środa, 31 października 2018

URIAH HEEP - "Living The Dream" - (2018) -








URIAH HEEP
"Living The Dream"
(FRONTIERS)

***1/2




Uriah Heep grają muzealnego hard rocka niemal z konsekwencją menu misia koali, który przez całe życie odmawia batoników i mięsiwa, nieustannie szprycując się liśćmi eukaliptusa. W przyszłym roku ekipie dowodzonej przez gitarzystę Micka Boxa (jedynego ostałego z oryginalnego składu) stuknie pięćdziesiątka. Jest więc pretekst do świętowania. Niezła płyta oraz zabukowana pokaźna trasa koncertowa stanowią za idealny punkt wyjścia.
Muzycy wyrażają spore zadowolenie ostatecznym efektem "Living The Dream", jednocześnie wytykają niedoskonałości poprzedniego "Outsider" (2014), nad którym w odpowiednim czasie także rozpływali się w zachwytach. Na szczęście nie próbują nikomu wmówić, że ich najmłodsze dziecko bije na głowę klasyczne "Look At Yourself" czy "Demons And Wizards". Nie silą się również na skomponowanie drugiego tasiemcowego przytulańca, na miarę "July Morning" (a może już nie potrafią?), ale też nie zakładają okularów do porannej prasy w bujanym fotelu. Ponadto Mick Box nieprzerwanie wykazuje rześkość grania na sześciu strunach, jednocześnie nie siląc się na ekwilibrystyczne plątaniny w stylu ciągle nieosiodłanego Steve'a Vaia. Zauważmy także, iż Box nie przyłożył ręki tylko do otwierającego płytę "Grazed By Heaven", natomiast pozostałych dziewięć kawałków to już zdecydowanie jego sprawka - co słychać. Otrzymujemy więc najczystszej krwi Uriah Heep, rasowe i hardrockowe, bez żadnych tłukących się porcelanek. A wszystko opracowane na charakterystyczne gitarowe akordy szefa tejże Orkiestry oraz ciężkie organy Phila Lanzona, do czego w pocie czoła swoje dograła reszta ferajny, w tym ciągle nieźle śpiewający Bernie Shaw. I gdybym był młodym grajkiem marzącym o porwaniu tłumów świeżą muzyką w starym duchu, po wysłuchaniu tego longplaya warknąłbym z zazdrości.
Zaletą płyty wydają się długie, średnio pięcio-/sześciominutowe numery, którym nie brakuje niczego, no jedynie tylko poza brakiem klarownej przebojowości. Może jednak i dobrze, wszak muzyczka Jurajki od dawna nie dla dzieciarni, a dla ludu spracowanego, przedemerytalnego, któremu dowodzonego przez Boxa zespołu reklamować fałszywymi tanimi kredytami nie trzeba.
Przynajmniej połowy płyty moje starcze uszy słuchają z przejęciem, a do utworów ku temu się przyczyniających pozywam: wspomniany otwieracz "Grazed By Heaven", nieco Deep Purple'owaty "Rocks In The Road", wybrany na przebój, a i jeden z moich faworytów "Take Away My Soul" - w obu przypadkach świetne partie organowe - i nie mniej w skali ogólnej fajne: "It's All Been Said", bodaj największy w całym tym zestawie heartbreakers "Dreams Of Yesteryear" (bo w "Waters Flowin' " trochę powiewa nudą) oraz tytułowy, akordowy, riffowy, a i co nieco poszarpany "Living The Dream".
Lubię takie granie i nic w tym złego. Znam jednak takich, którzy oddaliby wiele, bym przerzucił wszystkie uczucia na polish punk/reggae, ale nic z tego. Antagoniści takiego grania nie obrzydzą mi go nawet, gdyby do niego dolano tokarskiego chłodziwa i doprawiono towotem.
Do zobaczenia w lutym w Polsce.






Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"
 
  ==================================
 
 Grupa na Facebooku:
"Nawiedzone Studio - Słuchacze"