poniedziałek, 11 sierpnia 2014

trwa sierpniowe świętowanie "dwudziestki" nawiedzonego studia

Wakacje tkwią w swej drugiej fazie, ale muszą być cudowne, bo proszę sobie przypomnieć kiedy ostatnio mieliśmy tak śliczne lato? Ludzie tłuką się po świecie w poszukiwaniu słońca, ciepłej wody - a to wszystko jest przecież tutaj - pod nosem. Cudze chwalicie swego nie znacie, sami nie wiecie co posiadacie.
Ostatnio wszystkie weekendy z żonką wyjeżdżamy do przyjaciół nad wodę - i jest bosko! Niech żyje lato, które wraz z ciepłą wiosną stanowią za dwie najcudowniejsze pory roku.
W niedzielę wczorajszą, jak i tę sprzed tygodnia, po ciepłym dniu nagromadziły się czarne chmury, a wraz z nimi cudowny intensywny deszcz. W obu przypadkach poparty gradobiciem. Coś niesamowitego. Najlepszy pokerzysta by takiego sztopla nie ułożył. Wczoraj dodatkowo nastała jeszcze tęcza, którą spróbowałem uchwycić telefonicznym aparatem. Kiedyś wracając znad morza, była identyczna aura, także zwieńczona tęczą, co zresztą Państwu wklejałem w swoim czasie na bloga.
Mówię do żonki "patrz, ta pogoda jest identyko jak wówczas, pewnie wyłoni się tęcza". Po przejechaniu pół kilometra ujrzeliśmy co na fotkach następuje.
Ludzie ryzykują podróże samolotowe, by zobaczyć nudne piramidy w centrum Kairu, albo kilka przymusowych muzealnych miejsc, których historia i tak im obca, bowiem bardziej rozchodzi się o trzaśnięcie facebookowych fotek, a tu takie dzieła natury - kilka kilometrów za miastowymi rogatkami. No niech mi tylko ktoś powie ...
W nawiedzonym studio świętowanie 20-lecia trwa w najlepsze. Z najwspanialszą muzyką w eterze. Bez fajerwerków czy jakiegokolwiek narzucania się. Dostałem trochę maili, smsów. Dziękuję. Z wieloma pięknymi słowami, różnymi przemyśleniami, refleksjami.... Od Słuchaczy, z którymi stanowimy zgraną paczkę. Od dawien czy "niedawien" - cóż to ma za znaczenie. Cieszę się , że Państwa mam. Po prostu. Dziękuję, że wybieracie każdego tygodnia najpiękniejszą muzykę na polu eterowej niszy , niż w rozbujanym elitarnym towarzystwie, do którego można wstąpić na łatwiznę, bez dania czegokolwiek od siebie. 
A wszystko zaczęło się od gościnnej wizyty w nie moim jeszcze nawiedzonym studio - dowodzonym kiedyś przez Iwonę Michałowską, która zaprosiła mnie do zdania relacji z warszawskiego koncertu Pendragon w Stodole. To był maj 1994 roku.
Pewnego jakiegoś późniejszego dnia podpytałem Iwonę czy mógłbym coś tak sam ..., od siebie ..., No i przyszedł sierpień, Iwona oddała mi z własnej krwawicy 15 minut nawiedzonego, z bloku o nazwie "Muzyka w kwiatki" (ktoś pamięta? - do you remember?), no i poszło...
Niewiele już pamiętam z tamtych czasów, ale jednak coś tam pamiętam. Miałem niespełna 29 lat, gdy przyniosłem na majowy wieczór świeżo zakupiony na koncercie mini album Pendragon "Fallen Dreams + Angels". Zagrałem z niego "Dune" i "Sister Bluebird". Kochałem te kawałki. Nie rozstawałem się z tą muzyką nawet na moment. Wszędzie z nią chodziłem, a i kładłem się spać. To były czasy....
Iwona przepytała mnie na antenie z koncertowych wrażeń, by już w niedalekim sierpniu zaryzykować swoją posadę, udostępniając amatorowi Masłowskiego mikrofon na cały bity kwadrans - i to każdego tygodnia. W pierwszym nawiedzonym zagrałem dwójkę Phenomeny "Dream Runner". Nie pamiętam jakie kawałki, ale pamiętam, że nie było ich zbyt wiele. Chyba góra dwa. Zresztą przy moim gadulstwie, więcej nie miało prawa wejść.
Z czasem Iwona zapytała - czy nie chciałbym całości wziąć w swe objęcia, bo jak stwierdziła, miała już uczucie wypalenia i brakowało jej dalszych pomysłów. Jaką podjąłem decyzję, domyślacie się Państwo. Iwona zasłynęła wówczas dzięki szczegółowym przeprawom przez twórczość Kanadyjczyków z Rush, a także tłumacząc trudne teksty i grając piękną muzykę Petera Hammilla, zarówno solo jak i z grupą Van Der Graaf Generator.
W tamtym czasie równolegle działałem na polu innej częstotliwości, mianowicie nieistniejącego już dzisiaj Radia Fan - na 100,2 FM. Tam także dostałem w prezencie dwie audycje (działając również od 1994 roku, lecz od listopada) - niedzielne "Rock Po Wyrocku, początkowo zwące się "Rock nie Wyrock" oraz środowych "Strażnicy Nocy". Do dzisiaj pielęgnuję wypalonego wówczas cedeera z wszystkimi jinglami i zajawkami programowymi. Nie tylko z własnych audycji, tak przy okazji.
"Rock po Wyrocku", także początkowo prowadziłem w duecie - z Romualdem Jaworskim - ale i on nie mógł znieść zapewne mego czarnego charakteru i z czasem odpuścił sobie :-) Po chwili wybierając pracę i życie w Stolicy.
Ze "Strażnikami Nocy", było podobnie. Wciągnął mnie do nich Jacek Lisewski, z którym każdego tygodnia ambitnie przedstawialiśmy dyskografię Genesis. Jacka także "wygryzłem". Już tak miałem, że wszyscy ode mnie uciekali. Ja chyba trochę także. Wszystkich tych ludzi bardzo lubiłem, oni być może mnie i także, ale chyba szybko spostrzegli, że o muzyce lubię ględzić w pojedynkę. Nikomu jednak nie podstawiłem świni, nikogo nie wygryzłem, nic z tych rzeczy, by ktoś sobie nie pomyślał...
Wracając do "Nawiedzonego Studia", mało kto wie, że bardzo niewiele brakowało, bym z radiem pożegnał się już na wczesnym etapie mojej - nazwijmy to - kariery. Otóż, nikomu z Afery nie chwaliłem się radiowaniem w "Fan"ie. W Fanie wiedzieli o tym wszyscy, ale w Aferze nie. Oba radia co prawda studenckie, lecz sporo Aferowiczów nie ceniło (najdelikatniej rzecz ujmując) Radia Fan, głównie za bycie stacją komercyjną, a co za tym idzie - mało ambitną. Nie chwaliłem się zatem, by uniknąć ewentualnego wyśmiewania. Przyszedł jednak pewien dzień, w którym sprawa się rypła. Iwona wówczas bardzo się na mnie wkurzyła. Miała rację. Oczekując gry w jednej drużynie, zachowałem się jak judasz, grając na dwa fronty. To nic, że tylko dla idei, bo przecież o pieniądzach mowy być nie mogło. Choć akurat w Radio Fan przez pierwsze dwa-trzy lata coś tam nam płacili. Nawet nie pamiętam ile (jakieś grosze) , bo i tak wszystko szło na płyty lub dojazdowe taksówki do radia.
Owego "feralnego" wieczoru, Iwona miała skamieniałą twarz, a ja dosłownie za chwilę musiałem rozpoczynać nawiedzone studio. Iwona kończąc poprzedzające moje "nawiedzone" "Muzykę w kwiatki" podeszła w pewnej chwili do mnie, zarzuciwszy: "chyba wiesz co powinieneś zrobić w tym momencie?". Odpowiedziałem: "tak". Rozmowie przysłuchiwał się Robert Cecko (vide Robson - dawny programowy), który akurat wleciał tego wieczoru do nas do studia. Rozłożyłem płyty na stole, założyłem słuchawki, poszedł w eter pierwszy numer, a ja za chwilę miałem się przywitać słowami "dobry wieczór, dzisiejsze nawiedzone jest naszym ostatnim spotkaniem....". I gdybym to wypowiedział, nie byłoby odwrotu, jednak zanim ów pierwszy kawałek dobiegł końca, Robson wszedł do mnie do studia, klepnął w ramię szepcąc do ucha "nie rób tego, później powiem co i jak, a tymczasem niech wszystko będzie po staremu". Można powiedzieć, że ta chwila, ta sytuacja, uratowała nawiedzone na długich wiele lat, aż do dzisiaj, tak więc obchodzone właśnie 20-lecie, to jeden z cudów nad Wartą.
Miło wspominam tamte chwile, a i cieszę się z tych co teraz. Było i jest mi bardzo przyjemnie spotykać się z Państwem każdej niedzieli o stałej porze, czyli o godzinie 22-giej. Pomimo wielu zwątpień i wielokrotnych chęci rzucenia tego wszystkiego w kąt, wciąż jakoś trwam. I jeśli nikt mi życiowego dołka nie podkopie, to będzie mi każdej niedzieli miło gościć w Państwa domach.



Andrzej Masłowski


RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
(4 godziny na żywo!!!)

===============================

"BLOG NAWIEDZONEGO"
oraz
"BLOG TYLKO O PŁYTACH CD i LP