piątek, 1 sierpnia 2014

ANATHEMA - "Distant Satellites" - (2014)



ANATHEMA
"Distant Satellites"
(Kscope / Anathema / Snapper Music) 
****1/2


Bardzo lubię ostatnie dwie płyty Anathemy, choć "Judgement" chyba najbardziej.
Grupa co prawda nie należy do grona moich największych fascynacji, jednak muzyka jaką uprawia, potrafi mną zawładnąć, a co ważne - poruszyć. W sztuce, to ważny czynnik, o ile nie najważniejszy.
Anathema weszła na trudne terytorium. Odbiorca, o którego od kilkunastu lat zabiega, jest wymagającym i wrażliwym w jednej postaci. I nie da sobą manipulować. Trzeba wyjść zatem na przeciw jego oczekiwaniom, dając mu siebie tak, by ten ujrzał w nim swój świat. To się nazywa wiarygodność. A tak już przy okazji, Anathema to chyba najbardziej "skandynawska" grupa rodem z brytyjskich Wysp.  Z muzyką pełną życiowych fiordów, długich nocy, niekończących się zlodowaciałych horyzontów, ze sporą dozą melancholii, smutku, ale i jakiegoś optymizmu, ponieważ w ich ustach nawet śmierć nie wywołuje lęku. Tacy są i tak grają. Może dlatego zmiksowano ten album w Oslo, zamiast w słonecznej Kalifornii.
Niegdyś muzycy grali bardzo metalowo, później z każdym rokiem już coraz mniej, coraz mniej ...., aż doszli do bram atmosferycznego rocka, któremu bliżej dzisiaj do Sigur Ros, wczesnego Porcupine Tree (notabene Steven Wilson jest jednym z dwóch miksujących to dzieło), Marillion, Pink Floyd czy nawet zespołów post-rockowych, niż do grup, których nazw na okładkach płyt w żaden sposób nie da się odczytać.
Jaka jest w takim układzie cała "Distant Satellites" ? No cóż... - cudowna ! , i chyba najlepsza z możliwych. Jakkolwiek by to zabrzmiało. Tym mocniej cieszy, gdyż nie spodziewałem się po niej niczego niezwykłego. Wysłuchując opinii wielu ludzi podających się za fanów zespołu, zanim sam dostąpiłem zaszczytu, słyszałem zewsząd zdecydowanie średnie zachwyty, a czasem wręcz wielu owych znawców z grymasami na twarzy przymuszało się do przebrnięcia przez nacięte rowki tej płyty. Przyznam Państwu, że takie "recenzje" z reguły jeszcze mocniej mnie dopingują i dają dobre nadzieje. Aby w muzyce uchwycić "to coś", trzeba mieć także czasem sporo szczęścia - i jak się okazuje, ja je mam.
Ten album pokazuje jak wiele można osiągnąć śpiewając na trzy głosy, używając tylko gitar, klawiszy, pianina, perkusji i kilku orkiestrowych animacji. I nie zabrzmieć przy tym sztucznie.
"Distant Satellites" nadaje się zdecydowanie do słuchania w całości, ale i na takim dziele każdy z nas znajdzie przecież swoje ulubione fragmenty. Dla mnie takimi pozostaną: "The Lost Song" (szczególnie części 1 i 2), "Ariel", "Anathema", "Distant Satellites", a także finałowy "Take Shelter".
Niewiele bywa dzisiaj takich płyt, choć każdego roku przecież wychodzi ich mnóstwo. Na myśl w takiej chwili przychodzą mi słowa Jana Himilsbacha: "... tyle dróg budują, tylko, k..... nie ma dokąd iść!". Dlatego, tym bardziej proszę najnowszej Anathemy nie przegapić.



Andrzej Masłowski


RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
(4 godziny na żywo!!!)

===============================

"BLOG NAWIEDZONEGO"
oraz
"BLOG TYLKO O PŁYTACH CD i LP