Wczorajszy dzień wszystkich zmarłych przywołał szereg reminiscencji. Nie tylko pomyślałem o Babci i Dziadku Masłowskich, o równie cudownej Cioci Orlickiej, o paru koleżankach i kolegach, ale też i o tych, którzy do świata nicości i niematerii dobili niedawno. Jak choćby powszechnie lubiani Krzysztof Kiersznowski oraz Andrzej Zaorski. A jakoś nie było sposobności o nich wspomnieć, tak też dopiero teraz zebrałem się w postanowieniu nadrobienia tej wstydliwej zaległości. Obu Panów niezwykle lubiłem. Pierwszego przede wszystkim za oba Vabanki i oba Kilery, drugiego głównie za dawne Studio Gama, za którym w latach młodości dosłownie przepadałem. Oczywiście wiadomo, po drodze oboje mieli jeszcze parę innych filmów, jednak Kiersznowski za przytoczone role, podobnie jak Zaorski za twarz Studia Gama, pozostaną ze mną na zawsze.
Kolejna strata dla rodzimej kultury. I jak zawsze w takiej sytuacji pozostają wspomnienia, zarówno te przywoływane na ekranie, jak i te z najskrytszej pamięci.
a.m.