okularach. To samo dotyczy innej przeróbki do utworu "Nothing Compares To You" - z rep. Prince'a. Piosenki spopularyzowanej ćwierć wieku temu przez Sinead O'Connor, którą w ogóle samą w sobie tutaj trudno rozpoznać.  I tak dalej, i tak dalej.... Dość już, oszczędźmy męki sobie i naszemu darczyńcy.
Aby posłuchać chociażby dla przyjemności "tego charakterystycznego" brzmienia klawiszy, trzeba poczekać aż do 11-tego nagrania "Aranjuez First Movement", który tak samo jak "Footprints" jest "inspiracyjnym" wyciągiem z "Aranjuez Con Tu Amor". Radości jednak starcza na kilka, góra kilkanaście sekund.
Niewiarygodne, ale nawet najmniej przekombinowana Doors'owska przeróbka "The Crystal Ship", brzmi po prostu okropnie, choć i tu na moment Mann zabrzmiał po staremu.
W mojej prywatnej gradacji ocen muzyki, ten album zajmuje najwyższy stopień muzycznego upośledzenia, którego zawartości nawet nie usprawiedliwi fakt, iż został spłodzony przez zacnego keyboardzistę i sprawnego niegdyś kompozytora.
Nie pamiętam kiedy słyszałem coś równie okropnego. Niestety obawiam się, że nie jest to ostatnie słowo Manfreda Manna.





Andrzej Masłowski


RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

(4 godziny na żywo!!!)

===============================

"BLOG NAWIEDZONEGO"
oraz
"BLOG TYLKO O PŁYTACH CD i LP