niedziela, 28 lutego 2021

o 22-giej polecam się na moim fm

Trzy teksty jednego dnia nie zdarzają się często. Ale dzisiaj, na zakończenie lutego, w oczekiwaniu na marzec, na pomału pachnący wiosną marzec, czemu by nie. Nieważne, że dzisiaj zimno, szaro, posępnie, ale nadzieje za sprawą ostatnich kilku cudownie ciepłych dni rozbudzone.
Dziś niedziela, a więc dzień radiowy. Jestem pełen optymizmu, że posłuchamy wspólnie muzyki przeze mnie zaproponowanej - o 22-giej na 98,6 FM Poznań lub afera.com.pl - i że będzie to spotkanie "live". Bo tylko ono ma sens. Nagrywanie moich audycji i odtwarzanie za białego dnia to coś, co smakuje niczym zakrapiany w ogródku wieczoro-nocny grill na z założenia lekkie śniadanie. Nie róbcie tego proszę. Nie róbcie przenigdy. Zgaga murowana. Jeden raz w tygodniu, na te niewinne cztery godziny każdy może się zebrać. Czymże te cztery godzinki w ramach ogarniającego nas wszechświata. A rock'n'roll nie przyjmuje tanich wytłumaczeń. Śpiewek zgredów szukających wymówek, a przede wszystkim przecinania na skróty drogi łatwizn.
Przygotowałem materiału na dziesięć, dwanaście, może nawet piętnaście godzin, z czego większość i tak przyjdzie wyciąć. A myślałem i zapisywałem do radiowego zeszytu każdy rodzący pomysł kończącego tygodnia, i myślę, że uzbierało się całkiem całkiem. Bo tak się składa, że o Nawiedzonym Studio myślę, żyję nim i nigdy nie chodzę na wagary - ale o tym przecież od dawna dobrze wiecie. I podobną parabolą lotu myślę również o takich Słuchaczach. Bo na takich zależy mi przede wszystkim. A nie zależy na niesłuchaczach. Nigdy nie zależało. Ani trochę. Nie uczestniczą w moim życiu, a ja nie uczestniczę w ich - nawet jeśli czasem przy jednej czy drugiej okoliczności szklanice przechylimy. Dawno wyrosłem z tych wszystkich nieuczestniczących, omijających moje wartości, pasje, sensy życia, wreszcie - miłości. 

Do usłyszenia ....


A.M.


25-lecie Frontiers Records

W poprzednim tekście podzieliłem się z Szanownym Państwem moimi odczuciami w temacie filmu "(Nie)znajomi", a teraz już będzie muzycznie. Bo oto świętujmy 25-lecie Frontiers Records. Włoskiej płytowej wytwórni, jakże często repertuarowo bliskiej moim oczekiwaniom, a jeszcze częściej przywoływanej na łamach Nawiedzonego Studia.
Właściciel labelu, Serafino Perugino, właśnie wystosował długi list do fanów muzyki, którzy od lat towarzyszą jego koncernowi, a przede wszystkim jego pasji. Kupują jego płyty, uczestniczą w organizowanych koncertach, a raczej festiwalach, wreszcie, podzielają gusta i niejednokrotnie bywają w medialnym kontakcie.

Serafino Perugino:
"... Kiedy patrzę wstecz, mogę z dumą powiedzieć, że stworzyliśmy prawdziwą historię rocka, wydając tak wiele wspaniałych płyt i łącząc niesamowite talenty artystów z naszą kreatywnością. Tak wielu artystom udało się ponownie wydać nową muzykę i poczuć pasję oraz ogień miłości fanów. Naprawdę trudno mi w to uwierzyć, nawet teraz, i to znak czasów, dzięki bardzo ciężkiej pracy, jaką włożyliśmy w stworzenie tej wytwórni, aby służyć wiernej i pełnej pasji grupie fanów takich jak wy. ...".
I gdzieś dalej:
"
... Podpisaliśmy umowy z wielkimi talentami, także z Ameryki Południowej (szczególnie Chile i Brazylia), Europy Wschodniej (Serbia, Chorwacja, Rumunia, Albania, Turcja) czy Azji (Liban, Indie). Wielki talent muzyczny nie jest ograniczony geografią, ani granicami, ponieważ pochodzi z każdego miejsca. Nie boimy się dawać szans prawdziwym talentom z dowolnego regionu, który teraz bardziej niż kiedykolwiek może być kolejną wielką gwiazdą dla rocka. Mam nadzieję, że każdy może być otwarty na to, ponieważ wiele interesującej muzyki pochodzi teraz z terytoriów, wobec których wszyscy jesteśmy winni, iż zbyt długo je ignorowaliśmy.".
Serafino Perugino

I jeszcze gdzieś dalej, z tego całkiem sporego przekazu:
"
... Ta wytwórnia zaczęła się od mojej miłości do grupy Journey, a fakt, że miałem zaszczyt wydać kilka ich ostatnich albumów sprawia, że ​​czuję się błogosławiony".
Wreszcie, na koniec:
"
...Tak więc, po 25 latach poważnej, ciężkiej i pełnej pasji pracy mogę śmiało powiedzieć, że udało nam się stworzyć rozpoznawalną i przyjazną markę dla wszystkich fanów rocka. Byliśmy z każdym z Was w ciągu ostatnich dziesięcioleci i nie możemy się doczekać kolejnych 25 lat wspaniałego rocka, którym będziemy się wspólnie bawić! Let's ROCK together!".


A.M.



(nie)znajomi

Na poprawę humoru po przegranych przez Wartę derbach poszli "(Nie)znajomi". Film dwuletni, a więc nienowy. W swoim czasie polecano mi go, lecz do kina jakoś się nie załapałem, a potem...
Wiem, że ten reżyserski debiut Tadeusza Śliwy poszedł w oparciu o włoskie "Dobrze Się Kłamie W Miłym Towarzystwie", i że oprócz polskiego odpowiednika powstało jeszcze piętnaście czy szesnaście remake'ów, lecz nie przeszkodziło mi to podejść do tego filmu osobliwie.
Dawno nie obejrzałem tak udanego polskiego kina. Filmu mądrego, zabawnego, wzruszającego i dramatycznego w jednym.

Grupa znajomych spotyka się na kolacji. Mają być cztery pary, ostatecznie jest ich trzy i pół. I ta jedna niepełna będzie istotna dla sprawy.
Starzy dobrzy znajomi, plus jedna nowa twarz. Dziewczyna, niedawny nabytek jednego z bohaterów - że pozwolę sobie użyć takiej formy. I podczas owej kolacji wydarza się coś, co sprawia, że na co dzień znający się i lubiący ludzie, jednak wcale o sobie za dużo nie wiedzą. Szybko z roli znajomych robią się dla siebie nieznajomymi. Świetny tytuł filmu - tak a propos. Otóż z ust dziewczyny, nowej członkini tego grona, pada inicjatywa gry w otwarte telefony. A więc smsy czytane na głos, nie pod blatem, odbierane połączenia tylko na głośnomówiącym, bez uciekania na stronę. To wszystko wkrótce zaowocuje trudnymi rozmowami. Bo szybko okaże się, że każdy ma swoje drugie życie, o którym inni nie wiedzą. Wychodzi więc na to, że w skórze filmowych bohaterów każdy z nas kręci, kłamie, kamufluje się, skrywa z grzeszkami przed światem. Ale, gdy gramy w otwarte karty wszyscy wszystko widzą, słyszą, czytają... Suma więc wszystkich grzeszków przeradza się w ogólny niepokój, niszcząc nie tylko imprezę, ale stając się bombą dla każdego ze związków. Naruszenie stref osobistych jest bardzo niebezpieczne i ten film to pokazuje. Bo każdy ma prawo do swoich tajemnic, nawet jeśli te byłyby niewygodne dla ludzi nam bliskich. Każdy ma prawo do drugiego świata. Nie wolno naruszać niczyjej prywatności, ponieważ to zawsze doprowadzi do katastrofy. Taki z tego płynie morał. Dobrze zatem zrozumieć ludzi ceniących swą prywatność. Nie wpychajmy się na siłę do cudzego życia, jeśli nie płynie szczere zaproszenie. Strefa nienaruszalna, precz z brudnymi buciorami.
Fantastyczna Maja Ostaszewska. Ten film w dużym stopniu jest jej. Aktorka pokazuje, jak należy zagrać emocjami. Nie emocje, a emocjami. Od subtelności po agresję, od delikatności po krzyk. Znakomicie. Biłem brawo. Ale ten film ma jeszcze jeden ważny element. Pod przemyślenie został tu wtrącony wątek homoseksualizmu. I ogólna reakcja na niego. Bo co by się stało, gdybyśmy raptem w gronie naszych bliskich odkryli, że bliski dotąd kumpel jest pedałem. Tak, pedałem, nie gejem. Tak mocnymi słowami również objawia to odkrycie jeden z (Nie)znajomych. Polecam po obejrzeniu wziąć na ruszt refleksji. Szczególnie wszelakim homofobom.
Świetnie dobrani aktorzy. I nie tylko wszędzie wychwalana Polsko-Włoska Kasia Smutniak. Wszyscy fantastyczni. Niesamowite, siedmioro graczy, każdy w dechę.
Film w piątek pokazało Canal+ Film. Postanowiłem do niego powrócić przynajmniej raz jeszcze, a najlepiej postawić na półce. Zawsze działam szybko, tak też w sobotę DVD wylądowało w moim odtwarzaczu. A że w pobliskim supermarkecie zeszli z trzech dych to siedmiu dziewięćdziesiąt dziewięć, tym milej.
Ryzykowna gra. Możecie spróbować, ale nie polecam.
Obejrzyjcie - koniecznie. I wyciągnijcie dobre wnioski.


A.M.


środa, 24 lutego 2021

przegląd wydarzeń

Ciepły, momentami wręcz gorący dzień. Nareszcie wiosennie - od razu wskoczyło. Brakuje tylko liści i uśmiechniętych ludzi. Wielu z nas ten uśmiech reglamentuje jedynie dla najbliższych, bo i też w domu łatwiej ku niemu bez maski. Na dworze inwazja wystraszonych oczu. Bije z nich strach, obawa, nawet w kompletnej ciszy słychać: nie zbliżać się, nie podchodzić. Tym bardziej, o nic nie zagadywać, gdyby czasem kogoś naszło zapytać o drogę.

Niedawny komunikat oznajmił: Poznań najbardziej zaśmieconym miastem w Polsce. Tak, teraz w objęciach słońca jakby lepiej to widać. I nie ma się co obrażać. Wszędzie papierzyska, butelki, znoszone maseczki, zwierzęce odchody (pewnie ludzkie też), a na moim podwórku po zimowych pracach remontowych prawdziwe bagnisko. Robotnicy rozkopali, a potem byle jak zakopali, dodając jakiejś paskudnej ziemi, ponieważ pierwotnej okazało się za mało. Woda nie wsiąka, nic tu nie urośnie, słowem błocko, jak na budowie. Aby nie było końca, w ten sam sposób fachowcy rozryli ciągnikami kilka okolicznych dróżek. Nie były asfaltowe, więc pozostawili je samymi sobie, w rozjechanych kołami koleinach. I tak zaschło, tak się przyjęło, i tak już będzie. Robotnicy 2021, a ci z epoki Gierka, wciąż to samo myślenie. A raczej, niemyślenie. Z ładnej okolicy, w trymiga zrobiły się bezład i krętaniny.

Sieć Świat Książki zrezygnowała z nośników muzycznych w stacjonarnych księgarniach. Podobno nikt nie kupował. A pan z działu obsługi klienta w Media Markt zapewnił, że jestem jednym z nielicznych kupujących u nich kompakty, i w krótkiej rozmowie wskazał na dział wyprzedaży: "tu jeszcze czasami coś zejdzie". Muzyczny misz masz i kłopotliwy repertuar, jednak ceny pomiędzy pięć a dwadzieścia złotych stanowią za przetargową kartę. Cóż, ja wolę jedną dobrą płytę za sześć dych, niż w ich miejsce pięć niepotrzebnych. I właśnie dlatego mam najlepsze płyty w tym mieście, być może w kraju, a i wielka szansa, że także poza jego obrębem. 

Nowa linia wzornicza t'shirtów z okładkami Thin Lizzy oraz najnowsze propozycje, z Eddiem Moneyem, Jethro Tull czy Enyą, fantastyczne. Kupiłbym każdą, ale skoncentruję uwagę jednej, by na muzykę wystarczyło. Wiosną i latem chcę mieć najładniejszą koszulkę w moim Poznaniu. Będzie dobrą alternatywą wobec obszczanych chodników i ulic. Na pierwszy rzut kapitalne "Black Rose", a może "Johnny The Fox"? Wciąż nie mogę się zdecydować. Bo takie coś, to jak założyć na siebie ulubioną okładkę. Mama niedawno zobaczyła mnie ubranego w AC/DC "Power Up", i rzekła: "Andrzejuś, ale takie koszulki to na chłopców, a ty już jesteś dorosły". Ach, te nasze mamunie.

Pomysł na nowe maseczki kolejną menzurką w cyklu prowadzonych doświadczeń na swoim narodzie. Uda się, albo nie, grunt, że jest jakiś pomysł. Algorytm umysłu naszych rządzących doprowadzi niebawem ten kraj do ruiny. Tę demokratyczną już mamy, teraz sprawa rozbija się o całą ostałą resztę.

Poseł Marek Suski został przewodniczącym Rady Programowej Polskiego Radia. Drżę o bliskie mej misji medium. A drżę, ponieważ trafia ono w ręce człowieka roztaczającego wokół siebie atmosferę wioskowego głupka. 

Szykuję na niedzielę różnorodną audycję. Będzie w niej dużo wiosny. I tej rozmarzonej, jak również pełnej soczystej rześkości. 


A.M.







poniedziałek, 22 lutego 2021

"NAWIEDZONE STUDIO" - audycja z 21- na 22 lutego 2021 / Radio "Afera" - 98,6 FM Poznań




"NAWIEDZONE STUDIO"
z niedzieli na poniedziałek, z 21- na 22 lutego 2021 - godz. 22.00 - 2.00
 
RADIO "AFERA", 98,6 FM (Poznań)
www.afera.com.pl 


realizacja i prowadzenie: Andrzej Masłowski

 

Oto kolejna z audycji rozpiska. Nie powinno jej być, ponieważ rozpiski rozleniwiają, ale jest. Jest nawet w takich okolicznościach, kiedy można skonkludować, po co słuchać skoro następnego dnia wszystko da się na bazie tego spisu sprawdzić, a ewentualne dwa/trzy nieznane numery na jakimś strumieniu odsłuchać. Można, wszystko można. Szczególnie obecnie, gdy wszystko wydaje się takie proste, wręcz na wyciągnięciu dłoni. A jednak zasuwam przez cały tydzień i myślę o tej audycji, w nadziei, że ktoś na nią czeka i organizuje wobec tego wydarzenia kolejną niedzielno-poniedziałkową wieczoro-noc. I nie ma zmiłuj, jestem każdej niedzieli, bez wykrętów, bez usprawiedliwień. Nigdy o moich fm-przyjacielach nie zapominam, nie spóźniam się, wreszcie, nie odstawiam chałtur. Działam w radio studenckim, ale staram się być, i myślę jestem profesjonalistą. Wszystko, co złe, to nie ja. Bo mi zależy, bo nie potrafię mieć niczego w nosie, bo z takiej gliny mnie ulepiono. I nawet, jeśli zjechałoby mi do ostatniego Słuchacza, dojadę na tego Św. Rocha, kupię kolejną butelkę Pepsi, odłożę nawet będąc pod kreską na nocną taksówkę, odpuszczę niejedną imprezę czy przyjacielską nasiadówę przy kielichu, i przyjadę. Kurde balans przyjadę, ponieważ kocham muzykę bardziej od wlewania w gardło, także od zagranicznych wojaży, a już na pewno od leżenia odłogiem przy telewizorze. Zresztą, jak mógłbym odpuszczać audycje żyjąc w przekonaniu, iż to właśnie ja mam najlepsze płyty, i wiem, co i jak chcę z nimi zrobić i co o nich opowiedzieć. Nie przeżyłbym, gdyby o mojej muzyce, którą znam od podszewki, wypowiadałby się w moim imieniu jakiś cienias. Szczególnie z epoki Wikipedii. Dziś takich nie brakuje, którzy próbują na wyprzedażach nadrobić zgubiony czas. Ale chaotyczne i niekonsekwentne zbiory, plecione z okazji, przecen i wyprzedaży, szybko obnażają niedoskonałości. W tej zabawie chodzi o mozolne klocków układanie, a i cała sprawa rozbija się o długowieczną atmosferę. O to, by każda płyta na naszej półce naznaczona była historią, jakąś mocną kością ze szkieletu naszego życia.
Po ostatnich przeróżnych wydarzeniach miałem ochotę na negatywną audycję. Taką, która by nikomu nie podeszła, ale nawet tego nie potrafię. Dzisiaj przychodziły i wciąż jeszcze przychodzą tylko dobre słowa - i bardzo Wam za nie dziękuję! A przecież takim ELP czy King Crimson daleko do miłego przy odbiorniku biesiadowania. Przy czym trzeba zaznaczyć, nie słyszałem, by jakiś przechodzień został przygnieciony radiowym odbiornikiem w trakcie ostatniego Nawiedzonego Studia.
Pograłem Rolling Stonesów, Jimiego Hendrixa, Winwooda z Claptonem, był jeszcze najwcześniejszy Joe Cocker, a i Yes z półwiecznym "The Yes Album". Było jeszcze kilka obowiązkowych gorących nowości, wszak bez nich dzisiejszy radiowiec nie istnieje. I jestem zadowolony. Wiem, nieładnie być zadowolonym z samego siebie, ale jestem. Poszło okey. Nawet w radiowym komputerze odszukałem stronę potrzebną do nocnego pasma, bo nie ma to jak niespodzianki. Ostatnio nie ma niedzieli, by nie czyhała w tej dziedzinie na mnie jakaś łamigłówka. Ale radzę sobie. Muszę i chcę. Bo siedząc solo w radiowym studio jest mi tak strasznie dobrze. Słucham głośno muzyki, nic i nikt mnie nie rozprasza, a co jeszcze piękniejsze, niczego nie muszę. Ani popychać pierdół (na to jest czas przy wódce, nie w robocie), ani odbierać radiowego telefonu, nawet pogadać z portierem, który w sumie jest całkiem wporzo. Jest mi więc naprawdę dobrze i niech tak zostanie. Niczego nie zmieniajmy (oczywiście Majka Chaczyńska zawsze mile widziana). Kilku ludzi w ostatnim czasie nawet dostrzegło, a raczej usłyszało tę moją wolność. Pragnę w takim właśnie nastroju dalej trwać w dokonywanym dziele. A na dobitkę, pragnę też pokonywać tych wszystkich z WarszaFki panów ważnych. Tak mi dopomóż... i tak dalej, i tak dalej.

P.S. Warta ograła w Gliwicach Piast i jest coraz wyżej w tabeli - nad Lechem. Ależ Zieloni piszą piękną historię.

 



YES "The Yes Album" (1971) - 50-lecie albumu
- Starship Trooper
a) Life Seeker
b) Disillusion
c) Würm



STEVE HOWE "Love Is" (2020)
- Love Is A River



EMERSON, LAKE & POWELL "Emerson, Lake & Powell" (1986)
- Mars, The Bringer Of War



EMERSON, LAKE & PALMER "Brain Salad Surgery" (1973)
- Toccata



KING CRIMSON "Thrak" (1995)
- Dinosaur
- Radio I
- One Time
- Radio II



PASSENGER "Songs For The Drunk And Broken Hearted" (2021)
- Sword From The Stone
- Tip Of My Tongue
- Sandstorm



THE FLAMING LIPS "American Head" (2020)
- Mother Please Don't Be Sad
- When We Die When We're High
- Assassins Of Youth



YANNI "Live At The Acropolis" (1994)
- Nostalgia




YANNI "Inspirato" (2014)
- Come Un Sospiro (Like A Sigh) - {śpiew VITTORIO GRIGOLO}


HOWARD JONES "In The Running" (1992)
- Fallin' Away



STEVE HACKETT "Under A Mediterranean Sky" (2021)
- Casa Del Fauno



STEVIE NICKS "Live In Concert - The 24 Karet Gold Tour" (2021)
- Stand Back
- Edge Of Seventeen



3.2 "Third Impression" (2021)
- Missing Piece - {Alliance cover}
- A Bond Of Union



ERIC CLAPTON AND STEVE WINWOOD "Live From Madison Square Garden" (2009)
- Them Changes - {Buddy Miles cover} - {śpiew STEVE WINWOOD}
- Double Trouble - {Otis Rush cover} - {śpiew ERIC CLAPTON}



NINA SIMONE "Nina Simone Sings The Blues" (1967)
- The House Of The Rising Sun



JOE COCKER "With A Little Help From My Friends" (1969)
- Don't Let Me Be Misunderstood - {Nina Simone cover}



JOE COCKER "Joe Cocker!" (1969)
- Let It Be - {The Beatles cover}



THE ROLLING STONES "Beggars Banquet" (1968)
- Salt Of The Earth



THE JIMI HENDRIX EXPERIENCE "Electric Ladyland" (1968)
- Voodoo Chile
- Rainy Day, Dreamm Away
- Still Raining, Still Dreaming



WAYNE SHORTER featuring MILTON NASCIMENTO "Native Dancer" (1975)
- Ponta De Areia



Jeszcze z soboty, 20 lutego. W poszukiwaniu  wiosny z Tomkiem Ziółkowskim ...










Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę, godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań lub www.afera.com.pl
 

"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"