wtorek, 30 listopada 2021

"NAWIEDZONE STUDIO" - audycja 28/29 listopada 2021 / Radio "Afera" - 98,6 FM Poznań






"NAWIEDZONE STUDIO"
z niedzieli na poniedziałek, 28/29 listopada 2021 - godz. 22.00 - 2.00
 
RADIO "AFERA", 98,6 FM (Poznań)
www.afera.com.pl 


realizacja i
prowadzenie: Andrzej Masłowski


CHASE "Ennea" (1972)
- Cronus (Saturn)

DEEP PURPLE "Turning To Crime" (2021)
- Oh Well - {Fleetwood Mac cover}
- Rockin' Pneumonia And The Boogie Woogie Flu - {Huey "Piano" Smith cover}
- Caught In The Act
a) Going Down - {Freddie King cover}
b) Green Onions - {Booker T And The M.G.'s cover}
c) Hot' Lanta - {The Allman Brothers Band cover}
d) Dazed And Confused - {Led Zeppelin cover}
e) Gimme Some Lovin' - {The Spencer Davis Group cover}

QUEEN "Sheer Heart Attack" (1974)
- Brighton Rock

QUEEN "Queen II" (1974)
- The Fairy Feller's Master-Stroke
- Nevermore

ROBERT PLANT / ALISON KRAUSS "Raise The Roof" (2021)
- Can't Let Go - {Lucinda Williams cover}
- The Price Of Love - {The Everly Brothers cover}
- High And Lonesome - {kompozycja Robert Plant / T Bone Burnett}

GIANT "Live And Acoustic - Official Bootleg" (2003)
- Innocent Days

PERFECT PLAN "Time For A Miracle" (2020)
- Better Walk Alone

GRZEGORZ KUPCZYK "40 Lat Na Scenie" (2021)
- W Dolinie Światła - {z albumu Ceti "Oczy Martwych Miast" /2020/}
- Livin' On A Prayer - {Bon Jovi cover} - {z albumu Grzegorz Kupczyk "Memories 2" /2019/}
- Przemijanie - {Kredyt /1979/}

DAVE GAHAN & SOULSAVERS "Imposter" (2021)
- Smile - {Nat King Cole cover}
- Metal Heart - {Cat Power cover}
- Always On My Mind - {Gwen McCrae cover}

STING "The Bridge" (2021)
- The Hills On The Border

ROD STEWART "The Tears Of Hercules" (2021)
- These Are My People - {Johnny Cash cover}

DURAN DURAN "Future Past" (2021)
- Hammerhead - {feat. IVORIAN DOLL}

JIM PETERIK & WORLD STAGE presents "Tigress - Women Who Rock The World" (2021)
- A Cappella - {feat. CHEZ KANE}

KROKUS "Hardware" (1981)
- Smelly Nelly
- Rock City
- Winning Man

SHAKRA "Mad World" (2020)
- When It All Falls Down
- New Tomorrow

GOTTHARD "Need To Believe" (2009)
- I Know, You Know

CHINA "So Far" (1992) - kompilacja
- So Long (live)

LOVEBUGS "In Every Waking Moment" (2006)
- Back To Life
- Avalon - {feat. LENE MARLIN}

TOAD "Tomorrow Blue" (1972)
- I Saw Her Standing There - {The Beatles cover} - utwór pozaalbumowy

LEVERAGE "Above The Beyond" (2021)
- Silence



Andrzej Masłowski
 

"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę, godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań lub www.afera.com.pl
 

"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"



niedziela, 28 listopada 2021

niezgodna rapsodia

TVP pokazało "Bohemian Rhapsody". Dzieło fabularne swobodnie oparte o życiorys Freddiego Mercury'ego, po którego emisji urządzono w studio pogadankę. Nie tyle o filmie, co o biseksualności Freddiego. I tu małe sprostowanie, nie chodziło rzecz jasna o poczciwą Mary Austin - postać naszego bohatera z obszaru hetero - zresztą, kogo by ona zainteresowała? - a o te drugie preferencje Freddiego, te niewybaczalne do płci brzydkiej. Trzeba było więc widzom wytłumaczyć, że Freddie stoczył się na grunt homo, gdy dopadła go sława, czego konsekwencją późniejsze dewiacje. No przecież taki przykładnością zionący prowadzący, jakim Michał Rachoń, to nienaganny wzór przyzwoitości. No kurwa, że też mu nie przeszkadza słuchanie takiej muzyki. Że mu w gardle nie stanie, nie zakrztusi, że z oczu łzy nie pójdą, gdy wleci nie do tej dziurki, w chwilach, kiedy Freddie namiętnie z nutami przepycha niejedno "love".
Jaki niedobry ten Freddie, bo teraz jeszcze środowiska LGBT biorą go na wzór. Są wśród nas ludzie, którzy naprawdę tak myślą. Są, czy to na ulicy, czy w tramwajach, pociągach bądź przychodniach lekarskich. Codziennie mijamy się, ocieramy rękawami z dziesiątkami homofobów, wszelakich zaciekłych i gniewnych wobec jakichkolwiek odmienności. Czy tego chcemy czy nie, jadamy w barach obok antagonistów, ksenofobów, ludzi niekryjących swych abominacji, gdy tylko jest jakkolwiek inaczej.
Skoro TVP tak wystrzeliło, to teraz tylko czekać aż zakupi licencję na "Rocketman" - film o Eltonie Johnie. Doskonały, tak swoją drogą. Tam też trzeba będzie własnemu durnemu i zacietrzewionemu elektoratowi co nieco wytłumaczyć. Bowiem i ten film nieźle skłóci się z kościelną etyką. Dawajta jeszcze do studia księdza. Niech wytłumaczy, co i jak, jak wolno, a jak nie. Po poradę w kwestiach moralnych i światopoglądowych do kogo, jak nie do speca. A tak przy okazji, przypomniał mi się właśnie pewien rysunkowy żarcik. Może i nawet bezpośrednio odbiegający od seksualności, lecz generalnie sens wyczuwam ten sam. Przy konfesjonale wyklękuje roztrzęsiony i niemal posiurany strachem spowiednik. Skrupulatnie nadaje do kratki: "kradłem, oszukiwałem... cudzołożyłem... tłukłem żonę i teściową...". Grzechów na czas całej sumy, na co wreszcie reaguje zniecierpliwiony klecha: "do rzeczy - synu!- na kogo głosowałeś?".
W moim Nawiedzonym Studio niczego na szczęście tłumaczyć nie muszę. Od lat szczycę się otwartym na świat i ludzi audytorium, tym samym zapraszam Was, Szanowni Państwo, dzisiaj o 22-giej na 98,6 FM Poznań lub afera.com.pl
Nie zabraknie Queen. A jakże.
Do usłyszenia ...

a.m.


sobota, 27 listopada 2021

Adelomania

Tinie Turner na barometrze życia właśnie wycisnęło 82 lata. Wielka kariera, jedyne takie śpiewanie, bujny życiorys. I pomyśleć, że już przy "Private Dancer" mówiono o niej babcia. Wszystkiego najlepszego!

Adele przedświątecznie wyrolowała wielu wykonawców. Ostatnio tłocznie winyli realizowały głównie jej potężne zlecenie (pół miliona egzemplarzy), dotyczące najnowszego, przed tygodniem wydanego albumu. Poskutkowało surowcowymi brakami oraz licznym odmowom innym artystom. Wobec powyższego, w socialmediach pojawia się mnóstwo złośliwych przytyczek bijących w Adele. Głównie memy filmowe, w których sklepy płytowe na całym świecie zawierają na półkach jedynie najnowsze albumy Adele. Nie ma innej muzyki, jest tylko ta. Przy okazji sprawdziłem, i fakt, w naszych empikach oraz mediamarktach, już od wejścia atakują standy plus bogate wystawki z najnowszą Adele. Półki się uginają pod ciężarem obficie wyeksponowanych kompaktów oraz winyli. Nie da się w żaden sposób tego przeoczyć.
Mnie jeszcze zaszczyt posłuchania tej płyty nie przypadł, za to przeczytałem jakąś recenzję, w której autor zauważył intymny, niekiedy nawet wylewny charakter dzieła, natomiast od strony muzycznej brak przebojów. Oczywiście najlepiej przekonać się samemu.


W najbliższą niedzielę na moim fm zrecenzuję najnowszą kompilację Grzegorza Kupczyka. Rzecz wydaną z racji jego scenicznej czterdziestki. Obiecuję szczerze, a mogę sobie na to pozwolić, ponieważ płytę kupiłem. Nie została mi podarowana czy podsunięta za darmo w celu tylko przychylnego o niej nawijania. Inna sprawa, iż otrzymywane od artystów bądź ich wydawców egzemplarze recenzenckie, tylko kłopoczą. Nie dają lekkości wypowiedzi, a wręcz przymuszają do pochlebstw. A ja nie lubię, gdy coś muszę, albo mi wypada. Mój kodeks nakazuje tylko z rytmem sumienia. I tak też zajmiemy się Kupczykiem, obiecuję.

a.m.


czwartek, 25 listopada 2021

Najlepszego Panie Władysławie

Władysław Frasyniuk dzieli Polaków na dwie grupy. Na tych, którzy go bardzo szanują, a także na tych, którzy mogą go pocałować w dupę. Dzisiaj Pan Władysław kończy 67 lat. Wszystkiego najlepszego !!!!

 
a.m.

środa, 24 listopada 2021

to już trzydzieści lat

Kolega radiowiec zastępujący coraz częściej pauzującego pana bluesowego, minionej niedzieli określił me odzienie godne nadchodzącej trzydziestki śmierci Freddiego. A ja po prostu wyciągnąłem z szafy pierwszą z wierzchu koszulkę. Mogła być jakakolwiek, ale widać los chciał tę z herbem Queen. Nie jestem zabobonny, ale kto wie, być może jest coś na rzeczy.
Ogólnie chyba jednak trochę głupio, bo przecież całkiem serio nie pamiętałem o tej rocznicy, choć tamten dzień pamiętam doskonale. Dziś od niego upływa trzydzieści lat. To ponad połowa mego tu oto stażu. Kawał czasu wobec bogatej historii wielkiej muzyki z udziałem tego niesamowitego człowieka.
Freddie, zawsze o Tobie pamiętam, nawet jeśli po drodze zagubi mi się ten czy inny dwudziesty czwarty listopada.

a.m.


poniedziałek, 22 listopada 2021

"NAWIEDZONE STUDIO" - audycja z 21 listopada na 22 listopada 2021 / Radio "Afera" - 98,6 FM Poznań










 

"NAWIEDZONE STUDIO"
z niedzieli na poniedziałek, z 21 listopada na 22 listopada 2021 - godz. 22.00 - 2.00
 
RADIO "AFERA", 98,6 FM (Poznań)
www.afera.com.pl 


realizacja i
prowadzenie: Andrzej Masłowski

 

Ździebko żal, iż tym razem nie styknęło na ciąg dalszy ostatnich Duran Duran. Wspaniałe "Future Past" to absolutna topowa dziesiątka tego roku. Słucham tej płyty po wytrzymałość stropów, a dla kontrastu na moim fm niestety cisza. Nawiedzają mnie pomału wyrzuty sumienia, a przecież w życiu robiłem gorsze rzeczy.
Brakuje czasu, choć niby go tyle. Nie ma jak pokontynuować Leverage, Eclipse, U.D.O. czy Abbę. Wzmożony wydawniczo listopad pozbawia dłuższej antenowości niejednego zacnego tytułu. Ale nic to, pędzę dalej, bo i też galopuje świat, nie ma zmiłuj, nie ma czasu na głębszy oddech.
Niezły Sting. Nareszcie z płytą, której chce się słuchać. I na szczęście bez żadnych gościnnych raperów czy jakichkolwiek desperackich nowych trendów. Za to z powtykanymi gdzieniegdzie starymi dobrymi znajomymi, jak Branford Marsalis czy Manu Katche.
"The Bridge" pojawiło się na sklepowych półkach tego samego dnia, co też nowa płyta Adele. Niezła konkurentka. A przecież w ostatnim czasie wygodnie porozsiadała się jeszcze inna mainstreamowa śmietanka, vide nowe albumy Abby, Coldplay czy Eda Sheerana. Wyścig o prymat trwa, zobaczymy jaka muzyka zwycięży pod choinką.
Sting bywał już punkrockowy, jazzujący, nastrojowy, reggae, renesansowy, lutniowy, zimowy, reinterpretacyjny, world music, klasycyzujący, folkujący, nostalgiczny, a i dawniej nawet kreatywny, nierzadko polityczny i zazwyczaj muzycznie ciepły, a na domiar wszystkiego ostatnio, jak niemal wszyscy, lockdownowy.
Przyznam, ostatnie jego albumy nie podobały mi się wcale, a niekiedy jeszcze bardziej. Niektóre odpuszczałem świadomie, jak np. wyjałowione "My Songs" lub bełkotki z Shaggym. I w zasadzie nie planowałem już więcej zanurzeń w tej rzece, lecz jeszcze ten jeden raz postanowiłem Stingowi zaufać.
Wczoraj z "The Bridge" trzy kawałki. I tak, otwierające album "Rushing Water" - rzecz o wszystkich drobnych, lecz jakże mogących nas dzielić różnicach. -- "If It's Love" - trochę zabawne literacko, jednak kto powiedział, że wszystko w piosenkach musi być serio. Mamy tu rozmowę faceta z doktorkiem, któremu nasz bohater opisuje tajemniczą chorobę, na którą właśnie zapadł. Jegomość "cierpi" na nieustanny uśmiech, ogólne uczucie lekkości, a przy tym na dobitkę słyszy kościelne dzwony (no, akurat ja bym się załamał). To ponoć nieuleczalna choroba, zwąca miłością. -- No i jeszcze przyjemnie zwodniczo monotonne "Loving You" - gdy widzisz, że ktoś ci bliski zabiera miłość w inne miejsce, a ty czujesz zapach skóry kogoś innego.
Ciąg dalszy nastąpi. "The Bridge" wydaje się idealne na tę porę roku. Zagości więc na moim paśmie jeszcze nie raz, nie dwa. Oczywiście, nie jest to żadne "Nothing Like The Sun", dla jasności. Co to, to nie. Nie ma tak dobrze. Tamtych czasów nie da się przywrócić, nawet dzięki obecnym najlepszym możliwościom Stinga.
Dużo rajcownego i zmiękczonego hardroczka oferuje nowe dzieło ex-Survivor'owego Jima Peterika. Ten utalentowany gitarzysta, instrumentalista klawiszowy oraz w dechę kompozytor (m.in. współodpowiedzialność za potentat "Eye Of The Tiger"), tym razem zrealizował się z dziewczynami. O szczegółach wielu tu bogatych kolaboracji nagadałem się wczoraj przed dwudziestą trzecią, więc było na temat. A jeśli komuś nawet taka pora dnia za późna, to niech się wypcha i dalej wkopuje w ogródku krzaczki. Dwa razy opowiadać nie będę.
Album "Tigress - Women Who Rock The World" obfituje w mniej lub bardziej uznane laseczki. Wczoraj dwa songi, acz z trzema babeczkami. Jedną o mniejszych gabarytach sławy, Kate French. W sumie niezłą US-hardrockerkę, pomimo iż na jej minus wędruje słabość do polityki Donalda Trumpa. Dobremu wokalowi Kate potowarzyszyła gitarowa prominentka Jennifer Batten - to ta facetka od m.in. koncertowego składu Michaela Jacksona, choćby z tras do "Bad" czy "Dangerous". A ta trzecia, która zaprezentowała się w numerze "Lazarus Heart", to była wokalistka oraz gitarzystka Vixen, Janet Gardner. Przemiło je wszystkie mieć w jednym miejscu.
Wczorajszy trzeci new album to KK's Priest "Sermons Of The Sinner". Może być, choć ogólnie w niczym niepowalające granie. Szkoda, iż nie tylko personalnie, co też jakościowo otrzymujemy tu drugi sort Judas Priest. Całością przewodzi para ex-muzyków tamtego zespołu, tj. chwilowego niegdyś Judaszowego wokalisty, Rippera Owensa, oraz dotkliwie, a wręcz "dokuczająco" brakującego mi w Dżudaskach gitarzysty, K.K. Downinga. Poszło w eter wyróżniające się, ponad 8-minutowe "Metal Through And Through", jednak od teraz nie wiem, co miałoby pójść ewentualnym następnym razem. Być może kolejne wizyty doprowadzą do polubienia tej takiej sobie jak na razie płyty. A nie będzie łatwo, bowiem afisz mych zainteresowań okupuje obecnie kilka lepszych rajców. Ekipa Downinga na razie w tegoroczną jesień jeszcze się nie wstrzeliła.
Na deser Lana Del Rey. Oj, jak ja ją lubię. I nie tylko za najśliczniej wyśpiewywane miękkie spółgłoski - "cz" lub "sz". Bez zahamowań wbijam się w jej wrażliwość, delektuję głosem, wsysam namiętność, podziwiam coraz rzadszą dziś kobiecość, a przy tym taką wyzbytą zadzierania nosa normalność.
Tym razem tekstowo nic niezwykłego, ale muzyka Lany to afrodyzjak, który podkręca me zmysły. Fakt, trochę już skapciałe, jednak od czego wyobraźnia.
"Blue Banisters" pieszczę od dnia premiery (czyli od 22 X), jednak dopiero wczoraj poszedł pierwszy numer w moim nawiedzonym: "Violets For Roses" - bo jedynym błędem, jaki może popełnić facet, to próbować zmienić kobietę, jednocześnie wymieniając jej fiołki na róże. I Lana na tej płycie trochę o tym, a jednocześnie w tytułowym "Blue Banisters" rozsiewa przekonanie, iż "większość mężczyzn nie chce kobiety ze spuścizną". Kolejna jej płyta poprowadzona czujnym okiem wrażliwej i mądrej kobiety. Wstęp tu mają wszyscy, jednak płeć brzydka niech się tylko przysłuchuje i niczego nie poprawia.
Szybko Amerykanka zebrała nowy repertuar. Dopiero osłuchałem się z wydaną w marcu "Chemtrails Over The Country Club", a tu już kolejny i wcale nie gorszy zestaw.
Każdego tygodnia przygotowuję grunt pod nowych Deep Purple. Premiera cover-songowego "Turning To Crime" już w najbliższy piątek, a u mnie Purpurowi wczoraj z początkowej fazy kariery - z LP'debiutu oraz pierwszego singla składu z Ianem Gillanem oraz Rogerem Gloverem. Do tego kontynuacja nowych albumów Roda Stewarta oraz Groundbreaker, ponadto obiecany wgląd do okładkowych fotografii zmarłego przed kilkoma dniami Micka Rocka, czemu w mym nocnym paśmie przysłużyły się trochę już historyczne albumy Doro, Def Leppard oraz Johna Waite'a.
To samo nocne pasmo zainstalowało też in memoriam wobec Andrzeja Urnego, a na muzyczne poparcie przywędrowali dawni Perfect oraz Krzak.
Nigdy za dużo starego rocka. Tym razem w wydaniu gigantycznego Jimiego Hendrixa, co też trochę zapomnianego duetu Hardin & York, czy też kompletnie nieosławionych Midnight Sun. A jeszcze na pół baśniowi, w tym przypadku nawet leccy w odbiorze, niemal romantyczni progrockowi Italianie z Le Orme. Mam do nich słabość, choć wiadomo, że wczoraj nastawione "Storia O Leggenda" to kompletnie inne granie od ambitnego progrocka z "Collage", gdzie chwilami Le Orme zagrali niczym będący w najlepszej formie Emerson Lake And Palmer.
Wielbiciele głosu wokalisty IQ, Petera Nichollsa, otrzymali numer z fantastycznej EPki kompletnie u nas nieznanych Niadem's Ghost. Zespołu, który poza samym wokalistą, w niczym nie łączył się z artrockowymi IQ. Niadem's Ghost byli bardziej new wave/alternative, i po dłuższym z nimi obcowaniu słychać, iż bliżej im było do takich The Church, Psychedelic Furs bądź nawet Echo And The Bunnymen, zamiast do spadkobierczego grania w duchu Marillion czy Genesis. A propos Echo And The Bunnymen, korzystając z okazji, pozwoliłem sobie na trzy kompozycje z płyty, którą kocham po ostatnią dziurę w gaciach. Były takie czasy, kiedy nie wychodziła z odtwarzacza, nie tylko domowego zresztą. Nadajniki fm Winograd oraz Rataj myślę dźwigają słowa mych zapewnień zapisane w pamięci gwiazd nuty, którymi otulałem niejedną przed pójściem w poduchę duszyczkę.
Pograli jeszcze James, a i powydzierali Krokus czy Twisted Sister. I ogólnie tkwię w przekonaniu, że znowu było fantastycznie się z Wami spotkać. Jak zawsze. A to, że w moich występach staram się bez plam, kleksów i łat na dupie, daje mi poczucie dobrze pełnionej misji. Nawiedzone Studio od lat najlepszą audycją w tym kraju i niech nikt tego nie zmienia.
Do usłyszenia ...

 

GROUNDBREAKER "Soul To Soul" (2021)
- Carrie
- Fighting For Love

JIM PETERIK & WORLD STAGE presents "Tigress - Women Who Rock The World" (2021)
- Tigress - {feat. KATE FRENCH & JENNIFER BATTEN}
- Lazarus Heart - {feat. JANET GARDNER}

TWISTED SISTER "Stay Hungry" (1984)
- We're Not Gonna Take It
- The Price

KROKUS "Adios Amigos - Live @ Wacken" (2021)
recorded live in Wacken (Wacken Open Air), Germany, 1 VIII 2019
- Winning Man
- Hoodoo Woman

KK's PRIEST "Sermons Of The Sinner" (2021)
- Metal Through And Through

DEEP PURPLE "Shades Of Deep Purple" (1968)
- And The Address

DEEP PURPLE "Singles A's & B's" (1993)
- Hallelujah - {singiel 1969}

DEF LEPPARD "Yeah!" (2006)
- 20th Century Boy - {T.Rex cover}

ROD STEWART "The Tears Of Hercules" (2021)
- The Tears Of Hercules
- Precious Memories

DORO "Force Majeure" (1989)
- World Gone Wild

JOHN WAITE "When You Were Mine" (1997)
- When You Were Mine
- All I Want For Christmas

STING "The Bridge" (2021)
- Rushing Water
- If It's Love
- Loving You

LANA DEL REY "Blue Banisters" (2021)
- Violets For Roses

KRZAK "Paczka" (1983)
- Tajemniczy Świat Mariana

PERFECT "UNU" (1982)
- Wyspa, Drzewo, Zamek

THE JIMI HENDRIX EXPERIENCE "BBC Sessions" (1998)
- Killing Floor - {Howlin' Wolf cover} {Saturday Club, 28 III 1967, wyemitowano 1 IV 1967}
- Sunshine Of Your Love - {Cream cover} {"A Happening For Lulu" BBC Television, 17 IV 1967}
- Driving South - {Top Gear, 6 X 1967} {alternate mix}

MIDNIGHT SUN "Midnight Sun" (1971)
- Nobody

HARDIN & YORK "Tomorrow Today" (1969)
- Drinking My Wine

LE ORME "Storia O Leggenda" (1977)
- Tenerci Per Mano
- Storia O Leggenda
- Se Io Lavoro

NIADEM'S GHOST "In Shelterd Winds" (1987)
- Endless Times - {z EPki "Thirst" /1987/}

ECHO & THE BUNNYMEN "What Are You Going To Do With Your Life?" (1999)
- What Are You Going To Do With Your Life?
- Rust
- Get In The Car - {z gościnnym udziałem FUN LOVIN' CRIMINALS}

JAMES "Millionaires" (1999)
- We're Going To Miss You


 

Andrzej Masłowski
 

"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę, godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań lub www.afera.com.pl
 

"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"

zguba


niedziela, 21 listopada 2021

zakupy w Rolling Stone'ie

Poprosiłem Sisterkę o poszukanie najnowszego kompaktu TDB. U nas nie ma, a przy okazji sprawdzę sobie kondycję i dobrodziejstwa Ameryki. W Chicago ostała się sieć Rolling Stone. Ela twierdzi, że jako jedyna. Dobrze więc przeszukać jej zasoby, co też zresztą wczoraj zrobiliśmy. Wideotelefon to jedno z dobrodziejstw naszych czasów, dzięki czemu można pochodzić po Rolling Stone'ie nie wychodząc z domu.
Sisterka znalazła interesujące mnie CD i z animuszem oznajmiła: "brachol zobacz, są dwie sztuki, wezmę obie". -- "Daj spokój, Sister, chcę jedną, na co mi dwie?" -- "Sprzedasz komuś". Dobre sobie, Eli wydaje się, że mojej muzyki ktoś w tym kraju jeszcze potrzebuje.
W Rolling Stone'ie przepych na półkach, ludzi też całkiem całkiem, no i sporo neonów. Tak tak, dobrze słyszycie, neonów. Takich w duchu dawnej naszej Adrii. Porządnie powyginane z nich loga Van Halen, Pink Floyd czy Smashing Pumpkins zapadają w pamięć. 
Nie mają na składzie wcale tak dużo winyli, jak można sądzić. Obecna im przychylność mocno przesadzona. Moda minie, wszyscy zatęsknimy za niezawodnymi CD. Na półkach dominują kompakty. Jest ich zatrzęsienie. Jednak, gdy poprosiłem Sisterkę o sprawdzenie najnowszych The Stranglers, padło jakże socjalistyczne: nie ma. I tu ciekawostka, Ela podeszła do pracownika sklepu, zarzuciła z akcentem, a tu... no proszę, wcale nie pan z obsługi działu, a Polak ochroniarz. Gdzie nas nie ma. -- "Brachol, szybko, co jeszcze chcesz, mów?" - pada zapytanie w wyraźnym pośpiechu. Sisterka tego dnia ma jeszcze w planach kilka miejsc, więc... No to co, nie ma Stranglersów, zatem nic więcej, wszystko inne mam. Tak na szybko nie wpadają żadne pomysły. Dopiero, gdy Siostrzyczka odpaliła automatika opuszczając przyRollingStone'owy parking, zaświtał we mnie rulon pragnień. Bo jednak kilka zaległości jest. Trudno, niech będą na poczet późniejszych poszukiwań. Nie wszystko trzeba mieć.
Podobno to ten sam sklep, w którym pod koniec lat osiemdziesiątych Elizabeth zdobywała dla mnie winylowe nowizny Def Leppard "Hysteria", Great White "One Bitten", Metallica "Master Of Puppets" czy Iron Maiden "Seventh Son Of A Seventh Son". Pierwsze trzy wciąż mam, z oryginalnymi naklejkami sklepu, jedynie Maideni, gdy zdobyłem pierwsze bicie CD, poszli w ludzi. Dzisiaj by już to nie przeszło, ale miałem taki niechlubny epizod. Gdy zdobywałem kompakt, winyl wylatywał z kolekcji. Poza tym, był jeszcze hazard - totolotek, pokerek. Też powyjeżdżało z ich powodu nieco płyt. Dobrze, że zorientowawszy się z ubytków, w końcu rzuciłem diabelstwo. Od lat nie wyprzedaję podarków, w ogóle nie ma niczego, co byłoby warte uszczuplania kolekcji. Oczywiście winylowych "Seventh Son..." z czasem dokupiłem (i do dzisiaj stoi na półce oryginalnie zalakowane, ponieważ w obrocie trzy edycje CD - w tym jedna Japan), lecz to już nie to samo. Liczyłby się tylko pierwszy zdobyty egzemplarz. Ten z pierwszego US pressu, od Sisterki. 

Na dzisiaj dużo dobrego grania w moim Nawiedzonym Studio. Wspomnę m.in. o zmarłych ostatnio, gitarzyście Andrzeju Urnym oraz fotografie Micku Rock. Miejcie Kochani czuja, start o 22-giej na 98,6 FM Poznań lub afera.com.pl
Do usłyszenia ...

a.m.


piątek, 19 listopada 2021

odszedł ANDRZEJ URNY (30 XI 1957 - 18 XI 2021)

Tak się nieco wcześniej rozpisałem o zrujnowanym Poznaniu, że na śmierć zapomniałem wspomnieć o najważniejszym. Wczoraj odszedł Andrzej Urny - klasowy gitarzysta, m.in. Perfectu czy Krzak. Jeden z moich dawnych bohaterów dobrego polskiego rocka lat osiemdziesiątych, dekady twórczej i już nigdy artystycznie niepowtórzonej.
Nazwisko Urnego od zawsze przylega do paru klasyków, jak przede wszystkim Perfect'owego "UNU", ale też od jak najlepszej strony da się podziwiać muzyka na kapitalnym koncercie "Live" tej samej grupy. Na jednym z czołowych żywców w dziejach polskiej fonografii, a jednocześnie pierwszego tytułu w katalogu nieistniejącego już Savitoru. Kupno albumu w stosownym dla jego premiery czasie, czyli w 1982 r., graniczyło z cudem. Ustawowa cena 330 złotych to coś, co również było w sferze marzeń. Większość z nas poznawała tę muzykę za przynajmniej jeszcze raz takie pieniądze, wypatrując jej dostępności w okowach czarnego rynku.
Lecz Perfect Perfectem, jednak Andrzej Urny to również dużo smakowitego grania na albumie "Paczka" - jazz/bluesrockowych Krzak. Na tej płycie ekipa Windera przyhamowała ze skrzypcami Błędowskiego, otwierając furtkę na gitarowe dialogi Leszka Windera oraz Andrzeja Urnego. Cała płyta bez skazy, jednak istnym mistycyzmem wyróżnia się finałowy "Tajemniczy Świat Mariana". Dziesięć minut niezwykle ponętnego grania z pogranicza jazz/blues/progrocka, przyozdobione równie namiętną grą na syntezatorze SBB'owego Józefa Skrzeka. Ale niech nam Krzak nie przesłoni Urnego we wczesnych Perfect. Wracamy. Polecam zarzucić uchem na jego feeling w "Wyspa, Drzewo, Zamek" bądź brawurowe z Hołdysem wymiatanie w "Chce Mi Się Z Czegoś Śmiać". Oczywiście nie tylko, wszak na "UNU" mamy jeszcze "Autobiografię", "Objazdowe Nieme Kino" - to z tych nastrojowych, a dla kontrastu czadowe "Idź Precz" lub "A Kysz - Biała Mysz". Niepowtarzalna płyta, którą jako siedemnastolatek dosłownie zajeżdżałem, a obecnie ze wstydem przyznaję, nie słucham nawet na wyrywki.
Andrzej Urny odnajdywał się zarówno w rocku, bluesie, jazzie, jak też tradycyjnej piosence. Myślę, że potrafił zagrać wszystko, choć grał tylko z tymi, z którymi chciał.
Zachowam w najlepszej pamięci, a w najbliższą niedzielę na pewno czegoś posłuchamy.

a.m.


przechadzka

Trafił mi się dłuższy spacer po centralnych szlakach Poznania. Przejść się po Fredry, 27 Grudnia, Ratajczaka czy Wierzbięcicach dajcie wiarę, średnia przyjemność. Być może winowajcą wyzbyty słońca, zszarzały listopad. Kto wie, chyba najbrzydszy trzydziestodniowiec każdego roku, rzecz jasna poza bezkonkurencyjnym styczniem. Długim, mroźnym i rzadko atrakcyjnym towarzysko, a co dopiero muzycznie.
Stale coś remontują. Torowiska rozgrzebane, tu siatki, tam płotki, a jeszcze dookoła pyski drąca zawieszona na rusztowaniach klasa robotnicza. Nigdy niczego nie mogą skończyć. Tak na amen. Żeby wreszcie było na lata, na dowartościowanie, na pochwalenie przed innymi. Ledwie jedno zakończą, zaraz kolejne rozryją. Wieczny syf. Rewitalizują to miasto, a wiecznie brzydko, niczym w Śremie, Gnieźnie czy Koninie. Jeszcze w ciepłych miesiącach jakoś jest, bowiem zieleń wiele zakamufluje, jednak po opadach liści wyłania się faktyczny obraz rozpaczy.
Godzina przedpołudniowa, ulice 27 Grudnia i Św. Marcin opustoszałe, niemal martwe. Coraz więcej tamtejszych kamienic osprejowanych, zawstydzonych swą kondycją. Widać półgłówkom sprowadzanie ich miasta do roli rynsztoku daje sporo satysfakcji. Ciekawi mnie, czy to te same jednostki od niedawnego jedenastego listopada, kiedy akurat tamtego dnia stali wzorem w pierwszych szeregach, ściskając szarfy "śmierć wrogom ojczyzny". Przepraszam, jeśli nie trafiłem. Zmylił mnie podobny intelekt, więc spetryfikowałem chłopaczków.
Wierzbięcice. Dawno nie byłem. Jaka to brzydka ulica. By nie rzec, ohydna. Oczywiście mieszkańcy są przyzwyczajeni do zrujnowanych budynków, oklapłych elewacji, sypiących tynków, wielu opustoszałych lokali handlowych oraz ogólnego krajobrazu jak po niedawnym nalocie. Dla podkreślenia niedzisiejszości, zabrakło mi jeszcze przynajmniej jednej bryczki z woźnicą, takim z zarzuconą na glacę leninówką, fajczącego resztkę jakiegoś bez filtra kiepa, którego parząca końcówka podbarwia mu smolistym brązem i tak już pożółkłego wąsa.
Rozejrzałem się dookoła i wzięło mnie zastanowienie, na pewno mój Poznań? A może przeniosłem się do innej rzeczywistości i podziwiam właśnie jego gorszą wersję alternatywną. Sam nie wiem. Fakt, nigdy nie było to piękne miasto, tym bardziej atrakcyjne turystycznie, jednak kiedyś wiele wad zakrywały tłumy ludzi oraz moja do grodu Przemysła ślepa miłość.
Poznań życiem tętniący bywał kolorowszy, przyjaźniejszy, jakiś taki fajniejszy. A teraz jest smutny. I sprawy nie zatuszuje nawet tych kilka wyneonowanych galerii bądź kapka pomysłowych witryn sklepików czy pubów. Reszta tak przygnębia, że procencik fajowych inicjatyw ginie w gąszczu.
Zmroziłem się, dosłownie i w przenośni. Zarzuciłem się więc drugim owinięciem szala, bo i prawdą, lubię, gdy mi go starcza.
Tkwię nadzieją do wiosny nie wbijać w ten cypel mego rodzinnego miasta. Nic tam po mnie. Nie ma po co, dokąd i do kogo. Osowiale, markotnie, do odpuszczenia.

a.m.


wtorek, 16 listopada 2021

fastfudowe kulinaria i kulturalia

Na kwadrans przed wczorajszym Polaków z Węgrami eliminacyjnym, odezwał się ex-realizator N.S. - Tomek Ziółkowski --- "Andrew, mogę wlecieć na mecz?" -- Krótko: "przyjeżdżaj". A to w sumie kawałek drogi jest, lecz, jeśli zdąży... Zdążył. Fakt, z kilkuminutowym poślizgiem, za to z ogromną papierową tytą KFC. A w niej dwa tuziny na trzy sposoby przyprawionego kurczaka plus sosy oraz cztery porcje frytek. Ale wyżerka!. Tym większa, iż Mundi od wczoraj znowu na szpitalnym wikcie, więc wszystko dla nas. Ach, no może troszkę przy pomocnym udziale mojej ogonkowej Zuleczki. Wiadomo, pies też człowiek.
Oj, jak ja lubię takie żarcie. Prawdziwy Święty Graal przyjemności. Niech zatem spadają na drzewo oprawcy każdego mdłego i bez bąbelków zdrowego odżywiania. Tfu! Smutne, wyprute z rozkoszy życia chuderlactwo, z anemiczną werwą do życia. Gdy słyszę ich niestrawne, o jedzeniu nasion oraz piciu niegazowanej nałęczowianki jęki, dopiero wzmaga się we mnie zgaga. Dlatego nie otaczam się, nie używam, nie konweniuję towarzystwa, dzięki czemu uchodzę za powszechnie kulinarnie dostępnego.
A więc raz jeszcze, żarcie wspaniałe, do tego poszła butelczyna solidnie zmrożonej pepsi, i dobrze, wszak powód spotkania - mecz - kicha. I pomyślcie, jakież to musi być szczęście pruć na Narodowy kilkaset kilosów, na bilet też wysupłać z półtorej paczki, a tu taka padaka. I to jeszcze poprzedzona eksperckimi w studio analizami. Garniturami medytującymi na dwie/trzy godziny przed, i po także, o ustawieniach, kombinacjach, wariacjach czy wreszcie wartościach tych naszych kopaczy. A Wojtek Szczęsny i tak, co ma wpuścić, wpuści. Nie tak, to inaczej, albo jak wczoraj - pod nogami. Normalny rower i ogólna poruta. Gdy mnie jako bramkarzowi czasem się podobnie przydarzyło, śmiano się dopóki nie wygrałem kolejnego meczu. Panie Wojtusiu, no nie jest pan typem goalkeepera na złe czasy. Czyli, jak nie idzie, to przynajmniej bramkarz sprawę ratuje. Pan Wojtuś ostatnio miewa w meczach po jedną/dwie sytuacje, takie setki do wpuszczenia, czytaj: do obronienia, no i gdyby te setki wyciągał, byłby naprawdę kimś. Ale pan Wojtuś tym setkom pozwala do siatki. A przecież wielkość bramkarza polega nie tylko na umiejętnościach, co też na szczęściu. I dobry bramkarz to szczęście z reguły ma. Czego nie uda mu się obronić, pójdzie w słupek, poprzeczkę lub unieprzytomni akurat na linii strzału stojącego obrońcę. Ale gola za nic nie będzie. Lecz pan Wojtuś, jak to już z nim jest, dobrze wiemy. No, ale ja to się nie znam. Dookoła tylko słyszę, że jego gra to jednak wciąż klasa światowa. Najwidoczniej światowa, wszak ja zarobiony jestem, skąd mam wiedzieć, na czym polega dzisiejsza światowość.
Mecz do zapomnienia, jednak Tomek zapracował na carte blanche. Bo oto niepierwszy raz dogodził mi kulinarnie, co też kulturalnie w całej konwersacji. Aaa tak, Tomek to pełna kulturka, co by nie mówić.

a.m.


DREAM THEATER "A View From The Top Of The World" (2021)







DREAM THEATER
"A View From The Top Of The World"
(InsideOutMusic)




Zakładnicy technicznego i koniecznie zawiłego metalu ponownie padną zachwytem, bo o to Dream Theater zrealizowali się po staremu. A przecież było już tak dobrze. Ostatnie płyty Teatrzyków podobały mi się jak żadne dawne klasyki, tak też należałem chyba do nielicznych, którzy wypad (circa przed dekadą) ze składu Mike'a Portnoya odebrali zbawiennie. Żałuję więc mocno, iż tym razem ekipa LaBriego zatęskniła za dawnymi czasami, realizując płytę, gdzie aż kipi od nachalnych popisówek, niedającymi nabrać tlenu kombinacjami i niestety równie zawiłymi, czytaj: mniej bliższymi sercu melodiami. Do głosu dobiły składniki, za jakimi w muzyce najdelikatniej to ujmując, przepadam najmniej. A pisze te słowa osobnik, wg którego wydane w 2019 roku "Distance Over Time", było wspaniałe. I chyba, co teraz już wiem, ponad oczekiwania tych odwiecznie niewyżytych w kombinacyjnym graniu Amerykanów.

Na plus, iż pod tą chwilami jednolitą naparzanką, ukryto sporo przydatnych treści. Mówiąc najkrócej, tematycznie rozchodzi się o umyślne przekraczanie granic ryzyka. Czyli adrenalina, wspinanie na niemożliwe, często przypłacane życiem. Udowadnianie swojej wartości ponad rozsądek.
Najbardziej przekonuje osadzona w finale tytułowa, nieco ponad dwudziestominutowa suita - "A View From The Top Of The World" - "... zobacz widok ze szczytu świata, poczuj wiatr na skraju nieba, rozpocznij ślepą wspinaczkę do miejsca, którego nikt nie widział" (...) "wszystkie me naturalne instynkty błagają bym zaprzestał, lecz idę dalej, idę w stronę szczytu... ". I choć Petrucci w wiadomym dla siebie stylu kotłuje gitarę, jak zresztą w pozostałych sześciu nagraniach, na domiar dobrego pozostała tu odrobina miejsca dla ciekawych klawiszowych akrobacji Rudessa, co też niemal Rush'owych bębnów Manginiego. A co szczególnie pochwalam, licznych zmian nastroju, niekiedy ładnych melodii oraz dających się polubić motywów. Jest wszystko, co być powinno. Utwór niekiedy eksploduje heavymetalowością, innymi razy kokietuje błyskotliwością, a kiedy trzeba zanurza się w głębinach nostalgii. Jak dobrze więc, że powstał. Bez niego nie byłoby tu czego zbierać (no może jeszcze z lekkim mrugnięciem ku "Sleeping Giant"). Ostałby się jedynie zmęczony i przedźwignięty swą formułą prog metal, który ponad dwie dekady temu być może nawet wzruszał mądrym naparzaniem i inteligentnym strzępieniem gitar. Dzisiaj Petrucci nie bardzo ma koncepcję zagospodarowania własnego poletka, więc dewastuje każdą nadaną mu przestrzeń.
Zburzył mi się dom z kart pochwał względem kilku ostatnich płyt. Teatrzyki tym razem nawiali z fajnie kreślonych w ostatnich latach niepewnych ścieżek. Zatęsknili zaś za sprawdzoną genealogią wypracowanego stylu, na co zapewne kwiknie z radości chór dawnych fanów grupy.
Ten album to taki remis. Nikogo nie skaleczy, ale też nie dostarczy zejść z podniety. Jest z nim też trochę jak z maggi. Każda zupa po jej użyciu smakuje dobrze, lecz każda tak samo.
Ogólnie może być, przy czym nie oczekujcie elementów niesamowitości.

a.m.


poniedziałek, 15 listopada 2021

"NAWIEDZONE STUDIO" - audycja z 14 listopada na 15 listopada 2021 / Radio "Afera" - 98,6 FM Poznań








"NAWIEDZONE STUDIO"
z niedzieli na poniedziałek, z 14 listopada na 15 listopada 2021 - godz. 22.00 - 2.00
 
RADIO "AFERA", 98,6 FM (Poznań)
www.afera.com.pl 


realizacja i
prowadzenie: Andrzej Masłowski

 

Pomimo harmonogramowych tym razem dwóch godzin snu dotrzymuję słowa, jeszcze dziś miała rozpiska, i jest.
Cieszy mnie, iż dziwnie zachowujący się podczas wczorajszo-dzisiejszej audycji odsłuch, a przy tym nieodłączny temu partner - buczący sprzęt, okazał się słyszalny jedynie dla mnie. Nawiedzeni poprzez sms/messengery zapewniali o niekolizyjnym przebiegu oraz jakości odbiorze. Wychodzi na to, że to Wy moi Drodzy mieliście z tej audycji przyjemność, której nie miałem ja. Płonę jednak nadzieją, by za tydzień nie zasiadł w radiowym studio żaden kombinator i znowu nie poprzestawiał ustawień. Precz z łapskami, siedzieć na dupie, robić swoje, nie majstrować. Każde w tej delikatnej konsoletce dłubaniny kończą się jej anginą.
Repertuar w moim przekonaniu wspaniały. Występ też chyba bez chrypy, a i ledwie dwoma bez napinki w eter chlupnięciami niewzmocnionej miętowo-limonkowej pepsi - najlepsza!
Przejrzyjcie Drodzy Państwo tracklistę, okładki, polecam.
Będzie klawo, jeśli zaszczycicie mnie swą obecnością także w najbliższą niedzielę.
Do usłyszenia ...

 

THE WAR ON DRUGS "I Don't Live Here Anymore" (2021)
- I Don't Live Here Anymore

QUIDAM "Quidam" (1996)
- Choćbym ...

GROUNDBREAKER "Soul To Soul" (2021)
- Standing On The Edge Of A Broken Dream
- Wild World

SCORPIONS "Taken B-Side" (2009) unofficial / wydawnictwo nieoficjalne
- Dreamers - {oryginalnie na japońskim wydaniu "Unbreakable" /2014/}

U.D.O. "Game Over" (2021)
- Metal Never Dies
- Marching Tank

ELTON JOHN "The Lockdown Sessions" (2021)
- Nothing Else Matters - {Metallica cover} - MILEY CYRUS featuring ANDREW WATT, ELTON JOHN, YO-YO MA, ROBERT TRUJILLO & CHAD SMITH

T. REX "Electric Warrior" (1971)
- Get It On

ROD STEWART "The Tears Of Hercules" (2021)
- Born To Boogie (A Tribute To Marc Bolan)
- I Can't Imagine
- Hold On
- Touchline

THE GRAEME EDGE BAND featuring ADRIAN GURVITZ "Kick Off Your Muddy Boots" (1975)
- Have You Ever Wondered

THE MOODY BLUES "Octave" (1978)
- I'll Be Level With You

THE MOODY BLUES "Strange Times" (1999)
- Nothing Changes

ABBA "Voyage" (2021)
- Ode To Freedom

BAD LIEUTENANT "Never Cry Another Tear" (2009)
- This Is Home

ELECTRONIC "Electronic" (1991)
- Idiot Country
- Reality

ELECTRONIC "Disappointed" (1992) MAXI CD
- Disappointed (7" mix)

MONACO "Music For Pleasure" (1997)
- What Do You Want From Me?
- Shine

MONACO "Monaco" (2000)
- I've Got A Feeling

REPUBLIKA "Biała Flaga - Złota Kolekcja" (1999)
- Biała Flaga /1982/

DURAN DURAN "Future Past"  (2021)
- Laughing Boy

ILÚVATAR "Children" (1995)
- The Final Stroke
- Late Of Conscience

 

Andrzej Masłowski
 

"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę, godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań lub www.afera.com.pl
 

"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"