czwartek, 11 września 2014

MIDGE URE - "Fragile" - (2014) -

MIDGE URE
"Fragile"
(HYPERTENSION)
*****

W 2012 roku reaktywowani w najsilniejszym składzie Ultravox wydali nad wyraz udaną płytę "Brilliant", pokazując przy okazji niedowiarkom, że nic sobie nie robią z upływającego czasu. Zresztą, nie musieli przecież niczego udowadniać, zrobili to już dawno temu, niech zatem owi powątpiewający oraz różnoracy chwilowi modnisie, teraz pokażą na co ich stać. No i ciekawe czy ktoś takowych, będzie chciał jeszcze posłuchać za tych trzydzieści lat.
Midge Ure za sprawą najnowszego longplaya pokazuje ile jest naprawdę wart, szczególnie gdy u jego boku nie ma kompozytorskiego talentu Billiego Currie oraz entuzjazmu pozostałych dwóch kompanów z zespołowej Ultry.
Pozostają w takim układzie tylko dwa wyjścia, albo się od razu wyłożyć na pierwszym płotku, albo rozerwać łachy na strzępy i z uniesionym czołem stanąć przed gradobiciem oczekiwań.
"Fragile" jest płytą jakiej się spodziewałem - przemyślaną, nastrojową, bogatą i dojrzałą. I jeszcze bardzo melodyjną, ponieważ artysta pochodzi z czasów, w których bez melodii nikt nie śmiał wejść na scenę. Rzecz jasna, nie ma tu łatwych pioseneczek na mało wymagające listy przebojów, za to są dostojne melodie, poruszające jeszcze nie wyrwanymi przez jesień liśćmi. Otrzymujemy album na coraz to dłuższe wieczory, od którego trudno się będzie wszelakim klimaciarzom oderwać.
Mało tego, nie ma na nim żadnych popisów czy wirtuozerskich zagrywek, nie o to się tutaj sprawa rozbija. To raczej piosenki (oraz tematy instrumentalne) do rozmarzeń, przemyśleń, ale i do subtelnych zanuceń przez każdego dającego się wciągnąć.
Midge Ure przetasował komputery z instrumentami "prawdziwymi", nie przekraczając przy tym granicy, za którą wszech panuje już tylko zdehumanizowany łomot. Okazało się, że jeśli się jest prawdziwym artystą, to poczucie smaku ma się we krwi. Może właśnie dlatego tak wielu jego dawnych konkurentów może dzisiaj szorować buty Ultravoxom, bo ci nie zestarzeli się ani trochę. I ta płyta także się nie zdewaluuje - bo jest artystyczna, prawdziwa i piękna.
Nowa wersja "Let It Rise" jest jeszcze bardziej okazała od tej starej nagranej z Schillerem, a przecież już tamta wydawała się być nie do pobicia.
Midge Ure dobrze się czuje w otoczeniu młodszej generacji "komputerowców" i dał temu wyraz także na "Fragile", zapraszając Moby'ego do wspólnego arcydziełka jakim jest "Dark, Dark Night". Ten utwór otwiera się bardzo niewinnie i niewiele z początku wróży, lecz później... ! Gdybym się zagalopował rzekłbym, iż to najwspanialszy numer na płycie, i pewnie by tak było, gdyby jeszcze nie ballada "For All You Know", albo obłędny finał w postaci tytułowego "Fragile" - zupełnie jakby na jednej drodze spotkali się Genesis, The Moody Blues i stare poczciwe Ultravox. Niewiarygodne? Wiem, bo chyba też bym w to nie uwierzył, ale ja tego naprawdę miałem okazję posłuchać.
Na tej "nietanecznej" płycie znalazł się jednak i taki "Become", który na ewentualnym Ultravox Party, mógłby poderwać na parkiet niejednego takiego starucha jak ja. Zresztą, instrumenty klawiszowe, bas i przebiegająca niczym na czerwonym świetle przez pasy gitara, gnają jakby przywędrowały przez omyłkę z dawnej epoki.
Dużo tu wspaniałości, koniec końców, to aż dziesięć utworów, które zestawiono ze sobą z wielkim gustem i poczuciem smaku. Tak właśnie tworzy się dzieła ukończone, pełne - doskonałe!



Andrzej Masłowski


RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
(4 godziny na żywo!!!)

===============================

"BLOG NAWIEDZONEGO"
oraz
"BLOG TYLKO O PŁYTACH CD i LP