piątek, 29 kwietnia 2016

po wieczorze z Alicją

Telewizyjna stacja "Sundance Channel" wyrasta w moich oczach na priorytetową. To od niej rozpoczynam sprawdzanie filmowych atrakcji. Co prawda dominuje tam filmoteka fabularna, ale jak już pojawiają się muzyczne dokumenty, to nie mają sobie równych. Wczoraj wyemitowano materiał o Alice Cooperze. Ciekawy, choć jednak daleki od doskonałości. Niemniej, fajnie było prześledzić losy Króla Horroru od początków kariery, aż po okolice roku 1986. No właśnie, dlaczego tylko do tego okresu, skoro film z 2014 roku? Miałem nadzieję, że autorzy dotrą do wskrzeszenia Hollywoodzkich Wampirów. Tym bardziej, że sam projekt okazał się rewelacyjny. Dobre jednak i to. Na tym nie koniec atrakcji, albowiem zaraz po Alice Cooperze można było obejrzeć muzyczną komedię "Still Crazy".
Podparty o blat Jimmy Nail
Film przedstawiał losy niejakiej grupy Strange Fruit, w której gitarzystą basowym był dobrze nam znany Jimmy Nail. Aktor i wokalista, niejednokrotnie przeze mnie prezentowany. Grupa niegdyś odnosząca sukcesy postanawia się reaktywować, mając przy tym przeróżne dziwne historie. Fajne, warte obejrzenia.
Zachęcam do przeglądania rozpiski programowej, albowiem Sundance Channel swą ofertę powtarza o bardzo różnych porach, tak więc mają prawo się na nią załapać wszystkie pracujące zmiany.
Być może dzięki tego typu filmom wzbogaci się nieco zapotrzebowanie na ogólne spojrzenie na muzykę. A nie tylko wciąż Pink Floyd, Led Zeppelin i AC/DC. O tych ostatnich zresztą zrobiło się właśnie głośno, a to za sprawą fuzji Axla Rose'a na fotel wokalisty w zamian za niedysponowanego Briana Johnsona. I przyznam Państwu, że też nie jestem z tego faktu szczęśliwy. Moja wyobraźnia nie dopuszcza jego osobowości do twórczości Australijczyków. Axl Rose śpiewający "Hells Bells" lub "Thunderstruck" - darujmy sobie. Poza tym, nie pojmuję, po jakiego czorta w ogóle coś takiego. Przecież Gunsi się pięknie reaktywowali - ze Slashem między innymi, czy nie lepiej byłoby Ejsom poszukać jakiegoś młodego utalentowanego wydzierusa?. Na pewno takowych nie brakuje. Zresztą idąc tropem Arnela Pinedy z Journey, można by poszukać pośród przeróżnych tribute bandów, których jest nieco. Bywały już w historii muzyki przypadki tego typu transferów i rzadko
Strange Fruit na scenie
wychodziło im to na dobre. Przypomnijmy choćby Iana Gillana w Black Sabbath. No dobrze, "Born Again" nie było płytą złą, jednak śpiewanie na koncertach przez Iana "Paranoid", pasowało do siebie jak treść słynnego rysunku Andrzeja Mleczki z kopulującą parą nosorożca i żyrafy, i załączonym dopiskiem: "obywatelu, nie pieprz bez sensu". Ktoś zapyta, a Ronnie James Dio w Sabbathach? No właśnie, ta konfiguracja akurat miała się wyjątkowo dobrze. Jednak to jeden z nielicznych odosobnionych przypadków, gdzie takowe połączenie wyszło obu stronom na dobre. Jednak nie na długo, bowiem zetknięcie takich osobowości na jednej płaszczyźnie z reguły kończy się szybkim wypaleniem.
Wracam do Alice Coopera, właśnie kręcą się Hollywood Vampires. Rewelacyjna ub.roczna płyta z coverami Doorsów, Hendrixa, Led Zeppelin, Spirit, Lennona, T.Rex i wielu innych. Alicja w rewelacyjnej wokalnej formie, a Johnny Depp i Joe Perry tną na gitarach niczym wściekłe osy. Palce lizać.





Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 
www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00


"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"





czwartek, 28 kwietnia 2016

co zbyt zdrowe, to niezdrowe

Od kiedy wróciłem do formy wzięło mnie na lody. Wręcz je pożeram. Miewam zachcianki, niczym ciężarna kobieta. Choć nie dusi mnie na ogórki czy czekoladę. Przedwczoraj odwiedziłem osiedlowego spożywczaka i zakupiłem nieco lodów - na teraz i nieco później. Do zamrażalnika z ledwością upchnąłem kulę Cassatte, jednego sorbeta, Big Milk śmietankowego na patyku, innego patykowego w polewie czekoladowej, podobnież fioletowego "Milka" i jeszcze jakiegoś niefirmowego truskawkowego. Tylko jeden z nich wytrzymał do dnia następnego, pozostałe po prostu wchłonąłem jeszcze tego samego wieczoru. Nie wiem, skąd mi się to wzięło. Dzisiejszy dzień też rozpocząłem od wizyty w McDonaldzie i deserze lodowym z truskawkami i bitą śmietaną. Przed laty wokalista Marillion - Steve Hogarth, nagrał taki album "Ice Cream Genius" - czyżby o mnie?.
Nie jest to żaden muskularny wyczyn, prawdziwy rekord pobiłem nieco ponad ćwierć wieku temu z moim osiedlowym kolegą. Lubiliśmy taką kawiarenkę "Iwa" przy zbiegu ulic Nad Wierzbakiem a Aleją Wielkopolską. Dziś jest tam jakaś włoska restauracja, a szkoda. Zawsze tam miewali Cassatty. Najlepsze lody na świecie. Nie ma lepszych i niech nikt nie próbuje tego zmieniać. Potrafiliśmy tam z kolegą regularnie zaglądać, a że obaj gustowaliśmy w Cassattach, nie żałowaliśmy sobie. Pewnego razu zamawialiśmy porcję za porcją (a jedna, to ćwierć kuli), aż zorientowaliśmy się, że każdy z nas zjadł po jedenaście miseczek, czyli prawie trzy pełne kule. Nikomu brzucha nie rozerwało, gardła zresztą także. To słodkie bzdurki wciskane dzieciom przez ich rodziców. Wcale nawet nie z obawy o ich zdrowie, a własne portfele. Jeszcze nigdy po lodach nie poczułem się niekomfortowo. Nie ulegam jednak zbiorowej histerii i celowo nie odwiedzam punktów z tzw. zdrowymi lodami. Te wszystkie wytwórnie, manufaktury lodów naturalnych już na odległość śmierdzą kantem. Poza tym, sama świadomość, że w kilometrowych kolejkach stoi stado naciągniętych baranów powoduje, że jeszcze mocniej odczuwam ochotę na jak najbardziej niezdrowe. Współczesnym przewrażliwionym i rozhisteryzowanym ekoludziom da się wcisnąć dosłownie każde gówno, należy tylko pamiętać, by na opakowaniu dopisać "zdrowe, naturalne i ekologiczne".





Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 
www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00


"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"






środa, 27 kwietnia 2016

jutro Alice Cooper

Zachęcam jutro do oglądania o godzinie 23-ciej stacji Sundance Channel. Zostanie tam wyemitowany dokument o Alice Cooperze, pt. "Super Duper Alice Cooper". Blisko 1,5-godzinny. Po świetnych filmach o Arnelu Pinedzie i grupie Journey, Queen czy Big Star, teraz przyszła pora na Alicję w Krainie Czarów.
Nie przegapcie!








Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 
www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00


"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"


wtorek, 26 kwietnia 2016

lody truskawkowe i pączek skąpany w lukrze

Lekarka postraszyła rano, że nerki źle ciągną. Dużo pić i jeszcze raz pić. I jak tu się zmusić? Jadę do roboty i myślę, co by tu, by się przemóc. Po drodze wleciałem do Saturna po Marka Knopflera z Evelyn Glennie do filmu "Altamira". Nowość. Cena jak to u nich ostatnio wyżyłowana - 49,99 zł. Gdyby mogli, to najchętniej trzasnęliby 50,09, ale to już piątka na przedzie. Scyrbato nieco. Kupiłem, choć czuję, że moja przygoda z tą siecią pomału dobiega końca. Jest taka sympatyczna internetowa siedziba, zwie się "Świat Książki". Sporo tam nowości w atrakcyjnych cenach, więc nikt nie będzie nas po kieszeniach łoić. Dla przykładu płyta, o której mowa, do zamówienia w ciągu 24h za 46,50 zł. Jedna płyta, druga płyta, no i pewnie piąta lub szósta już wyjdzie gratis.
W Saturnie przy dziale z kompaktami pustki. Przejrzałem półki i z zapisków sprawdziłem ewentualne nowości. Nic, dosłownie nic. Powinienem zmienić zainteresowania, bo pod Beyonce i Justinem Bieberem półki się uginają. Nie ma to jak frajerskie zamawianie. Zapewne kierownik działu muzycznego jest człowiekiem młodszego pokolenia, wychowanym na R&B/hip-hop/funky/soul/jazziku, i pojęcie wysmakowanej muzyki go ominęło. Wystarczy przejrzeć tylko sam dział nowości - oferta przyprawia o mdłości. Nie ma czego szukać, bo to, co na półkach fajne, to już każdy od dawna posiada. To samo tyczy sporego działu przecen (ceny po ok.20-30 zł). I co z tego, że są tam Vangelisy, Coldplaye, Whitney Houstonki, soundtracki do "Twin Peaks" czy "Gladiatora" - przecież to są płyty, które większość ludu kupiło w dniu premiery, ewentualnie niedługo później. Zabrałem co moje i pojechałem zdać PITa, by na ostatnią chwilą nie stać później w kilometrowych kolejkach.
Pozostała godzinka, więc szybka wizyta na Poczcie, a później w głowie zaczęło kusić. Idę i myślę, myślę i myślę, aż w końcu patrzę - eureka, jest! McDonald. Lody w polewie truskawkowej z bitą śmietaną. Jezu jak cudownie można rozpocząć dzień. Lekarka kazała dużo pić, więc zatem na słodko i śmietankowo. W sąsiadującym spożywczaku na dobitkę jeszcze butla Nestea i pączek - cały skąpany w lukrze. Noooo!, i oto jestem. Żyję! Przychodzę do roboty, szef z krzywą i jak zwykle niezadowoloną gębą patrzy, podając wytyczne. Mówię, że najpierw pączek, a robota może poczekać. Krzywi się łajza na me pyskolenie, ale przełyka kluchę goryczy. Co tam, szefa też trzeba sobie wychować.





Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 
www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00


"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"







poniedziałek, 25 kwietnia 2016

souvenir in China

Po audycji Tomek odwiózł mnie pod dom, sam był już bardzo zmęczony, a jeszcze w perspektywie tylko cztery godziny snu... Nie ma lekko, Nawiedzone Studio to spore wyzwanie. W nagrodę natomiast świetna muzyka, więc warto. Cieszę się, że Tomek znajduje siły, czas i przymrużone oko swej Kasi (dzięki!) na te niedzielne wieczoro-noce. Z radością jeżdżę do radia. Realizator, to nie tylko realizator. To przede wszystkim dobry duch, dobra atmosfera, a i lepiej układające się nuty. Chciałoby się rzec; chwilo trwaj....
Podczas podróży do-, jak i z radia, towarzyszyła nam z samochodowej zmieniarki muzyka Queen. Rozmawialiśmy o Freddiem. O tym jakim był człowiekiem, wokalistą, o jego słabostkach, o artystycznej wielkości. Szybko się okazało, że odbieramy Go dokładnie tak samo. Jeśli Państwo od razu po drugiej nie wyłączyliście odbiorników, to mieliście jeszcze okazję posłuchać najpiękniejszej piosenki świata (bo lepszej nikt do tej pory nie wymyślił), a mianowicie "Bohemian Rhapsody". Troszkę zmanipulowaliśmy playlistę nocnikową i przyspieszyliście jej nadanie. Tak, aby się milej później wracało do domu, a Wam coś ładniejszego przyśniło. Zanim jednak w "Nocniku" pojawili się Queen, Pineapple Thief i kilku innych...., to jeszcze z płyty CD Tomek wyemitował pewnego Chińczyka - Wangfenga. Ale historia! Proszę tylko posłuchać.... W czerwcu ubiegłego roku Żonka Tomka - Kasia, poleciała na jakiś czas do Chin. Przed wylotem poprosiłem ją o wyszukanie dla mnie jakiegoś fajnego chińskiego muzaka, którego moje europejskie ucho będzie w stanie przetrawić. Rzuciłem hasło, lecz wyników się nie spodziewałem.
Bo co tam w Chinach mogą grać?. Zapewne jakieś pierdy dla potrzeb lokalnej gastronomii, tak by się gościom zgniłe jaja lepiej trawiły. Ot, takie wyobrażenie człowieka nieobieżyświata. Okazało się, że Kasia sprawę potraktowała serio i przywiozła pięknie wydany 2-płytowy album, podobno wielkiej gwiazdy chińskiej sceny. Wspomnianego Wangfenga. Zresztą na okładce zapisano: "The Godfather Of Chinese Best Music". Za płytę podziękowałem, uregulowałem co się należy, ale i zarazem jeszcze szybciej zapomniałem. Najprawdopodobniej musiałem być wówczas na etapie czegoś, co absolutnie odwróciło mą uwagę od tej zdobyczy. Wsadziłem albumik do szafy zapomnienia i tak sobie leżał przez tych kilka miesięcy nieprzesłuchany. Zanim jednak stałem się jego właścicielem, Tomek zdążył się z nim zaznajomić i zapamiętać co nieco. Poprosił ostatnio, bym go ze sobą zabrał do radia, ponieważ chciałby jedną piosenkę zapodać w eter, właśnie w radiowym "Nocniku". Jako, że Tomek miewa czasem skłonności do sympatyzowania z jakimiś pioseneczkami w nie moim guście :-)  pomyślałem, a daj mu tę płytę w prezencie. On chyba bardziej jej potrzebuje.
No i obiecałem, że jak wydobędę z szafy, to płyta jego. I tu sprawa nabrała innego tempa. Po zakończonym Nawiedzonym Studio, Tomek nastawił wybraną piosenkę Wangfenga, a mnie opadła przysłowiowa kopara. Nie dość, że ów Chinol wykazał się całkiem fajnym głosem, to jeszcze asystujący mu muzycy zagrali i zabrzmieli światowo. Nie żadne tam "ciong-si-ła-ła", a po prostu fajne zmysłowe pop/rockowe śpiewanie. Tomek szybko się zorientował o gafie jaką popełniłem i z bólem serca zapakował albumik w siatkę, w której mu "skarba" przyniosłem, rzucając: "to co, ty sobie tego jednak będziesz chciał posłuchać?". Unosząc się honorem odrzekłem: "posłuchałbym, ale w zasadzie płyta już jest Twoja". Popatrzył na mnie z politowaniem i dorzucił: "daj spokój, jak będę musiał, to przecież sobie zamówię". I tak się kończy ta historia. Po kilku miesiącach dałem się namówić do posłuchania własnej przecież i świadomie nabytej płyty. Właśnie się kręci w odtwarzaczu. Teraz siedzę, słucham i mi głupio - bo fajne. I miejmy świadomość, że nikt takiej muzy u nas nigdzie nie zapoda. No chyba, że my z Tomkiem w tej naszej poczciwej Aferze.





Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 
www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00


"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"








"NAWIEDZONE STUDIO" - audycja z 24 kwietnia 2016 - Radio "Afera", Poznań, 98,6 FM




"NAWIEDZONE STUDIO"
niedziela 24 kwietnia 2016 r. - godz.22.00 - 2.00

RADIO "AFERA", 98,6 FM (Poznań)
www.afera.com.pl 


realizacja: Tomek Ziółkowski
prowadzenie: Andrzej Masłowski






STATUS QUO - "Live Alive Quo" - (1992) -
- Whatever You Want
- In The Army Now

STATUS QUO - "Whatever You Want - The Very Best Of" - (1997) - 
- Paper Plane - {oryginalnie na LP "Piledriver", 1972}

ROKO - "Roko" - (1990) -
- Don't Turn Around

SCORPIONS - "Return To Forever" - TOUR EDITION - (2016) - pierwotnie w 2015 r.
- Crazy Ride

V/A - "Ronnie James Dio - This Is Your Life" - (2014) -
SCORPIONS - The Temple Of The King

TREAT - "Ghost Of Graceland" - (2016) -
- Together Alone
- Everything To Everyone

L.R.S. - "Down To The Core" - (2014) -
- To Be Your Man

RAMOS - "Living In The Light" - (2003) -
- Willie {instrumental}

THE ROLLING STONES - "Black And Blue" - (1976) - 40-lecie albumu (premiera 23.04.1976)
- Hey Negrita
- Fool To Cry

THE WATERBOYS - "The Live Adventures Of The Waterboys" - (1998) - z koncertów z roku 1986
- Purple Rain - {Prince cover}

EPITAPH - "Fire From The Soul" - (2016) -
- Man Without A Face
- Fire From The Soul

EPITAPH - "Epitaph" - (1971) -
- Visions

JOHN FOGERTY - "Wrote A Song For Everyone" - (2013) -
- Who'll Stop The Rain - {with BOB SEGER}

CREEDENCE CLEARWATWER REVIVAL - "Pendulum" - (1970) -
- It's Just A Thought
- Have You Ever Seen The Rain
- (I Wish I Could) Hideaway

TADEUSZ WOŹNIAK - "Tadeusz Woźniak" - (1972) -
- Zegarmistrz Światła

LOCOMOTIV GT - "Ringasd El Magad" - (1973) - singiel Polskich Nagrań "Muza"
- The World Watchmaker - {Tadeusz Woźniak cover} - tutaj "Zegarmistrz Światła" Węgrzy przerobili na "Zegarmistrz Świata"

COCTEAU TWINS - "Victorialand" - (1986) -
- Lazy Calm

D.A.R.K. - "Science Agrees" - (2016) -
- Loosen The Noose

BREATHLESS - "Between Happiness And Heartache" - (1991) -
- Wave After Wave
- You Can Call It Yours

THE WATERBOYS - "This Is The Sea" - (1985) -
- The Pan Within

TALK TALK - "The Colour Of Spring" - (1986) - 30-lecie albumu
- I Don't Believe In You
- Living In Another World

BIG COUNTRY - "At The BBC - The Best Of The BBC Recordings" - (2013) -
- Wonderland - {live at the Hammersmith Odeon, London, 1989}
- Broken Heart - {live at the Hammersmith Odeon, London, 1989}

EPITAPH - "Dancing With Ghosts" - (2009) -
- On Your Knees

BUDGIE - "In For The Kill" - (1974) -
- Wondering What Everyone Knows

RARE BIRD - "Epic Forest" - (1972) -
- Her Darkest Hour


Bardzo lubię "Pendulum" Kridensów, niech zatem dzisiaj staną na piedestale
Wczorajsza wiosna. Piękna, prawda?


Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 
www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00


"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"








niedziela, 24 kwietnia 2016

JUDAS PRIEST - "Battle Cry" - (2016) -







JUDAS PRIEST
"Battle Cry"
(SONY MUSIC) 
***


Muzycy twierdzą, że to pożegnalna trasa. Gdyby im jednak wierzyć, to tej koncertowej pamiątki już także być nie powinno. Na szczęście w tej kwestii nie tylko oni nie dotrzymują słowa, ale i wcześniej Kiss, bądź Scorpionsi. A ileż to razy na emeryturę przechodził Johnn Lee Hooker, który na szczęście szarpał struny po kres swych dni. Poza tym, jak tu uwierzyć o finalnym koncertowaniu, skoro na przyszły rok grupa zapowiedziała nową studyjną płytę.
Już dawno nie było koncertowego albumu Halforda i spółki, albowiem "A Touch Of Evil" ukazało się siedem lat temu, a przecież dzisiaj niektórzy wykonawcy serwują nagrania koncertowe niemal po każdym studyjnym dziele. Z tym, że tutaj należy uściślić; Dżudasi też zbyt często ich nie nagrywają.
"Battle Cry" jest pięcio-kwadransowym zapisem z niemieckiego festiwalu Wacken, na którym grupa zagrała 1 sierpnia 2015 roku dla 85 tysięcy fanów metalu. Tego metalu w najczystszej i najszlachetniejszej postaci. A że Judas Priest są jedną z pięciu najlepszych metalowych orkiestr świata, to czegoż chcieć więcej. Publiczność była w dobrym nastroju, szczególnie po rasowych rozgrzewkach za sprawą Running Wild czy Savatage. Wyprzedany koncert też niech poświadczy o apetycie na taką muzykę. Bo żadne zblazowane klubowe hip-hop/soul/funk/dżezikowate wypierdki nie zaszkodzą niezniszczalnemu metalowi. Niech sobie tam nie myślą....
Grupa promowała ostatni album, z którego popłynęły: "Dragonaut", "Halls Of Valhalla" oraz tytułowy "Redeemer Of Souls", oczywiście nie zapominając przy tym o wielkich przebojach, za które posypały się należyte wiwaty. Chwała za pełne wersje "Beyond The Realms Of Death", bądź "Victim Of Changes". W dzisiejszym skomercjalizowanych czasach nie wszyscy wykonawcy zdecydowaliby się na ich pełen wymiar czasowy. Dzięki temu powrócił duch lat siedemdziesiątych, w których terminy "muzyka" i "sztuka" bardzo do siebie przylegały. Z tego okresu już iście metalową siłą charakteryzuje się "Hell Bent For Leather", które w niczym nie ustępowało późniejszym typowo metalurgicznym produkcjom, a które to także pojawiło się w tym zestawieniu. Jednak dla wielu sympatyków Judas Priest ich muzyka, to przede wszystkim dekada lat osiemdziesiątych. Dlatego nie dziwi euforyczne przyjęcie solidnie tutaj wykonanych klasyków, jak: "Jawbreaker", "Breaking The Law" czy "Electric Eye". Także z 11-minutową podróżą w "You've Got Another Thing Coming", która swym tempem, improwizacjami i dobrą zabawą sama poniosła się do takich rozmiarów. Troszkę rozczarowuje finalizujący całość "Painkiller", w którego studyjnym oryginale Halford przyjemnie zdziera gardło, podczas gdy w Wacken próbuje coś wskórać z już totalnie wyczerpanego. Ale nie narzekajmy, to naprawdę piekielna trudna rzecz do zaśpiewania. Bądź zawycia, to już zależy od punktu postrzegania.
"Battle Cry" to bardzo przyzwoicie skrojona koncertówka, wciąż kapitalnego zespołu, nawet jeśli człowiek świadom, że co najlepsze, to już chyba za nimi.




Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 
www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00


"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"





ROYAL HUNT - "Cargo" - (2016) -





ROYAL HUNT
"Cargo"
(MAJESTIC / FRONTIERS)
*****



Nigdy nie ukrywałem ogromnej sympatii do tego duńskiego zespołu, którego najbardziej cenię za wokalnego panowania z amerykańskim D.C.Cooperem. To przecież m.in. on jest odpowiedzialny za ich najsłynniejsze dzieło "Paradox", od którego osobiście rozpocząłem przygodę z tą grupą w 1997 roku. Oczywiście nie dyskredytując samego Andre Andersona - nie tylko instrumentalisty klawiszowego, ale i de facto zespołowego przywódcy. Kompozytora, aranżera, producenta, słowem człowieka alfa i omega w jednym. Royal Hunt, to jego dziecko i nikt mu tego nie odbierze.
Jednak na "królewskich polowaniach" nie bywało już najlepiej, i to właśnie do momentu powrotu D.C.Coopera. Zaważyło to na zdecydowanym ożywieniu w szeregach bandu. Dało się to również odczuć nie tylko za sprawą ostatnich trzech wyśmienitych albumów, ale i po zwiększonej aktywności koncertowej, jak i samej frekwencji. Co niestety nie dotyczy naszego pięknego kraju, w którym znaczenie grupy jest dosłownie marginalne. Dlatego, aby zobaczyć Royal Hunt w pełni rozmachu należy się pofatygować albo do Rosji, albo USA, bądź Japonii.
2-płytowy album "Cargo" zawiera nagrania koncertowe z okresu września i października 2015 roku, kiedy to grupa występowała na festiwalach: ProgPower w USA, Loud Park w Japonii oraz Rockingham w Wielkiej Brytanii. Pretekstem była promocja najnowszego longplaya "Devil's Dozen" oraz zbliżająca się pomału 20-rocznica (choć de facto wówczas jeszcze osiemnasta) wspomnianej "Paradox". Z tej racji Royal Hunt wykonali w całości wspomniany album. Zachowując dokładną kolejność utworów, a co ważne - także jego dramaturgię. Począwszy od intro "The Awakening" i następującego po nim muskularnego hymnu "River Of Pain", aż po przejmujący finał "It's Over". A co pomiędzy? Na wstępie chętnie grywany "The Mission" oraz "Half Past Loneliness" - z kapitalnej płyty "Show Me How To Live", na końcu zaś dwa można by rzec klasyki pochodzące z dwóch ostatnich dzieł, a mianowicie: przepiękny "May You Never (Walk Alone)" ("....oby nigdy nie podążać samotnie, w zapomnieniu....")....oraz absolutnie genialny, wciągający i poruszający zarazem "A Life To Die For". I to wszystko na dwóch płytach. Dużo lub mało, zależy jak na to spojrzeć. Repertuar rewelacyjny, ale zawsze ktoś może się przyczepić na brak "Running Wild", "Epilogue" czy "Kingdom Dark". Nie da się wszystkiego zebrać podczas jednego występu, dlatego do pełni szczęścia należy posiadać wszystkie płyty i dostąpić szczęścia bycia na niejednym ich występie.
Ktoś zapyta, to jak to, dlaczego zatem tak rewelacyjny zespół pozostaje w cieniu tak wielu wypromowanych słabeuszy? Hmmm.... to właśnie jedna z zagadek tego świata.




Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 
www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00


"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"





JOE BONAMASSA - "Blues Of Desperation" - (2016) -






JOE BONAMASSA
"Blues Of Desperation"
(PROVOGUE / MASCOT MUSIC)
***1/2




Wyrobił sobie markę współczesnego niekwestionowanego przywódcy bluesa. Białego - co należy podkreślić. O rzadko spotykanych splecionych w jedno cechach: wrażliwości, muzykalności i umiejętnościach. Jeszcze do niedawna jawił się jako zdolny uczeń mistrzów tej dziedziny sztuki, a dzisiaj sam karty rozdaje. No i co z tego, że matka natura obdarzyła go ledwie przeciętnymi warunkami głosowymi (choć sam głos bardzo przyjemny przecież), skoro za sprawą gitary potrafi sięgać zenitu.
Bonamassa lubi zaskakiwać, dlatego żadna kolejna płyta nie bywa powieleniem poprzedniej. Czasem nawet można żałować, szczególnie, gdy jak wiemy, przydarzyła mu się kilka lat temu absolutna perła w postaci "Driving Towards The Daylight". A mawiają, że w bluesie jest tyle ograniczeń, i że poza kilkoma schematycznie zestawionymi taktami nie da się już niczego wymyślić. To proszę tylko posłuchać płyt tego Artysty, by zweryfikować ten błędny mit. Nawet jeśli tyczyć będzie to najnowszej, ledwie tylko dobrej płyty, tego Nowojorczyka - duchem z Texasu, Mississippi i entuzjazmu rodem z Kalifornii.
Należy nadmienić, iż Bonamassa na "Blues Of Desperation" spróbował sił na nieco innym sprzęcie - co słychać. Z kolei, z usług producenckich skorzystał za sprawą sprawdzonego od lat Kevina Shirleya - co słychać również.
Jest na "Blues Of Desperation" jeden absolutny majstersztyk - 8,5-minutowy "No Good Place For The Lonely". Solidny, powolny, z lekka ospały, lecz mięsisty rock, skropiony bluesem. Z fajną smyczkową sekcją. I choć niby to wszystko wydaje się dość proste, to słucha się w przyjemnym napięciu. Mniej więcej w połowie nagrania maestro rozpoczyna niekończące się gitarowe solo, w towarzystwie organów i pozostałej sekcji - obłęd !!! Jaka szkoda, że czegoś podobnego już na tej płycie nie znajdziemy. Ale nie martwmy się, jest jeszcze wiele dobrego innego... Choćby przyjemnie rozmarzony "Drive". Ten leniwy i z lekka rytualnie "bębniony" kawałek, osadzony został w klimacie epoki 50/60's. W niektórych jego fragmentach gitara Bonamassy brzmi niczym ta z "Wicked Game" Chrisa Isaaka. Notabene wielkiego entuzjasty właśnie tamtego brzmienia.
Po lewej wersja Limited Deluxe Silver Edition, po prawej Promo
Niezłe wrażenie pozostawia przedostatnia w zestawie 4-minutowa piosenka "Livin' Easy". To taki utwór z gatunku knajpiano-barowych. Bonamassa żongluje akustycznie, w tle rozchodzi się basowy jednolity rytm "pam-pam-pam....", a szczypty soli dokładają odjazdowy saksofon i roztańczone pianino. Impreza się skończyła, wszystkie myszy poszły spać, orkiestra jeszcze gra, a na parkiecie ostatni taniec. Ona uwieszona w eleganckiej różowej sukni na jego mocno zachwianych ramionach.
Równie ładnie płyta się kończy. Leniwym "What I've Known For A Very Long Time" - z saksofonem i organami. Za ten ostatni instrument odpowiedzialny jest niejaki Reese Wynans. Tak tak, to ten dżentelmen z Double Trouble od Steviego Ray Vaughana. Można by zaryzykować, że to piosenka w klimacie i hołdzie zarazem dla B.B.Kinga.
Oczywiście nie brakuje temu albumowi też i żywiołowych kompozycji. Świetnym tego przykładem niech będzie najlepszy pod tym względem "You Left Me Nothin' But The Bill And The Blues". Aż prosi się koncertowe deski.
Klasowa płyta. Kolejna, należy rzec. Pod względem warsztatu i finezji na dzień dzisiejszy nie mająca szans przebicia żadnemu żółtodziobowi, aczkolwiek pod względem atrakcyjności repertuaru, bywało już lepiej.




Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 
www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00


"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"






piątek, 22 kwietnia 2016

stan istniejący

W nasze życie wliczone są smutki i radości, zdrowie i choroby, szczęście, jak i jego brak. Wszystkie kolory, choć wcale nie każdemu po równo. Zależy jak przypadnie. Dlatego każdy dzień, to walka o lepsze dziś i ewentualne jutro. Nadal nic nie jem, za to już piję. Na razie soczki, napoje, bo samej wody nie potrafię. Nigdy nie potrafiłem. Szklankę dziennie można wypić czegoś, co nie posiada smaku, ale żeby dwa i pół litra. Tyle nakazała lekarka. Niemożliwe, nawet litra w siebie nie wleję. Najgorsze, że całkowicie straciłem apetyt, a i sam smak niestety. Wszystko niedobre. Jak u dziecka w przedszkolu, gdzie mama zmusza, a on nie i nie. Mnie zmuszać nigdy nikt nie musiał. Do teraz. Największą ochotę mam na bułę z McDonalda, ale tego ponoć w tej chwili zdecydowanie nie nie nie. To co k**** można, skoro nic nie można? Że się tak posłużę cytatem z pewnej kultowej komedii. 
Zabrałem do roboty podwójną składankę Status Quo. Ale mi poprawiła nastrój. Zawsze ich lubiłem i dzisiaj naszło mnie na największe przeboje. W domu leży na półce ze trzydzieści kompaktów Francisa Rossiego i jego kolegów, do tego chyba z dziesięć winyli, a mnie przyszła chęć na składankę. I dobrze, po to się je tworzy. Niełatwym jest wyselekcjonowanie najlepszych kawałków. Choć ja potrafię. Jak byłem młodszy, to sam sobie na kartkach rozpisywałem własne kompilacje, i zawsze były lepsze od tych, które ukazywały się oficjalnie. Dopiero później zrozumiałem, że wytwórnie specjalnie na jedną płytę nie dopychają wszystkiego.
Niedawno narzekałem, że Statusi nigdy nie byli u nas, a tu proszę, w tym roku zagrają we wrocławskiej Hali Stulecia. Nigdy do niej jeszcze nie dotarłem. Jest okazja, to już 1 maja.
Chciałbym pojechać, muszę namówić kumpli. Coś czuję, że to może być koncert roku, a do Wrocławia szybko i blisko. Zresztą w czerwcu David Gilmour. Jeśli dożyję - pojadę. Bilety są. Boże Ty mój, tylko nie zamieszaj do cholery. Trzy tygodnie męki na ten rok już w zupełności wystarczą.
Dziś drugi dobry dzień. Żywię nadzieję, że niedzielę mamy niezagrożoną.






Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 
www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00


"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"








czwartek, 21 kwietnia 2016

Nie żyje Prince

Z wieczornych TVN-owskich "Faktów" dowiedziałem się o śmierci Prince'a. Artysty bardzo uznanego, szanowanego, bez wątpienia twórczego, a szczególnie na przełomie dekad 80/90 ogromnie popularnego. Przyznam, że nigdy nie byłem jego fanem, choć poznałem nieco muzyki. W domu mam jednak tylko jedną płytę - polskie winylowe wydanie "Purple Rain". I choć teoretycznie jest to najsłynniejsze dzieło tego Artysty, to też nigdy za nim jakoś nie przepadałem. Ale płytę jednak na zawsze zachowałem. I dobrze, dzięki temu jej dzisiaj posłucham. W hołdzie.
Bardzo często spotykałem się z opiniami podobnie myślących o twórczości Księcia, że "ja go nie słucham, ale uwielbiam piosenkę Purple Rain". Przyznam, że osobiście nawet jej nigdy nie polubiłem, i w żaden sposób nie pojmuję jej fenomenu, natomiast jedną piosenkę z tej płyty lubię naprawdę, a jest nią otwierająca drugą część albumu kompozycja "When Doves Cry". I tej posłucham dzisiaj ze szczególną przyjemnością. Wypada żałować, iż w takich okolicznościach.
Dzięki Prince za sztukę pozostawioną, a teraz brnij do świata lepszego....





Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 
www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00


"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"


po raz drugi....

Choróbsko nie odpuszcza. Kolejną noc spędziłem na izbie. Niebawem w SOR-rze będę mieć sporo znajomych.
O ile jednak z poniedziałku na wtorek młody doktor okazał się empatyczny, o tyle dzisiejsza wizyta należała do wyjątkowo mało przyjemnych. Ciężką tam mają robotę - to fakt, no ale co pacjent za to może, że cierpi i nie jest w stanie wykonać na czas każdego żądanego polecenia. Nie dość, że mi ręka spuchła, to jeszcze dostałem za jej efekt przysłowiową zjebkę. Sami Państwo widzicie. Nie chcę się uskarżać, ale cierpiałem ponad pięć godzin i nie usłyszałem w tym czasie choćby jednego miłego słowa. Ach.... Gdy już doszedłem w miarę do siebie, osobiście starałem się pocieszać dobrym słowem moich cierpiących sąsiadów, bo przecież nikt by tego za mnie nie zrobił.
Niestety nikt nie wie, co mi jest. Wyniki pokazują, że jest dobrze lub bardzo dobrze, a jednak
schudłem przez trzy tygodnie piętnaście kilo. No, ale jeśli się niczego nie je, plus wymioty nawet po każdej wypitej szklance wody!. Przepraszam za te pikantne szczegóły, ale opisuję je tylko na wypadek, gdybym nie dożył niedzieli. A bardzo pragnę się z Państwem spotkać - mam przecież tak wiele do pogrania. I zrobię wszystko, by nie nawalić.
Trzymajcie za mnie kciuki, ja też zawsze jestem z Wami.





Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 
www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00


"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"




wtorek, 19 kwietnia 2016

noc na izbie

Ostatnie trzy tygodnie nie należały do łatwych. I nadal nie wiem, czy ich "pasmo" się na dobre zakończyło. Dzisiejszą noc spędziłem w szpitalu pod kroplówkami. W organizmie trzeba było nieco pouzupełniać - wodę, sole, itd.... A teraz jeszcze seria leków. To efekt zaniedbania. Dlatego o zdrowie proszę dbać. Rock and roll ma wielką siłę, lecz nie da się tylko nim żyć.
Ciężką mają robotę na takiej izbie przyjęć. Nie dość, że trafnie trzeba diagnozować, to jeszcze ruch tam spory. Trzeba się nachodzić, nagadać, napisać to i owo.
Młody obrotny lekarz dawał radę, i nie brakowało mu sił na pogodny wyraz twarzy, a nawet na uśmiech. Są tacy ludzie, proszę nie wątpić.
Taka historia; o czwartej nad ranem przywieziono 85-letnią elegancką panią, którą ambulans zgarnął z ulicy. Okazało się, że owa staruszka wyszła z domu wieczorem chcąc dokonać kilku sprawunków i się zagubiła. W końcu przypomniała sobie imię i nazwisko, lecz domu odnaleźć nie potrafiła. Wprowadziła swoją osobą sympatyczne poruszenie, gdy ją lekarz zapytał: "jak się pani czuje?", na co pani ze specyficznym oburzeniem, typowym dla prawdziwych dam: "no nie za dobrze, bo jest mi zimno". Kilku cierpiących przez chwilę zapomniało o własnych dolegliwościach.
A i mnie na szczęście już nic nie boli, nie mdli, nie męczy.
Stęskniłem się, czekam na niedzielę....





Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 
www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00


"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"