środa, 30 października 2019

analogi plus wino

Obleciałem dzisiaj kawał Poznania. Zajrzałem do kilku bliskich mi miejsc, no i... zmiany, zmiany, zmiany. Może nie wstrząsające, acz zauważalne. Miasto nie pięknieje, ale bardzo się stara.
ul. Dąbrowskiego 46
Wizyta u doktorki, po czym fryzjer - choć dzisiaj sam szef zajęty, więc w obroty wzięła mnie kierowniczka działu damskiego - następnie zakupy w papierniczym, a jeszcze w międzyczasie Poczta, którą przynajmniej na kwadrans odwiedzam niemal codziennie. No chyba, że opchnę dużo płyt, wówczas okupuję okienko trochę dłużej, zaś za plecami towarzyszą wówczas wszystkie odgłosy zniecierpliwienia. Ciamkanie, mlaskanie, wzdychanie, cykanie lub sapanie - od koloru do wyboru.
Zacząwszy od Placu Wiosny Ludów po Rynek Jeżycki dzielnym krokiem, wte i wewte. Obowiązki połączyłem z podróżą sentymentalną. I wiecie co, po dawnym Modicie najmniejszego śladu. Nikt już go nie pamięta, więc na siłę też przypominać nie trzeba, ale kto wie, ten wie. Czego to po nim nie było; po 2005 roku próbowały upominki (czyli rzeczy niepotrzebne, stanowiące za wabik dla kurzu), później przez wiele lat tanie buty, a teraz szczęścia próbuje ciuchowy second hand.
W miejscu pewnego sklepu z płytami przy ul. Taczaka powstał podobny punkt. Przechodziłem, cyknąłem fotkę, choć do środka nie zajrzałem. Zwie się "Wino i winyle". Fajnie. Zgrabne połączenie. Klimatyczne. Oby dobrze było. Poprzednik zbyt drogi, jak na miasto, w którym płyt szuka się po złotówce, i jeszcze najlepiej, gdyby w tej cenie tylko Pink Floyd, bądź Pink Floyd, no i może jeszcze dla odmiany Pink Floyd. Życzę nowemu sprzedającemu mniej pytań o Pink Floyd, Queen i Led Zeppelin. Może jego klienci zechcą na modnych winylkach posłuchać jeszcze setek innych artystów.
Wino i muzyka dobrze się łączą - szczególnie
tuż przy Rynku Jeżyckim
jesienią. Zimą niby też, choć w mroźnej fazie stawiałbym raczej na grzańca. Podobnie dobrego, jak ten za sto koron na jarmarku przedświątecznym w Pradze. Kilka kubeczków i też faza. Hmmm, pomyśleć, że sto koron w sklepie Supraphonu kosztowało nowiuśkie CD Karela Gotta " '77". Ale wracając do "Wino i winyle", sklepik nieduży, bo nigdy duży nie był. Od ulicy dostrzegłem, że winyle trzymają tam w drewnianych skrzyniach, chyba takich po butelkach od wina. Nie wiem, może nawet z siankiem. Proponuję jeszcze odpowiednie figurki i dopiero będzie szopka. Zajrzę do nich kiedyś na dłużej. A może nawet kupię płytę, bądź wino. Na wystawie kilka okładek, m.in. "Scary Monsters" Davida Bowiego, polskie wydanie "Greatest Hits Vol. 2" Johnny'ego Casha, ponadto coś dżezowego, choć nie przyjrzałem się uważniej, plus niewidoczny na udostępnionej fotce Lech Janerka "Historia Podwodna". Dobra płyta. Solo debiut byłego Mittfoch'owca. Jest na niej "Ta Zabawa Nie Jest Dla Dziewczynek" oraz "Lola". Płyta powszechnie znana, dlatego nie muszę przypominać w audycjach. O ironio, Janerka zawsze
trochę dalej, ale to wciąż ten cypel
niezależny i alternatywny, a ta płyta chcąc nie chcąc wyszła mu mainstreamowo. I dobrze, przecież sukces nie upokarza. Zaraz odszukam na półce i chyba sobie nastawię. Nie słuchałem ze sto lat, a że sam liczę tysiąc, czas najwyższy.
Na jednej nodze wrzuciłem zaległą niedzielną rozpiskę z nawiedzonego. Przepraszam za opóźnienie, ale czasu mało, poza tym, wahałem się. I choć, waham się nadal, rozpiska jest.








Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"




ul. Taczaka się rewitalizuje.
ul. Taczaka 21





"NAWIEDZONE STUDIO" - audycja z 27 na 28 października 2019 / Radio "Afera" - 98,6 FM Poznań




"NAWIEDZONE STUDIO"
z niedzieli na poniedziałek, 27/28 października 2019 - godz. 22.00 - 2.00
 
RADIO "AFERA", 98,6 FM (Poznań)
www.afera.com.pl 


realizacja: Majka Chaczyńska
prowadzenie: Andrzej Masłowski













ECLIPSE - "Paradigm" - (2019) -
- United
- Delirious

TANGIER - "Four Winds" - (1989) -
- Ripcord
- Mississippi
- On The Line
- In Time

AXE - "Final Offering" - (2019) -
- Bad Romance
- Who Will You Run To
- Ty Ochen' Krasivaya

SIMPLE MINDS - "Live In The City Of Angels" - (2019) -
- Sense Of Discovery
- Walk Between Worlds
- Hypnotised
- Someone Somewhere In Summertime

RUNRIG - "The Last Dance" - (2019) -
- Proterra
- Canada

STEVE AZAR - "Slide On Over Here" - (2009) -
- Sunshine (Everybody Needs A Little)

DAN McCAFFERTY - "Last Testament" - (2019) -
- Mafia

ROBBIE ROBERTSON - "Sinematic" - (2019) -
- Dead End Kid
- Hardwired
- Walk In Beauty Way

PIOTR FIGIEL ENSEMBLE - "Gdzieś, Kiedyś ... Somewhere, Sometime ..." - (1979) -
- Gdzieś, Kiedyś ...
- Agent 008 - {wokaliza KRZYSZTOF CUGOWSKI}
- Powrócisz Tu - {Irena Santor cover}
- Wszystko Dam
PIOTR FIGIEL ENSEMBLE

YOGI LANG - "A Way Out Of Here" - (2019) -
- Don't Confuse Life With A Thought
- Love Is All Around

GARY HOLTON AND CASINO STEEL - "Gary Holton And Casino Steel" - (1981) -
- Runaway - {Del Shannon cover}
- Thinking Of You
- Ruby (Don't Take Your Love To Town) - {Johnny Darrell cover / choć tu na podstawie Kenny Rogers cover}
- Goodnight Irene - {American folk standard / choć tu w oparciu o Lead Belly cover}

THE BEATLES - "Abbey Road" - (1969 / reedycja 2019) - 50-lecie albumu
z dodatkowego dysku:
- Come Together - {take 5}
- Something - {studio demo}
- Maxwell's Silver Hammer - {take  12}

HUEY LEWIS AND THE NEWS - "Sports" - (1983) -
- Bad Is Bad
- I Want A New Drug


ECLIPSE



Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"





wtorek, 29 października 2019

SIMPLE MINDS - "Live In The City Of Angels" - (2019) -









SIMPLE MINDS
"Live In The City Of Angels"
(BMG)

****



Cztery dekady z muzyką Simple Minds, to i czterodyskowy box, jednocześnie zawierający symbolicznych czterdzieści nagrań. Cacuszko, niczym bombonierka z najbardziej lubianymi czekoladkami. Oczywiście, istnieje także niereglamentowany dwupłytowy odpowiednik, jednak ten ogranicza się zaledwie do zawartości pierwszych dwóch płyt. A to trochę tak, jakbyśmy otrzymali w podarku napoczętą szkatułkę czekoladek, z której darczyńca po drodze już nieco skubnął.
Pierwsze dwie płyty stanowią za zapis występu z Orpheum Theatre w Los Angeles, zarejestrowanego 24 października 2018 roku - za wyjątkiem wbitego w jądro CD 1 nagrania "Glittering Prize", pochodzącego z koncertu w Fillmore - Gleason Theatre w Miami Beach, z 8 listopada 2018 roku. Oba występy wyprzedane, jak zresztą cała trasa po Ameryce Północnej, która niosła się pomiędzy końcem września a początkiem listopada ubiegłego roku. Dalsze dwa CD boxu stanowią już za miks z pozostałych występów amerykańskiej trasy, przy okazji dostarczając garść głównie nowszego dorobku, w tym m.in. "Summer", "In Dreams", Barrowland Star", "Blindfolded", "Midnight Walking", "Big Music", itd.... Jednak i w tej części napotkamy na kilka wiekopomnych znaków rozpoznawczych, jak choćby "Celebrate", "Speed Your Love To Me" czy "I Travel". Jeśli jednak zechcemy pójść na skróty i skoncentrować uwagę tylko na posłuchaniu największych przebojów, spokojnie możemy poprzestać na skromnej 2-płytowej edycji. Jest tu niemal wszystko, choć
niepojęte, dlaczego grupa całkowicie zrezygnowała z zawartości albumu "Street Fighting Years". Niestety, z najpiękniejszej płyty Simple Minds nie znajdziemy tu choćby okruszka. I choć mogłoby się wydawać, iż z powyższego powodu całość do kosza, okazuje się, że ów uszczerbek w niczym nie przeszkadza. Podsunięta tu mnogość innych równie okazałych piosenek, na szczęście pozwala zapomnieć o braku "This Is Your Land", "Mandela Day" czy Gabriel'owskim "Biko". Simple Minds, którzy trochę na własną prośbę przespali dekadę 90's, a i w następnej też nie nagrywali niczego olśniewającego, właśnie zagrali tak, jakby się nic nie stało. A przecież, przed mniej więcej dwudziestoma pięcioma laty oddali stadionowe pole ówczesnym konkurentom z U2. Zbrodnia, gdyż ustąpili grupie, z którą przez dłuższy czas szli łeb w łeb, gromadząc na koncertach podobną publiczność, sprzedając identyczne nakłady płyt, a i goszcząc równie intensywnie na najbardziej prestiżowych listach przebojów. Jednak ekipa Jima Kerra teraz wzięła się w garść, i jak na nich przystało, znowu zagrała stadionowo. Cieszy, że Simple Minds przeżywają drugą młodość i niewinnie werbują coraz większe audytoria, nawet jeśli na równie okazałe, co U2, nie mają szans. Ale ten album uspokaja, Simple Minds nadal są dobrym zespołem. Oni tylko musieli się jakoś ogarnąć. I to, o czym piszę, potwierdzą zarejestrowane w tym okazałym pudle, dobrze nam znane piosenki: "Glittering Prize", "Let There Be Love", Someone Somewhere In Summertime", "Don't You (Forget About Me)", "New Gold Dream (81-82-83-84)", "Alive And Kicking", "Stand By Love", "Once Upon A Time", "Promised You A Miracle" plus cała reszta skomasowanych szlagierów, a także rzeczy najnowsze, jak "Sense Of Discovery" bądź tytułowe względem ostatniego albumu "Walk Between Worlds". Zaskakujące, jak te najświeższe kawałki nabrały tutaj rumieńców. Do niedawna jawiły się niczym kuśtykające na gminnej ławce rezerwowych (jak zresztą cała płyta "Walk Between Worlds"), a teraz proszę. Jednocześnie nadmienię, przez cały czas debatujemy o zespole, od którego musimy i wymagajmy więcej, ponieważ ten w latach 80-tych strzelał seriami tylko świetne płyty, i dopiero po "Real Life" zaciął mu się karabinek. Mało radości wyniosłem z wszystkiego, co wydarzyło się później. Jedynie wydane w 2014 roku, niemal doskonałe "Big Music", wpuściło do ubijanego latami zaduchu nieco świeżego powietrza. Tak, to prawdziwa wisienka na torcie Simple Minds spośród wszystkich ich płyt po 1991 roku. Pozostałe okazały się tak wychudzone, jakby w minionym ćwierćwieczu w Szkocji wprowadzono kartki na nuty.
Zmysłowy tytuł "Live In The City Of Angels" jasno określa zapis z preferowanego miejsca show, ale też sugestywnie odnosi się do pierwszego dwupłytowego, doskonałego koncertowego albumu "Live In The City Of Light" - wówczas królował Paryż. I nowiuśki "Live In The City Of Angels" również mógłby do tego miana pretendować, gdyby tylko pozwolono mu pooddychać pełnią płuc. Skandaliczne, że niemal po każdym nagraniu tłamsi się owacyjnie reagujący tłum, a wraz z każdym kolejnym inicjuje zabawę od nowego wiersza. Irytujące, przecież można było piosenki i oklaski zgrabnie połączyć, imitując atmosferę niczym nieprzerywanego show. Słuchacz uległby metrum magii jednolitego występu, którego tutaj całkowicie nas pozbawiono. Podobnie zresztą uczyniono z niedawnym występem Electric Light Orchestra na Stadionie Wembley, z którego w konsekwencji także skrojono cierpiący na podobne zwyrodnienia 2-płytowy album. Ktoś, kto tak podchodzi do sprawy, skrywa w sobie subtelność lokomotywy i powinno mu się dożywotnio zakazać zabawy realizatorskimi pokrętłami.
Mimo powyższych niedoskonałości, polecam. Polecam równie gorąco, jak entuzjastycznie wyznacza wysokie standardy ta muzyka. Ponownie fantastyczni i dawno w takiej formie niesłyszani Simple Minds. Zupełnie, jakby trawieni żądzą zemsty satysfakcjonująco uderzyli w tych, którzy w ich wartość zwątpili.






Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"





koncerty BRIT FLOYD w Krakowie i Poznaniu




BRIT FLOYD na dwóch koncertach:

13 listopada 2019 - Centrum Kongresowe Ice Kraków

14 listopada 2019 - Sala Ziemi, MTP Poznań


Na program koncertu składa się materiał z 40-letniego "The Wall", materiał z "Dark Side Of The Moon", plus kilka innych nagrań.







Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"




piątek, 25 października 2019

ALLIANCE - "Fire And Grace" - (2019) - / SOLEIL MOON - "Warrior" - (2019) -





ALLIANCE
"Fire And Grace"
(ESCAPE MUSIC)

***1/2






SOLEIL MOON 
"Warrior"
(FRONTIERS RECORDS)

***3/4








Dawno niesłyszani Alliance jak najbardziej stylowo prezentują się na swoim najnowszym, szóstym już albumie. Tym razem grupa jawi się jako tercet, ponieważ ich niedawny jeszcze kwartet wyszczuplał o instrumentalistę klawiszowego Alana Fitzgeralda. Obowiązki po nim przejął
Robert Berry (w przeszłości Hush oraz 3 - u boku Keitha Emersona i Carla Palmera), którego odwiecznym priorytetem stoi jednak dowodzenie basem oraz bycie głównym wokalistą. Składu dopełniają, gitarzysta Gary Phil (mający na koncie nawet współpracę z Boston) oraz perkusista David Lauser (współpracownik Sammy'ego Hagara - tego od Montrose, Van Halen czy Chickenfoot).
Amerykanie dość płynnie poruszają się po terytorium hard rocka oraz mniej zawirowanego rocka progresywnego, choć nie jest im też dane tworzyć wiekopomnych dzieł. Pomimo tego, wpadają w ucho ich klawiszowo-gitarowe, pełne bogatych harmonii, a jednocześnie zdynamizowane kawałki, co: "The Wheel", "Good Life", "Reason To Walk Away", nieco lżejsze "Time" oraz "You Are The Heroes", czy wyskandowane "Raise Your Glass". Moją szczególną uwagę przykuło jednak "Change Of Heart". Efektowna piosenka o dwóch obliczach - w zwrotce zgrabna ballada, w refrenie zaś wysokiej próby melodyjny hard rock. Natomiast na numero uno albumu zasługuje pełna uniesień, dramatyczna 6,5-minutowa pieśń "Uncertain". Szkoda, że Alliance wnikliwiej nie specjalizują się w podobnej stylistyce. Mają do tego typu muzykowania należyte przyłożenie, ponadto sądzę, iż więcej bliźniaczych kompozycji mogłoby jednocześnie stanowić za nawóz do oczekiwanego sukcesu, tym samym do szerszego grona wielbicieli.
Chyba najbardziej emocjonalny albumowy fragment, doprawiony smyczkami, a dla kontrastu zadziorną gitarą i równie emocjonalnym śpiewem Berry'ego.



Dla podobnego odbiorcy skierowana jest także najnowsza oferta pochodzącej z Chicago formacji Soleil Moon. Grupa, która w tym roku obchodzi 20-lecie doczekała się dopiero trzeciego albumu. Jednak ich elegancko doprawiony rock wcale nie łasi się na pośpiech, ponieważ skłaniający się ku jazz/pop rockowym inklinacjom liderzy Larry King oraz John Blasucci, to perfekcjoniści w każdym calu. Tego drugiego dżentelmena znamy również z obozu byłego przywódcy Styx, Dennisa DeYounga, u którego bywa nadwornym instrumentalistą klawiszowym. W Soleil Moon, w klawiszowej materii Blassuci też posiada konkurenta, a jest nim zespołowy kompan Larry King. Muzyk, będący nie tylko wokalistą, producentem czy przede wszystkim szefem całego tego przedsięwzięcia, ale również pianistą. Tak więc, trzon Soleil Moon zajmuje się klawiszową oprawą oraz stroną wokalną, zaś gitarowo-perkusyjną sekcję zbijają równie zdolni muzycy, wśród których m.in. perfekcyjny gitarzysta Michael Thompson. O jego niedawnej świetnej płycie "Love & Beyond" także pisałem. Przy czym muszę nadmienić, iż wśród sesyjnych wyrobników, nie zabrakło też kolejnego względem Soleil Moon klawiszowca, w osobie Ricky'ego Petersona - a konkretnie, obsługującego na "Warrior" organy.
Larry King i John Blasucci czerpią z rocka, popu, jazzu, musicalu, nawet country, i z czego tylko się da, umiejętnie z wszystkich powyższych składników plotąc art-pop/rockowe wianki, a niekiedy nawet songi zabarwione pop metalem. Zresztą okładka, to dopiero power metal.
Muzyka dla wielbicieli wysmakowanych aranżacji, niekonwencjonalnych zagrywek oraz zdecydowanie zaoceanicznych brzmień, acz podana w bardzo przystępnej formie. Stawiam, iż niniejszy śpiewnik bez przeszkód powinien dotrzeć do entuzjastów grania, w duchu grup Toto, Sneaker, późniejszych i trochę mniej zakręconych Chicago, Mr. Mister czy kompletnie niewypromowanych u nas jazz-soft/rockowych Kalifornijczyków Ambrosia.
Przynajmniej połowa albumu zasługuje na najwyższe noty, choć gwoli uczciwości, nad całością unosi się woń nad wyraz markowej muzyki. Najlepsze piosenki: "Here For You", "Nothing Matters", "You And I", "When I'm With You", "Can't Go On", "Before The Rainbow" oraz otwierające dzieło " '72 Camaro".
Spis nagrań, co prawda sugeruje zestaw jedenastu kawałków, de facto jest ich jednak dwanaście. Niewymienionym w trackliście okazuje się finałowe "420". Rzecz nieco odstająca klimatem od wszystkich wcześniejszych, może więc dlatego ten najbardziej frywolnie niosący się fragment potraktowano tutaj jako ścieżkę pozaprogramową.
Soleil Moon to bardzo fajny, choć nieco leniwy zespół. Zespół, którego stać na kawior, choć ten woli jadać kanapki z pasztetem.  







Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"





czwartek, 24 października 2019

smak drożdżówki

Szkoda, że poznański koncert Kayak nie dojdzie do skutku. Lider tej zasłużonej ekipy - Ton Scherpenzeel (był już w Poznaniu przed kilkoma laty wraz z grupą Camel) - właśnie przeszedł zawał, tak więc plany posłuchania Holendrów trzeba odłożyć w czasie. Kayak byli dla mnie jedynym magnesem art-rockowego wieczoru, który zaplanowano na 4 grudnia w poznańskim "u Bazyla".
Ton Scherpenzeel w środku
W miejscu tej zacnej formacji pojawi się rosyjski koedukacyjny duet Iamthemorning. I choć jego dokonania zalicza się do prog-rocka, jest to jednak inne, acz nawet całkiem ciekawe muzykowanie. Dla tych, którzy w naturalny sposób zaakceptują wokalną manierę Marjany Semkiny oraz nieco wiktoriańskią oprawę, będzie to zapewne wydarzenie satysfakcjonujące, a może i nawet ekscytujące. Coś dla entuzjastów śpiewania w duchu Loreeny McKennitt, Kate Bush czy Kate Price. Okazuje się, że do osiągnięcia celu niewiele potrzeba - głos plus fortepian.
Gwiazdą wieczoru Skandynawowie z The Flower Kings. Nigdy za nimi nie przepadałem, ale występy na żywo żądzą się swoimi prawami. Także, kto wie... Do "Unfold The Future" ambitnie krok po kroku kupowałem ich płyty, jednak pewnego dnia wszystkie za symboliczne grosze wylądowały w domach innych. Poza Transatlantic, coś nie bardzo leży mi Roine Stolt. Niedawny wspólny album Stolta z Jonem Andersonem bardzo serio próbowałem polubić, lecz zaoferowana tam twórczość wbiła się w jedno wielkie grzęzawisko nudy. Ale być może właśnie nadchodzi ten moment, kiedy pożałuję wszystkich decyzji oraz wypisanych na tym gruncie słów.
Dodam jeszcze, iż w "u Bazyla" powyższym wykonawcom towarzyszyć będzie, znany m.in. z Beardfish, Rikard Sjöblom.

Zaniosłem do Media Markt kilka winyli celem ich umycia. Efekt na plus. Płyty odżyły, choć nadal trzeszczą - jak to winyle. Tak to jest, jeśli nie jest się ich pierwszym właścicielem, tylko przed laty zbierało skąd popadnie. Zresztą, nie było innej opcji. Nie każdy miał bogatą ciocię na Zachodzie lub ojca cynka wystającego pod Pewexem. Ale cieszę się, że jeszcze niedawno nienadająca się do słuchania jedynka Skorpio "A Rohanas" teraz gra, że aż chce się ją przerzucić na grunt audycji. Wówczas tylko sentymentalnie do dziś lubiane "Kelj Fel" upolowałem na czas w księgarni (gdy album był nowością), jednak inne płyty Skorpio wyłapywałem już z drugiej ręki. W tym właśnie "A Rohanas". Poprzedni właściciel zarżnął płytę, a na dodatek zaświntuchował. Dopiero teraz widzę, ile czyszcząca maszyna wyssała z niej brudu. Płyta świeci, ale pewnych granic już nie przeskoczymy. Trzeszczy i tak pozostanie. Chciałbym "A Rohanas" na CD, by móc nareszcie bezstresowo do tej muzyki powracać, ale też dla pewnego spokoju ducha, że od teraz nic nie pyknie, nie zaskwierczy, nie pierdnie. Dlatego mierzi mnie, gdy widzę te wszystkie gloryfikacje gramofonów i z reguły więcej lub niekiedy mniej porypanych płyt. Rzadko kto ma odpowiedni gramofon i równie idealne lub najlepiej wytłoczone nośniki, by móc rozkoszować się ich idealną jakością. Pamiętacie, jak Stefan Karwowski uwierzył w preparat Flory? Ten, który miał mu przywrócić włosy we wszystkich wyłysiałych miejscach? Stefan tak odleciał, że nawet czuł, jak mu te włosy odrastają. To zupełnie, jak ci współcześni cudacy z gramofonami wartymi tysiaka oraz tanimi winylami zwożonymi na szeroko zakrojoną skalę od handlarzy z Niemiec lub Holandii, których później widzimy zatrzęsienie na cyklicznie organizowanych u nas giełdach. Dopiero "kobieta pracująca" (vide Irena Kwiatkowska) postawiła Stefcia Karwowskiego twardo na gruncie sugerując, iż preparat "Flora" rzeczywiście ma silne działanie.... psychologiczne!. 

Mojego dobrego znajomego/kolegę, z kolei jego kolega wyrzucił z Facebook'owego grona znajomych tylko dlatego, ponieważ nie mógł znieść pogłębiającej się w nim pasji, jaką zbieranie płyt. Faceta zabolało, że były już kolega za dużo ich kupuje. Wylał się jad, gdy człowiek w social mediach "poprzechwalał" się nieco luksusowymi albumowymi wydaniami, czy to w digipakach, digibookach lub w specjalnych boxach, więc pewnego razu nie wytrzymał i napisał, że już ma tego dość, i że nie może na niego patrzeć, w konsekwencji czego zmuszony jest również usunąć "delikwenta" z grona swoich znajomych. Niepojęte. Szkoda tylko, że zazdrośnik byłego już kolegi nie zapytał, jakim kosztem do wszystkiego dochodził? Niesprawiedliwie potraktowany w sprawie zwierzył się, iż jego poświęcenie celem zdobywania upragnionej muzyki sięgało zenitu. Dla niej odmawiał sobie wszystkiego. Najbardziej uderzyło mnie, iż nasz kolekcjoner przez kilka lat nie poczuł nawet smaku codziennie kuszącej drożdżówki, ponieważ zamiast uciechy dla żołądka wolał inwestować w sferę duchową. 

Zapisałem się na sponsorowany przez Unię angielski. Unia finansuje cały kurs, plus jego ewentualną na wyższym szczeblu kontynuację, do tego także książkowe pomoce naukowe. Jedyne czego nie finansuje, to naszego zapału. Dołączyłem do grupy dowodzonej przez amerykanistkę. Dzięki temu nadal będę mógł korzystać z lubianego "r". Pierwsze spotkanie trochę peszące. Same babeczki, ja jedynym faciem, ale to dobrze, koleżanek nigdy za wiele. Moja Mundi, gdzieś pomiędzy wierszami dopytała: "jakie, młode czy stare?". Hmmm, gdy jest się w moim wieku, wszystkie młode.
Złota Polska Jesieni, trwaj!


 




Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"






poniedziałek, 21 października 2019

"NAWIEDZONE STUDIO" - audycja z 20 na 21 października 2019 / Radio "Afera" - 98,6 FM Poznań





"NAWIEDZONE STUDIO"
z niedzieli na poniedziałek, 20/21 października 2019 - godz. 22.00 - 2.00
 
RADIO "AFERA", 98,6 FM (Poznań)
www.afera.com.pl 


realizacja: Majka Chaczyńska
prowadzenie: Andrzej Masłowski







PENDRAGON - "Masquerade 20" - (2017) - jest wiele okazji do posłuchania tego bezkonkurencyjnie najpiękniej grającego zespołu rocka progresywnego, ale obecnie najbardziej czekam na najnowszy album "Love Over Fear". Premierę zaplanowano na koniec lutego 2020 roku, więc jeszcze trochę cierpliwości. Poza tym, szykują się trzy polskie koncerty w marcu przyszłego roku - w tym jeden w Poznaniu. Byłem na Pendragon chyba dobrych tuzin razy i żadna w tym przesada. Jeśli trzeba będzie, pójdę na kolejny i jeszcze kolejny koncert. Nie kupiłem dotąd nowiuśkiego 5-płytowego boxu "The First 40 Years", ponieważ muszę na niego uskładać. Czterech i pół stówy nie ma się ot tak. Jeśli jednak w ciągu najbliższych miesięcy nakład się nie wyczerpie, a grupa zabierze to efektowne pudło na poznański koncert, z mojej strony wszystko możliwe. Najbardziej ciekawią mnie nowe partie perkusji oraz instrumentów klawiszowych wplecionych w klasyczną płytę "The World". Było nie było, od niej właśnie dostałem bzika na punkcie Pendragon.
- Faces Of Light

IQ - "Resistance" - (2019) - trochę rozwlekłe najnowsze IQ, nie obywa się więc bez dłużyzn. Na szczęście jest też kilka "momentów". Troszkę mi przykro, że coś we mnie pękło i nie kocham już tej grupy, jak w czasach "Ever" czy "Subterranea". Pomimo, iż Peter Nicholls nadal pięknie śpiewa - z zaangażowaniem, melodramatycznie, niekiedy nawet apokaliptycznie. Zaś Mike Holmes zmysłowo błądzi wyborną, niekiedy wręcz przecudowną grą na gitarze - jak choćby we wczoraj zaprezentowanym "Shallow Bay". Jednak na całym tym 2-płytowym albumie brakuje mi czegoś. Nie wiem czego, może walnięcia pięścią w stół, może nawet czegoś dla odmiany brzydszego, nieoczekiwanego, odbiegającego od normy. Czegoś, co by nawet z początku rozczarowało, ale jednocześnie nie pozwalało zasnąć. A najgorsze, że tutaj wszystko jest takie ładne, perfekcyjne, dopieszczone i nie rozdziera szat.
- Rise
- Shallow Bay

RPWL - "Live From Outer Space" - (2019) - niegdyś uważałem RPWL za przeciętny prog/rockowy zespół, który jedynie tworzy milutką, choć nieodkrywczą muzykę. I nadal nie uważam ich za gigantów gatunku, jednak z każdym kolejnym postawionym przez nich krokiem nabieram coraz większego uznania. Nie dziwię się, że PinkFloyd'owska brać lubi posłuchać tej grupy pomiędzy kanonowymi wierszami. Yogi to oryginalny wokalista, Kalle wyborny gitarzysta, a pozostali "sekciarze" też przecież nie od macochy.
- Masters Of War

YOGI LANG - "A Way Out Of Here" - (2019) - udany ten solowy Yogi, co by nie mówić. No, ale patrz wyżej, wszak to jedna z głów rekomendowanej RPWL-owskiej rodziny. W trakcie audycji Tomek Ziółkowski podesłał sms: "cudowna ta płyta Yogiego... wow!". Czy można o lepszą rekomendację?
- The Sound Of The Ocean
- I'll Be There For You

RUNRIG - "The Last Dance" - (2019) - dla mnie "wow!", to ten live album. A myślałem, że czasy wielkich koncertowych płyt minęły bezpowrotnie. Fakt, iż tkwi w tym stwierdzeniu nawet pewne ziarno prawdy, albowiem nikt już nie porywa się na poziom Genesis "Seconds Out", Yes "Yessongs" czy Thin Lizzy "Live And Dangerous", choć możliwości technologiczne sprzyjają jak nigdy wcześniej. Runrig zagrali doskonały koncert, ponieważ wyciągnęli wszystkie atuty na ostateczny show w swojej karierze. Jednocześnie licznie przybyła publiczność wytworzyła nieprawdopodobnie swojską atmosferę. Po takim występie nie powinno się zatrzaskiwać bram.
- Loch Lomond

PRETTY MAIDS - "Sin-Decade" - (1991) - w intencji zdrowia Ronniego Atkinsa. Aby kuracja przebiegała podług jego i naszych życzeń. Rak płuc to nie przelewki, choć w dzisiejszych czasach ta przypadłość nie oznacza wyroku. Ludziom wycinają całe płaty, a ci z drugim ciągną bez zadyszki - czego Ronniemu życzę.
- Please Don't Leave Me - {John Sykes cover}

NORDIC UNION - "Second Coming" - (2018) - na rozgrzewkę poszło przebojowe i mięciutkie "Please Don't Leave Me", więc teraz dajmy się Ronniemu wykrzyczeć. Za circa dwa tygodnie nowa płyta Pretty Maids, i niech osadzona tam muzyka solidnie przypierdoli wszystkim tym demonom, które zbyt chciwie wyciągają łapska po naszych muzycznych dobrodziei.
- Breathtaking
- Rock's Still Rolling

DAN McCAFFERTY - "Last Testament" - (2019) - genialna płyta !!! Jestem pod wrażeniem. Ujął mnie ukonstytuowany tutaj bolesny klimat piosenek, niekiedy ze szkockimi, ale też i czeskimi folk-wtrętami. Brawo dla niejakiego Karela Marika, który wziął sprawy w swe muzyczne ręce, pozostawiając samemu McCafferty'emu osobistą warstwę liryczną. Ich przymierze zaowocowały wstrząsającymi piosenkami, jakich McCafferty nie śpiewał nigdy. Te wszystkie dotychczasowe balladki, typu "Dream On" czy coverowe "Love Hurts", to tak naprawdę jałowy gzik. Aktualny zbolały głos McCafferty'ego idealnie koresponduje z wybrukowanymi na jego twarzy zmarszczkami, ale też wszechobecnymi akordeonem, pianinem czy dudami. W tym roku czegoś równie pięknego raczej już nie usłyszymy.
- Home Is Where The Heart Is
- Why
- Looking Back
- Tell Me
- Nobody's Home - {duet with KRISTYNA PETERKOVA}

ECLIPSE - "Paradigm" - (2019) - najnowsze dzieło grupy dowodzonej przez Erika Martenssona. Szwedzkiego muzyka, który jednocześnie z Ronniem Atkinsem uprawia muzyczne pole w Nordic Union. "Paradigm" to tylko z pozoru kolejna melodic hard-rockowa płyta, a de facto, jakże subtelne nawiązanie do Pretty Maids. Posłuchajcie głosu Erika Martenssona.
- Viva La Victoria
- Mary Leigh
- Blood Wants Blood

THE DEFIANTS - "Zokusho" - (2019) - Danger Danger pod przykrywką Defiants. Tyle, że zamiast Teda Poleya, śpiewa Paul Laine. Ale zaraz zaraz, przecież Paul Laine to w dużym stopniu także wokalista Danger Danger.
- Hold On Tonight

ALDO NOVA - "Twitch" - (1985) - przepadam za tym długograjem, którego od zawsze miałem jedynie na nietrwałym winylu. Przed laty zgrałem go sobie na CD-audio, by nie dokładać lubianej muzyce kolejnych szumów i trzasków. Jednak nie czułem satysfakcji. Na szczęście winyl to już przeszłość. Niedawno moje pachole załatwiło swemu tatuśkowi CD, więc czarny placek na półkę zapomnienia. No dobra, niekiedy sięgnę po okładkę, bo faktycznie większa i ładniejsza.
- Tonite (Lift Me Up)
- Surrender Your Heart
- If Looks Could Kill
- Heartless

============================
============================

LARRY JUNSTROM
(22 VI 1949 - 6 X 2019)

kącik poświęcony Artyście





38 SPECIAL - "Tour De Force" - (1983) - zastanawiałem się, jaką z półki wyhaczyć płytę southern-rockowców z 38 Special, celem oddania hołdu niedawno zmarłemu basiście Larry'emu Junstronowi. Mogłem na chybił trafił, wszak Junstrom był wszędzie, a jednak postawiłem na moją ulubioną "Tour De Force". Nie twierdzę, że najlepszą, a ulubioną, Wszak Szanowni Państwo możecie być innego zdania.
- See Me In Your Eyes
- If I'd Been The One

============================
============================
--------------------------------------
============================
============================

ERIK SCOTT
(17 I 1948 - 11 X 2019

kącik poświęcony Artyście





SIGNAL - "Loud & Clear" - (1989) - kim był Erik Scott? Basistą dalszego szeregu, o którego zasługach nie informowały nawet pierwsze strony muzycznych gazet. A obok Signal, był on muzykiem Kim Carnes, Alice'a Coopera czy nawet współpracownikiem Carla Palmera (album "1: PM"). Ponadto niezłym kompozytorem. Jego nazwisko znajdziemy m.in na albumach Triumph "Surveillance" czy Teda Nugenta "Little Miss Dangerous".
- Go

ALICE COOPER - "Special Forces" - (1981) - lubię tę na swój sposób katastrofalną płytę Alicji. Pomimo, iż pochodzi z jego najbardziej pijacko-odurzającego okresu. Cooper kompletnie nie pamięta jej tworzenia, podobnie jak sąsiadujących rocznikowo albumów "DaDa" oraz "Zipper Catches Skin". Erik Scott obsługiwał bas na całej tej płycie. I choć Alice bywał tutaj zalany w trąbę, to jednak Erik podążał trzeźwą linią.
- Skeletons In The Closet

TRIUMPH - "Surveillance" - (1987) - tutaj Erik Scott nie zagrał nawet taktu, za to okazał się współkompozytorem ze wszech miar wspaniałej finałowej kompozycji, którą dwa lata później wzięli na ruszt muzycy Signal. Czyli podopieczni Marka Free (obecnie Marcie) - tego/tej od King Kobra.
- Running In The Night

============================
============================

NEW MODEL ARMY - "Impurity" - (1990) - pokoncertowe echa świetnego poznańskiego występu "nowoarmistów". Każdy koncert Justina Sullivana zawsze bywa inny, więc żadnego odpuścić nie sposób. To był mój czwarty raz, ale dotrę też piąty, a nawet szósty, jeśli tylko nadarzy się okazja.
- Purity

NEW MODEL ARMY - "The Ghost Of Cain" - (1986) - "jesteśmy 51 stanem Ameryki" - skanduje Sullivan. Skanduje na tej płycie, skandował też w Tamie. Z tego nagrania grupa nigdy nie rezygnuje. Zresztą, nie wyobrażam sobie występu NMA ograbionego z tych niespełna trzech minut.
- 51st State

NEW MODEL ARMY - "Thunder And Consolation" - (1989) - moja ulubiona płyta NMA. Był taki czas, kiedy słuchałem jej nieprzerwanie. Wykułem na blachę, choć na co to komu? W swoim czasie dzielnie wykupywałem wszystkie pojawiające się kompakty nowoarmistów w nieistniejącym od lat "Pro-CD". Fajnym sklepie, dowodzonym przez sympatycznego tłuścioszka Sylwka (choć za ladą stał wówczas pewien Tomek, późniejszy inicjator wytwórni Vega, tłoczącej na masową skalę płyty CD oraz DVD), który później postawił na dżinsy, i pamiętam jego zamaszysty sklep w Centrum ETC w Swarzędzu. Ciekawe, co u niego słychać? Pamiętam, że ów Sylwester lubił Toto, ale też Tangerine Dream, zaś na mój widok w progach swego sklepu zawsze rzucał na powitanie: "oooo, witam New Model Army". Tak było. Nie wyprę się, ni z życiorysu nie wytnę.
- I Love The World
- Stupid Questions
- 225
- Vagabonds
- 125 MPH

ECHO & THE BUNNYMEN - "The John Peel Sessions 1979 - 1983" - (2019) - do poduchy ponuracy z Bunnymen. W kolejnej surówce z sesji Johna Peela, a jednocześnie we w miarę przebojowej piosence, choć przecież spoza establishmentu.
- All My Colours







Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"




a w minioną niedzielę... ZŁOTA POLSKA JESIEŃ