ALLIANCE
"Fire And Grace"
(ESCAPE MUSIC)
***1/2
SOLEIL MOON
"Warrior"
(FRONTIERS RECORDS)
***3/4
Dawno niesłyszani Alliance jak najbardziej stylowo prezentują się na swoim najnowszym, szóstym już albumie. Tym razem grupa jawi się jako tercet, ponieważ ich niedawny jeszcze kwartet wyszczuplał o instrumentalistę klawiszowego Alana Fitzgeralda. Obowiązki po nim przejął
Robert Berry (w przeszłości Hush oraz 3 - u boku Keitha Emersona i Carla Palmera), którego odwiecznym priorytetem stoi jednak dowodzenie basem oraz bycie głównym wokalistą. Składu dopełniają, gitarzysta Gary Phil (mający na koncie nawet współpracę z Boston) oraz perkusista David Lauser (współpracownik Sammy'ego Hagara - tego od Montrose, Van Halen czy Chickenfoot).
Amerykanie dość płynnie poruszają się po terytorium hard rocka oraz mniej zawirowanego rocka progresywnego, choć nie jest im też dane tworzyć wiekopomnych dzieł. Pomimo tego, wpadają w ucho ich klawiszowo-gitarowe, pełne bogatych harmonii, a jednocześnie zdynamizowane kawałki, co: "The Wheel", "Good Life", "Reason To Walk Away", nieco lżejsze "Time" oraz "You Are The Heroes", czy wyskandowane "Raise Your Glass". Moją szczególną uwagę przykuło jednak "Change Of Heart". Efektowna piosenka o dwóch obliczach - w zwrotce zgrabna ballada, w refrenie zaś wysokiej próby melodyjny hard rock. Natomiast na numero uno albumu zasługuje pełna uniesień, dramatyczna 6,5-minutowa pieśń "Uncertain". Szkoda, że Alliance wnikliwiej nie specjalizują się w podobnej stylistyce. Mają do tego typu muzykowania należyte przyłożenie, ponadto sądzę, iż więcej bliźniaczych kompozycji mogłoby jednocześnie stanowić za nawóz do oczekiwanego sukcesu, tym samym do szerszego grona wielbicieli.
Chyba najbardziej emocjonalny albumowy fragment, doprawiony smyczkami, a dla kontrastu zadziorną gitarą i równie emocjonalnym śpiewem Berry'ego.
Dla podobnego odbiorcy skierowana jest także najnowsza oferta pochodzącej z Chicago formacji Soleil Moon. Grupa, która w tym roku obchodzi 20-lecie doczekała się dopiero trzeciego albumu. Jednak ich elegancko doprawiony rock wcale nie łasi się na pośpiech, ponieważ skłaniający się ku jazz/pop rockowym inklinacjom liderzy Larry King oraz John Blasucci, to perfekcjoniści w każdym calu. Tego drugiego dżentelmena znamy również z obozu byłego przywódcy Styx, Dennisa DeYounga, u którego bywa nadwornym instrumentalistą klawiszowym. W Soleil Moon, w klawiszowej materii Blassuci też posiada konkurenta, a jest nim zespołowy kompan Larry King. Muzyk, będący nie tylko wokalistą, producentem czy przede wszystkim szefem całego tego przedsięwzięcia, ale również pianistą. Tak więc, trzon Soleil Moon zajmuje się klawiszową oprawą oraz stroną wokalną, zaś gitarowo-perkusyjną sekcję zbijają równie zdolni muzycy, wśród których m.in. perfekcyjny gitarzysta Michael Thompson. O jego niedawnej świetnej płycie "Love & Beyond" także pisałem. Przy czym muszę nadmienić, iż wśród sesyjnych wyrobników, nie zabrakło też kolejnego względem Soleil Moon klawiszowca, w osobie Ricky'ego Petersona - a konkretnie, obsługującego na "Warrior" organy.
Larry King i John Blasucci czerpią z rocka, popu, jazzu, musicalu, nawet country, i z czego tylko się da, umiejętnie z wszystkich powyższych składników plotąc art-pop/rockowe wianki, a niekiedy nawet songi zabarwione pop metalem. Zresztą okładka, to dopiero power metal.
Muzyka dla wielbicieli wysmakowanych aranżacji, niekonwencjonalnych zagrywek oraz zdecydowanie zaoceanicznych brzmień, acz podana w bardzo przystępnej formie. Stawiam, iż niniejszy śpiewnik bez przeszkód powinien dotrzeć do entuzjastów grania, w duchu grup Toto, Sneaker, późniejszych i trochę mniej zakręconych Chicago, Mr. Mister czy kompletnie niewypromowanych u nas jazz-soft/rockowych Kalifornijczyków Ambrosia.
Przynajmniej połowa albumu zasługuje na najwyższe noty, choć gwoli uczciwości, nad całością unosi się woń nad wyraz markowej muzyki. Najlepsze piosenki: "Here For You", "Nothing Matters", "You And I", "When I'm With You", "Can't Go On", "Before The Rainbow" oraz otwierające dzieło " '72 Camaro".
Spis nagrań, co prawda sugeruje zestaw jedenastu kawałków, de facto jest ich jednak dwanaście. Niewymienionym w trackliście okazuje się finałowe "420". Rzecz nieco odstająca klimatem od wszystkich wcześniejszych, może więc dlatego ten najbardziej frywolnie niosący się fragment potraktowano tutaj jako ścieżkę pozaprogramową.
Soleil Moon to bardzo fajny, choć nieco leniwy zespół. Zespół, którego stać na kawior, choć ten woli jadać kanapki z pasztetem.
Andrzej Masłowski
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"