wtorek, 29 listopada 2022

"NAWIEDZONE STUDIO" - Radio na 98,6 FM Poznań / program z 27/28 listopada 2022








"NAWIEDZONE STUDIO"
z niedzieli na poniedziałek - wydanie z 27/28 listopada 2022 (godz. 22.00 - 2.00)
 
98,6 FM Poznań lub afera.com.pl 
realizacja i
prowadzenie: Andrzej Masłowski

 

BLUE ÖYSTER CULT "Secret Treaties" (1974) - rockowy klasyk na 'dobry wieczór'. Pierwszy numer zawsze ważny, rozkręcający całość, nadający tempa i charakteru audycji.
- Astronomy

FOREIGNER "Double Vision - Then And Now - Live Reloaded" (Celebrating The 40th Anniversary Of Double Vision) (2019) - nadchodzi koniec Foreigner. W przyszłym roku trasa pożegnalna. Pierwszy koncert 6 lipca w Georgii, później parę innych miejsc Ameryki Północnej, a i być może w dalszej części, już europejskiej trasy, grupa zahaczy o Polskę. Mieli u nas zagrać w katowickim Spodku w ub. roku, ale bogini zemsty Pandemia, zrobiła swoje. Trasa potrwa do końca 2024 roku, więc ekipa Micka Jonesa powinna zaplanować się na wszystkie miejsca globu, by nie pozostał choćby jeden głodny.
- Double Vision
- Hot Blooded

THIN LIZZY "Live And Dangerous" (1978) - 20 stycznia ukaże się 8-płytowy box "Live And Dangerous" - zawierający wszystkie koncerty z tej konkretnej trasy. Oczywiście wszystkie zapisane na dawnych taśmach, które właśnie udało się odarchiwizować. Wydawnictwo cudo, okazała bomboniera, acz ta jedynie dla fanów z grubszym portfelem. -- "Live And Dangerous" to absolutny top 10 live'ów wszech czasów. Nie da się deklarować fanem rocka pomijając coś tak fantastycznego. Gdy jeszcze byłem Andrzejkiem, wszyscy świrnięci na punkcie rocka/hardrocka klękali przed tym podwójnym longplayem. A tak po prawdzie cud, że w ogóle powstał. Generalnie 'Live And Dangerous' miało zarezerwowany czas dla nowego dzieła studyjnego, jednak pożądany przez zespół producent Tony Visconti miał napięty harmonogram, tak też Phil Lynott postanowił, że oto nadszedł czas na album koncertowy. Inna sprawa, że przy jego produkcji wspomógł grupę nie kto inny, jak właśnie Tony Visconti.
- Emerald

THIN LIZZY "Still Dangerous" (2008) - live z okresu "Live And Dangerous", choć niewydany w epoce, a dopiero w 2008 roku. Też świetny materiał, dobrze zrealizowany, a przede wszystkim inna tracklista w stosunku do chwilę wcześniej opisywanego albumu. Mamy tu utrwalone genialne chwile promowania płyt "Johnny The Fox" i "Bad Reputation", z absolutnie najlepszego okresu działalności Thin Lizzy.
Live At The Tower Theatre Philadelphia 1977
- Soldier Of Fortune

UFO "No Heavy Petting" (1976) - i znowu słówko o kolejnej nadchodzącej reedycji. Tym razem kontynuacja wznowień klasycznych płyt UFO z katalogu Chrysalis - czyli od albumu "Phenomenon" wzwyż. Tamten wznowiono już w 2019 roku, i to w wersji 3 CD, z kolei dwa lata później doszło "Force It", już jako 2 CD, a teraz, 20 stycznia przyszłego roku, i znowu na dwupłytowo, tym razem "No Heavy Petting". Album od choćby "Natural Thing", "Can You Roll Her" czy niedzielnej "Belladonny". Jeden ze Słuchaczy pomyślał, że tę wyśpiewaną nie tylko głosem Phila Mogga, co też gitarą Michaela Schenkera balladę, zaserwowałem w ramach urodzin Tomka Beksińskiego. Niestety nie. Zapomniałem. A w zasadzie, o urodzinach Beksia raczej nie pamiętam, przylgnęła do mnie jedynie jego data śmierci. Poszło zatem w eter w ramach zapowiedzi wznowienia "No Heavy Petting", bez dodatkowych akcentów czy uczuciowych insynuacji. -- "Belladonna" nie jest nazbyt reprezentatywna dla "No Heavy Petting", raczej w jej miejsce przydałoby się kilka czadów, których tu nie brakuje. 'Niestety' górę wzięła moja słabość do tej arcypięknej ballady, jednej z naj naj naj, jakie spłodzono.
- Belladonna

DREAMTIDE "Drama Dust Dream" (2022) - naczekałem się, a i naszukałem tej płyty. Nawet w dobie wszechmogącego internetu nie było łatwo. Najpierw album wydano w Japonii. Bez bonusów, za to za 'japońską' stawkę. Postanowiłem więc poczekać do premiery europejskiej, i tu zaczęły się jajca. Pierwsze złożone zamówienie przestrzelone. Po długim czasie oczekiwania otrzymałem informację, że realizacja będzie się ciągnąć i ciągnąć, niczym makaron stąd po Archangielsk, więc potraktowałem sprawę za niebyłą. No i kolejne zamówienie, i kolejne dłuuugie oczekiwanie. Co pewien czas zapewnienia ze strony sklepu, że już prawie, pomału, pomalutku, jeszcze trochę... Aż wreszcie nadszedł ten dzień - it's a beautiful day! Ale co to tych trochę tygodni wobec czternastu lat oczekiwania na nowych Dreamtide. Skład grupy w dwóch/piątych odmieniony, ale najważniejsi wciąż są: wokalista Olaf Senkbeil oraz szef grupy, gitarzysta Helge Engelke. I powróciło to jego gitarowe solówkowanie. W paru miejscach doznałem mrowienia. Lubię faceta, ponieważ gra heavy metal inaczej, z duszą romantyka. Prawdziwa rozkosz emocjonalna. Przekładając to na zimne napoje, taka limonkowa pepsi z miętą. Butelka nektaru, który niech nigdy nie opustoszeje.
- All Of Us
- Merciless Sun
- Drop The Curtain

MAD MAX "Wings Of Time" (2022) - świetni Mad Max. Najlepsza ich płyta od wielu, wielu lat. Choć zapewne w gąszczu wielu lur przepadnie, no bo jakiemu recenzentowi NME czy Rolling Stone zechce się posłuchać zespołu niebędącego na początku artystycznej drogi. Drobni dziennikarze, ci z regionalnych radiostacji oraz prasowych redakcji, w razie zachwytu i tak nic nie zrobią. Tylko dla koneserów 'dyskretnego szczęku blach'. Dla tych, którzy jak ja, rzygają nową Metallicą. I również tymi, dla których metal oznacza jedynie Metallic'kę. Tak przy okazji, na wiosnę nowa płyta ekipy Kirka Hammetta. Widzieliście okładkę? Ohyda. Aż żółć zalewa.
- Rock Solid - {feat. JULIA SALM}

BRUCE SPRINGSTEEN "Only The Strong Survive" (2022) - kolejny wyciąg z soul/r&b cover'albumu Bossa. Przeróbka Commodores należy do najlepszych albumowych momentów, tuż obok numerów z repertuaru Frankiego Valli ("The Sun Ain't Gonna Shine Anymore") oraz Jimmy'ego Ruffina ("What Becomes Of The Brokenhearted"). Płyta okay, aczkolwiek kolejna, może zamiast coverów, niech już zawiera nowe numery Bossa.
- Nightshift - {Commodores cover}

JOHN MELLENCAMP "Strictly A One-Eyed Jack" (2022) - podobnie, jak za nowymi Dreamtide, naczekałem się i za tym albumem. Mocno zaległa nowość, oficjalnie ze stycznia tego roku, a na rewersie okładki nawet wydrukowano: 2021. Spójrzmy jednak na awers okładki, widzimy portret Mellencampa, i proszę sobie wyobrazić, namalowany przez jego syna. -- Niedawno przypominałem fragmenty genialnego "Scarecrow", a było to w ramach dostarczenia na rynek luksusowej reedycji płyty. Minęło kilka dni i oto słuchamy nowych numerów Mellencampa. Z dwunastu, aż trzy z udziałem Bruce'a Springsteena. Panowie świetnie się rozumieją, zarówno w kwestiach politycznych, społecznych, co uczuciowych. Niewiarygodne, że ta ich fuzja dopiero teraz. W głosie Mellencampa zarysowały się znaki upływu czasu, muzyk śpiewa inaczej, już nie tak rockowo, jak w czasach 80', ale śpiewa wspaniale, zmęczonym, a nawet starczym głosem, jakby przecedzonym przez sito Toma Waitsa. -- Genialna finałowa ballada "A Life Full Of Rain": '...życie pełne deszczu spada na me ramiona, tu w pokoju, w którym nikogo to nie obchodzi, gdzie jestem niechciany i nie mam dokąd pójść... gdzie wszystko jest puste'.
- I Always Lie To Strangers
- Driving In The Rain
- A Life Full Of Rain

RAY CHARLES "Strong Love Affair" (1996) - niedawno serwowałem płytę "My World". To ta, gdzie m.in. przez moment posolówkował Eric Clapton, a i dwa kapitalne covery: Leona Russella oraz Paula Simona. Teraz kolejne mistrza Raya dzieło lat 90'. Z epoki nie do końca z nim kojarzonej, bo i większość z nas zdążyła o Artyście zapomnieć. A właśnie wtedy maestro nagrał 'parę' kapitalnych numerów (być może niekiedy z przesadnie gloryfikującymi Boga tekstami), i ja je lubię, na szczęście także posiadam, a moją rolą, jako radiowca, ocalać od zapomnienia.
- Say No More
- Out Of My Life

STEVIE NICKS "The Other Side Of The Mirror" (1989) - dopiero co na moim FM poszło w eter "Street Angel", a tu kolejna klasyczna płyta Stevie Nicks. Nie tak dobrze sprzedana, jak dwie pierwsze, ze szczególnym nasileniem na debiutanckie "Bella Donna", ale za nic ustępująca im muzycznie. Poza tym, Stevie w tamtym czasie była w gazie, wszak "The Other..." jest dziełem z intratnego okresu, w dwa lata po FleetwoodMac'kowym bestsellerze "Tango In The Night". I wiele zawartych tu piosenek nosi znamiona tej samej mocy, lecz wiadomo, album podpisany jako solowe dokonanie Stevie, nie miał szans wywołać podobnego zainteresowania, co płyty sygnowane zespołową nazwą. -- Wiele tu znakomitości; poza ujętym w klamrze Bruce'em Hornsbym, także Rupert Hine (jako muzyk i producent), Tony Levin, Kenny G. czy Jerry Marotta. -- "The Other Side Of The Mirror" nagrano pod kalifornijskimi promieniami Słońca i już tylko ten fakt dał temu dziełu pożądaną lekkość. Tak wpadające do serducha melodie mogły powstać tylko tam, a na dodatek to wciąż lata osiemdziesiąte. Najbardziej melodyjna dekada ever. Kto wie, gdybyśmy jej nie liznęli, być może dzisiejsza muzyka byłaby jeszcze bardziej do dupy.
- Rooms On Fire
- Two Kinds Of Love - {with BRUCE HORNSBY}
- I Still Miss Someone (Blue Eyes) - {Johnny Cash cover}

THE WAR ON DRUGS "I Don't Live Here Anymore" (2021) - Słuchacz, gdy tylko poszły pierwsze dźwięki "Change", napisał: "Czasem mam wrażenie, że piosenki tego zespołu są specjalnie pisane pod Twoją audycję. Zawsze brzmią genialnie". Bardzo dziękuję, właśnie dla takich chwil warto każdej niedzieli zabierać torbę muzyki na Rocha. -- Ci indie'rockowi Pensylwańczycy niebawem do nas zajrzą. Na jeden warszawski koncert - Letnia Scena Progresji. I trzeba być, by coś nam w życiu nie umknęło. -- The War On Drugs to grupa, która w nowych czasach dała usychającemu rockowi nowe życie. Ich granie triumfuje emocjami i nigdy nie ma o nutę za dużo. -- Numer "Change", czyli "zmiana", dla Adama Granduciela określało przejście z beztroski w odpowiedzialność. Narodziny syna nadały nowy sens życiu, ale i imię Bruce, jako wyraz uznania wobec Bruce'a Springsteena. Z kolei "I Don't Wanna Wait", pod przebojową skorupą, skrywa parę osobistych wyznań: "... pozwól mi ofiarować jedyną nadzieję, niczym roztańczony płatek śniegu na pustej drodze".
- Change
- I Don't Wanna Wait

PATTO "Patto" (1970) - Gdzieś pod koniec podstawówki, na jednej z Wawrzynkowych giełd, wpadło mi to debiutanckie Patto. Nie był to jednak czas dla tej muzyki. Wówczas słuchałem rzeczy prostszych, melodyjniejszych, bardziej oczywistych, a tu takie skomplikowane, jazz-rockowe granie, o raczej mało entuzjastycznych melodiach. Wynudziłem się niemiłosiernie i już od następnej giełdy szukałem leszcza, któremu płytę upchnę. To się oczywiście udało, wszak nigdy nie brakowało amatorów takiego właśnie muzykowania, nawet jeśli Patto z nazwy rozpoznawali tylko nieliczni. No więc, pozbyłem się płyty, ale jej duch nie dawał mi żyć. Wraz z upływem lat korciło jej przypomnienie, wciąż czułem, że czegoś nie dosłuchałem. W latach 90' wpadły mi na raz pierwsze dwa albumy Patto (wtedy myślałem, że więcej nie nagrali), posłuchałem raz, dwa, i znowu nic. Przestrzelone. Wciąż jeszcze nie ten czas. Obie szybko wyleciały z kolekcji. Poszły w ludzi. A przecież już wtedy uwielbiałem wszystkie progrocki, niekiedy nawet te najbardziej pokręcone. I lata mijały, a ja co pewien czas czułem, że warto by znowu sprawdzić stan mego wyrobienia muzycznego i ponownie spróbować Patto. No i niedawno kupiłem sobie full wypas 4-płytowe pudło, z wszystkim, co Patto nagrali. I dopiero teraz zacząłem tego słuchać. Raz za razem. Niekiedy z otwartą gębą i zafascynowaniem. Potrzebowałem do tego ponad czterdziestu lat. I może moim przykładem, co też tej niełatwej w odbiorze muzyki, los okrutnie ograbił grupę z zasłużonej popularności. -- Mike Patto umarł młodo, jeszcze sporo przed czterdziestką, gdzieś pod koniec lat 70'. Z kolei, rewelacyjny gitarzysta (także pianista i wibrafonista) Ollie Halsal odszedł lekko po czterdziestce. Zapracował sobie na to narkotykami. Jednak Mike'a Patto dorwała jakaś paskudna odmiana białaczki. Inna sprawa, wszyscy w Patto mieli pokręcone życiorysy, na przykład perkusista John Halsey cudem w latach 80's uniknął śmierci w wypadku, a gdy nie potrafił wyżyć z muzyki, sprzedawał ryby na ulicy z furgonetki.
- The Man
- Hold Me Back
- Red Glow

ELOY "Dawn" (1976) - "Dawn", czyli "świt", a więc początkowy etap dnia, uwalniający światło promieni Słońca. Ale świt, to także wyjście z mroku, ze stanu obaw kryjących się pod zasłoną czarnego nieba. Eloy zawsze fascynowali, ale na pierwszych siedmiu czy dziewięciu płytach jakoś szczególniej. Bez względu na obierane wątki, czy to mitologiczne, czy jak ostatnie dwie płyty traktujące o Joannie D'Arc, zawsze byli kosmiczni, a ich sugestywnie podany rock nieźle działał na zmysły, i podobnie jest z tą płytą. -- "Dawn" to concept album, rzecz o człowieku, który po śmierci powraca jako duch. Dobry duch czuwający przy ukochanej. Oto kolejna wędrówka, kolejna misja. A jak wiemy, Eloy podróże w czasie mają wpisane w zespołową nazwę. Kłania się pionier science fiction Herbert George Wells i jego "Wehikuł czasu". -- "Dawn" wciąż intryguje. Tej muzyki nie rusza czas.
- Awakening
- Between The Times
a) Between The Times
b) Memory Flash
c) Appearance Of The Voice
d) Return Of The Voice
- The Sun Song
- The Dance In Doubt And Fear
- Lost? (introduction)

QUEEN "The Miracle" (1989 / reedycja 2022) - kolejny smaczek z sesji do "The Miracle", a pominięty na podstawowym albumie. I słusznie, bowiem nie tak udany, by na niego zasługiwał. Ale skoro zawróciłem sobie głowę kupując deluxe edycję "The Miracle", to jeszcze raz po raz coś tu i ówdzie Szanownym Państwu w moich nocnych FM upchnę.
z CD 2: "The Miracle Sessions"
- I Guess We're Falling Out



Andrzej Masłowski 
"NAWIEDZONE STUDIO"

w każdą niedzielę od 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań lub afera.com.pl

 

"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze

 


niedziela, 27 listopada 2022

z fabryczej taśmy

Poszło łatwiej, niż przypuszczałem, pomimo iż łatwo nie było. Ale też trzeba przyznać, w dużym stopniu mecz z Arabią uratował nam Wojtek Szczęsny. Wczoraj był skoncentrowany ponad wymogi instrukcji obsługi, że nie przepuściłby nawet szturmu artylerii.
Pewniakami w obronie Glik i Bereszyński, gorzej z Mattym Cashem. Bo tylko cud, że nie wyleciał z boiska.
Po miałkim występie z Meksykiem, tym razem Piotr Zieliński z namiastką wielkości na co dzień zarezerwowaną dla Napoli. Ale cała akcja - z jego wykończeniem na jeden do zera - klasa światowa.
Robert Lewandowski - wyszarpywanie piłki w okolicach pola karnego to specjalność zakładu, ale jak widać, Saudyjczycy nie obejrzeli odpowiedniego instruktażu.
Rzut karny dla Arabii od czapy. Przy czym, ten dla naszych w meczu z Meksykiem, też na kredyt. Słusznie oba spudłowane. Oliwa zawsze sprawiedliwa.
Nie opuszczały nas wola zwycięstwa i determinacja, pomimo iż nie był to żaden wielki mecz. Raptem kilka przebłysków, z których dwa w sieci. Nie popadałbym jednak w uniesienie, na Argentynę to stanowczo za mało.
Ogólnie, bez wrażeń artystycznych. Towar z fabrycznej taśmy. Poprawny, niezłej jakości, lecz bez cepeliowskiej finezji.
Nasza reprezentacja to wciąż jeden wielki znak zapytania. Póki co, bronimy się tabelą. Stan na tu i teraz ekstatyczny, jednak jeśli w środę przerypiemy z Argentyną, a Saudyjczycy pokonają Meksyk, cały misterny plan w p****.  Musimy wycisnąć minimum remis, a jak wiemy, na remis grać nie wolno. I znowu mecz o wszystko. 

O 22-giej na 98,6 FM Poznań oraz afera.com.pl sporo u mnie wspaniałej muzyki. Zapraszam!
Do usłyszenia ...

a.m.

sobota, 26 listopada 2022

do boju!

Za chwilę mecz Saudyjczykami. Liczę na przebudzenie, walkę oraz pokaz umiejętności. Nie na darmo mamy w składzie piłkarzy Barcelony, Napoli czy Juventusu. Do boju !

a.m.

piątek, 25 listopada 2022

fantastyczni Irańczycy

Tak gra się w piłkę. Jakość, determinacja, wiara. Wspaniały Iran, wciąż Wam biję brawo. Co za mecz!
Panie 'misio' Michniewicz, oto materiał poglądowy, jak należy grać. Jak dzisiaj gra się w piłkę. Ten upiornie nieodpuszczający archaiczny polski futbol do gabloty niepamięci. Po takim meczu, jak Walia-Iran, w sensie walecznych Irańczyków, nie chcę już nigdy widzieć podobnie grającej polskiej drużyny, jak w meczu z Meksykiem. To była kpina z nas kibiców i ośmieszenie w oczach świata.
Mundial trwa. Jest coraz ciekawiej, z każdym meczem podnieta rośnie. Trudno w takich okolicznościach napisać coś o muzyce, ale... na najbliższą niedzielę mam dwie wspaniałe niespodzianki.
Bądźcie zdrowi!

a.m.

czwartek, 24 listopada 2022

Qatar'inho

Póki co, imponują: Arabia Saudyjska, Japonia, Kanada oraz Hiszpania. Choć nie bardzo wiem, czy to Hiszpanie tacy dobrzy, czy Kostaryka outsiderem turnieju.

Pod kreską i zarazem na musiku Argentyna plus Niemcy. Następne mecze już o wszystko.

Całkiem okay Korea Płd. , Urugwaj, Szwajcaria, Francja i Anglia.

Bezbarwni Katar, Meksyk oraz, co już pewną tradycją, Polska. Chłopaki z orłem na piersi słuchają w szatni rapu i disco polo, potem też tak grają. Trener 'misio' Michniewicz wygląda na konesera kotletów, podczas gdy wszyscy inni coache sylwetki jak sprężyny. Garniturki i dresiki skrojone na słomkę, lecz pan Czesio nie na szybkość stawia, on ma taktykę. Tu panuje zasada: lepiej mądrze stać niż głupio biegać. Obiecuję, pisknę sopranem jeśli wyjdziemy na czarnego konia turnieju.

Szacunek dla Iranu. Ich nieodśpiewanie hymnu aktem buntu i odwagi. By nie rzec: bohaterstwa. Trzymam kciuki za piłkarzy oraz ich rodziny. Wszystko może zdarzyć się. 

A już za godzinkę Portugalia - Ghana.
Kręć się kręć wrzeciono ...

a.m.

poniedziałek, 21 listopada 2022

"NAWIEDZONE STUDIO" - Radio na 98,6 FM Poznań / program z 20/21 listopada 2022







"NAWIEDZONE STUDIO"
z niedzieli na poniedziałek - wydanie z 20/21 listopada 2022 (godz. 22.00 - 2.00)
 
98,6 FM Poznań lub afera.com.pl 
realizacja i
prowadzenie: Andrzej Masłowski


NAZARETH "Razamanaz" (1973) - nieodżałowanego Dana McCafferty'ego ciąg dalszy. Przed tygodniem fragmenty płyt "Expect No Mercy", "Move Me" oraz solowe "Last Testament", a na minioną niedzielę zaplanowałem dwa inne Nazareth albumy, jednak załapało się tylko "Razamanaz". Zatem "Rampant musi poczekać.
- Razamanaz
- Broken Down Angel

MAD MAX "Wings Of Time" (2022) - niespodzianka. Nad wyraz udana płyta niemieckiej legendy sceny hard'n'heavy. Powiem więcej, to najlepsi Mad Max od lat. Panowie miażdżą. A ja początkowo utkwiłem w zwątpieniu, kupić, nie kupić? Wymiana wokalisty dobrze wszystkim zrobiła. Pisząc takie stwierdzenie trochę mi łyso, ponieważ lubię Michaela Vossa, ale dopiero teraz słyszę, jak na poprzednich, w sumie niezłych płytach, coś się nie kleiło. Nowy wokalista - Julian Rolinger - z potencjałem przywódcy, kogoś, kto może poprowadzić zespół o poziom wyżej.
- Heroes Never Die

URIAH HEEP "Living The Dream" (2018) - w oczekiwaniu na nowy album, pretekst do posłuchania czegoś z "Living The Dream" jakże pożyteczny . Już 27 stycznia "Chaos & Colour". Przy tej okazji grupa wskrzesiła zamrożone przez pandemię świętowanie 50-tki istnienia. Po odpuszczeniu lockdownu zrobiło się z tego 53-lecie, a trasa nabrała przedrostka "from lockdown to rockdown!".-- Po czterech latach od wydania "Living The Dream", tak naprawdę dopiero teraz doceniam tę płytę. Stara prawda, niektóre sprawy muszą się odleżeć.  
- It's All Been Said

DAVID BYRON "Take No Prisoners" (1975) - wydany jeszcze dla Bronze solowy debiut pierwszego wokalisty Uriah Heep, przynajmniej w połowie na bardzo wysokim, godnym tamtego zespołu poziomie. Warto przy okazji nadmienić, iż na "Take No Prisoners" zagościła liczna gromadka kompanów z Jurajki: Mick Box, Lee Kerslake oraz na selektywnie John Wetton i Ken Hensley. -- David Byron jeszcze tylko przez moment w zespole, po wydanym rok później "High And Mighty" koledzy go usuną, dodając dyplomatyczne: 'w imię dobra grupy'. I co za przypadek, założona z myślą o Uriah Heep (przez Gerry'ego Brona) wytwórnia Bronze, rozpadła się niemal w chwilę po śmierci tego cudownego wokalisty.
- Man Full Of Yesterdays
- Love Song
- Midnight Flyer

QUEEN "The Miracle" (1989 / deluxe edition 2022) - trochę naciągactwo, choć z najładniejszym papierem wobec wszystkich dotychczasowych edycji tego albumu. Muzyczne dodatki niestety mocno przeciętne. Lipa na resorach. Ale tego właśnie się spodziewałem. Dobrze, że to tylko podwójne CD, za niewygórowane pieniądze, a nie w ramach jakiegoś ultra boxu, o mocy dwustu dolarów. -- Bossów od fonografii opanowała w ostatnich latach plaga publikacji przeróżnych wątpliwych ciekawostek, nierzadko o piwnicznej jakości. A potem tylko całość ładnie opakować i odpowiednio wycenić. Szkoda, że rzadko później sięgamy po te wszystkie 'rarytasy'. -- "Face It Alone" zyskuje po emisji z kompaktu. Po pierwszym z piosenką kontakcie na komputerku aż prosiło się o książkę skarg i zażaleń  -- "The Miracle" to wciąż wspaniały album. W mojej opinii absolutnie najlepszy z wszystkich Queen lat 80-tych. Jednocześnie w pełni tuszujący niesatysfakcjonujące wrażenie po wcześniejszym, w dwóch/trzecich miałkim "A Kind Of Magic". Dla jasności, równie wysoko cenię wydane w 1980 roku "The Game", ale matematyka uświadamia, iż okres 1971-80, to lata siedemdziesiąte.
- Face It Alone - {z CD 2 "The Miracle Sessions"}
- Was It All Worth It - {z albumu "The Miracle"}

PERFECT PLAN "Brace The Impact" (2022) - w ogóle wczoraj nie miałem ochoty na nowości, lecz kiedyś tych Perfect Plan musiałem napocząć. Męczyłem ten kompakt w radiowej torbie od trzech niedziel i w żadną nie chciał mi się wstrzelić. Spoglądając w kalendarz, poczułem nagle obawę, że jeszcze sześć/siedem tygodni zwlekania i płyta się zdeaktualizuje. Przyjdzie nowy rok, nowe wyzwania, a Masłowskiemu przypomni się jakaś 'stara' nowość. -- Album niezły, ale tylko tyle i nic ponad. Trochę szkoda, albowiem tę sprawną grupę uważam stać na dużo więcej. Nazbyt bezpieczny melodic hard rock, bez choćby szczypty szaleństwa i chęci na długowieczność. 
- Gotta Slow Me Down
- Devil's Got The Blues

NIK TURNER "The Final Frontier" (2019) - pożegnanie Nika Turnera skromne, niemniej Nawiedzone Studio nie powiedziało jeszcze ostatniego słowa.
- Interstellar Aliens

HAWKWIND "Hall Of The Mountain Grill" (1974) - niezły numer "D-Rider" skomponował NikTurner, zaś w "Lost Johnny" na froncie Lemmy. Lecz zanim ten najbardziej wiarygodny człek r'n'rolla utworzył Motörhead, najpierw docierał się w Hawkwind, gdzie psychodelicznie rozwijał swe heavy'gitarowe granie na basie. Aż nadszedł czas, kiedy pozwolił się z ekipy Dave'a Brocka usunąć. -- "Lost Johnny" to taki prototyp stylu Motörhead, acz wciąż jeszcze na space'rockową modłę. Oba kawałki wyemitowałem na konto nieodżałowanego Nika Turnera.
- D-Rider
- Lost Johnny

BARCLAY JAMES HARVEST "Once Again" (1971) - w styczniu ukaże się najnowszy remaster "Once Again", jednego z najlepszych prog/rockowych albumów w historii. Wersja 3 CD plus blu-ray, jako 'remastered and expanded'. W dodatkach rzadki występ u Johna Peela dla BBC z 1971 roku, ale też jakieś odrzuty, miksy quadro i co nie tylko. Ponoć od strony literackiej albumową książeczkę też anonsuje się pod nie lada atrakcję.
"She Said" dosłownie armadą piękna, z chwytającą za serce melodią, a także lekko przesterowaną gitarą, melotronem, masywną perkusją oraz orkiestrą. Jedna z najwspanialszych kompozycji, jakie przytrafiły mi się w życiu. Z kolei "Ball And Chain", to najcięższy fragment płyty, ale nie z poziomu hałasu Black Sabbath. Inna sprawa, że mamy tu gitarę całkiem serio heavy, zaś atmosfera kompozycji zalatuje jakby pewną złowróżebnością.

- She Said
- Ball And Chain

ATLANTIS PHILHARMONIC "Atlantis Philharmonic" (1974) - dopiero co rozpisałem się o grupie w osobnym tekście, ale zdaje się niewielu z Państwa go przeczytało, o czym przekonały mnie otrzymywane w trakcie audycji smsy i messengery. Kiedy prezentowałem ten album w latach 90-tych, nie było żadnego odzewu, a wczoraj zachwytów bez końca.
- Woodsman
- Fly-The-Night

OMEGA "Omega 8 - Csillagok Útján" (1978) - numer "Léna" wzbudza we mnie klarowne skojarzenia z "Fly-The-Night" Amerykanów z Atlantis Philharmonic, i chyba nie tylko we mnie.
- Léna

ALAN BOWN "Listen" (1970) - momentami rewelacyjna formacja Alan Bown (na przeróżnych etapach różnie się zwąca - też jako The Alan Bown bądź The Alan Bown Set), na której czele właśnie Alan Bown - trębacz, acz, gdyby sytuacja tego wymagała, bez trudu opanowałby również inne dęciaki. Jednak po co, jeśli w składzie saksofonista John Helliwell - już za chwilę muzyk Supertramp. Oczywiście nie tylko sekcja dęta, wszak to rasowy jazz/prog rock, a więc mamy również gitarę, bas, organy czy perkusję, plus konkretny do tej muzyki wokal - Gordon Neville. W latach 80-tych jego głos wspomagał niektóre nagrania Eltona Johna czy Leo Sayera. A co do wokalistów Bowna, trzeba wspomnieć, iż na jednej z innych płyt pośpiewał Robert Palmer. Wówczas jeszcze nikomu nieznany, a później gwiazdor pop - ten od "Addicted To Love". Choć ja najbardziej lubię lekko przykurzone "Johnny And Mary".
- Crash Landing
- Pyramid

ALAN BOWN "Stretching Out" (1971) - ostatni longplay ekipy Bowna. Też fajny, acz "Listen" fajniejszy. Wczoraj jednak ni nutki z samego albumu, bowiem do głosu dobił jedyny na reedycyjnym kompakcie bonus, z ekstatycznymi wcinkami trąbki na tle tnącej, hardrockowej gitary. Rewelacja!
- Thru The Night (bonus track)

ARZACHEL "Arzachel" (1969) - niecodzienne zjawisko, a jednocześnie prawdziwy skarb dawnego progrocka. Jednorazowa formacja, z góry zaplanowana na epizod. Arzachel to tak po prawdzie fucha. Na kilka godzin wspólnej dobrej zabawy ukartowany skok w bok trojga muzyków z Egg + gitarzysta Steve Hillage. Ten ostatni trzy lata później zawiązał Khan, by następnie dobić do Gong, zespołu Kevina Ayersa. -- W całym Arzachel'owaniu nie chodziło o wielkie pieniądze, liczyć się miała jedynie przyjemna atmosfera kolejnego muzycznego wyzwania. Płytę wydała niezależna wytwórnia Evolution, natomiast muzykom nie wolno było się ujawnić, i jako, że groziło problemami kontraktowymi oraz sporą pieniężną karą, wszyscy wystąpili pod pseudonimami wziętymi od nazwisk nielubianych belfrów. -- Na albumie zapanował odjechany, na mrocznie uduchowiony nastrój, a już na jedną z potęg wyrasta tu diabelski sułtan "Azathoth" - ponury numer, niczym czarna msza, wyśpiewany, a raczej wymelorecytowany łaciną, w którego tkaną poprzez skand złowrogość wcielił się Mont Campbell. Niemało dorzuciły tu także kościelne organy plus ogólny piekielny nastrój oraz wszystkie 'potępione okoliczności'. Na wczoraj tylko jeden fragment, za to ponad dziesięciominutowy "Clean Innocent Fun", w moim odczuciu najbardziej wobec całej Arzachel rock'psychodelii reprezentatywny. Dzieło z woodstockowego rocznika, jednak w swej atmosferze kompletnie odległe od wszystkich reprezentantów tego najsłynniejszego rock'festiwalu.
- Clean Innocent Fun

EMERSON, LAKE & PALMER "Trilogy" (1972) - czwarty album ELP, a trzeci studyjny.  Pierwsza połowa płyty to arcydzieło podobnej klasy, co "Tarkus" czy chwilę wcześniejszy debiut. Od dawna się do tego zabierałem. Ciągle jednak coś przyćmiewało wyemitowanie poszerzonego kącika starego rocka. -- A już tak z innej beczki, od zawsze uwielbiam tę pachnącą mitologicznością okładkę, z trudną do opisania atmosferą, w sumie niby zwykłego malunku, w ujęciu od ramion wzwyż trojga muzyków. Jako trzynasto-/czternastolatek nie mogłem na wawrzynkowych giełdach oderwać od niej wzroku. Podsycała mnie wyobraźnia, iż musi się pod taką okładką kryć jakieś niesamowite granie.
- The Endless Enigma (part 1)
- Fugue
- The Endless Enigma (part 2)
- From The Beginning

CURVED AIR "Live" (1975) - kto uwierzy, że taka muzyka była kiedyś w topowej dziesiątce UK Charts? Bo i komu przyjdzie do głowy, że chwilę wcześniej wspomniani Emersoni dając koncerty zapełniali stadiony. -- Niewiarygodnie dobry skrzypek Darryl Way. Antonio Vivaldi byłby dumny. Nawet Sonja Kristina przyćmiona, a przecież mnogie audytorium kupowało płyty Curved Air tylko dla niej. Tym razem Sonja tylko przez moment, w dodatku bardziej drapieżnie, co zapewne było odreagowaniem na przebudowę życia po nieudanym związku. Nie wszystkie płyty Curved Air stanowią za przymus, ale ta stanowi. Koncert z gatunku: zobaczyć i umrzeć.
- Vivaldi

TRAFFIC "Traffic" (1968) - amerykańska kompaktowa składanka Dave'a Masona napędziła mnie na "Feelin' Alright". Ostatnio, oprócz solo wersji Masona, kompozycję u mnie zaprezentowali Joe Cocker oraz Grand Funk Railroad, a wczoraj w oryginale Traffic. Wszystko tu gra w najlepsze, wspaniałe śpiewanie Masona z asystującymi Winwoodem oraz Woodem, do tego saksofonowe palce lizać zagrywki tego ostatniego. No i jeszcze 'czarne' bluesowe pianino Steve'a Winwooda, a wszystko podkręcone na energetyczny rytm soul/folk/blues/rocka.
- Feelin' Alright?


Andrzej Masłowski 
"NAWIEDZONE STUDIO"

w każdą niedzielę od 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań lub afera.com.pl

 

"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze

 


niedziela, 20 listopada 2022

słyszymy się wieczorem

Zupełnie nie pamiętałem, że to dziś. No bo, kto wymyślił Mundial w listopadzie. Usłyszałem, że tam teraz trzydziestostopniowy gorąc. Ciekawe jak w lipcu? Pewnie polubiłbym klimat, gorzej ze zwyczajami, fanatyzmami i nieprzestrzeganiem ludzkiej godności.
Na otwarcie Katar - Ekwador. Brzmi jak nuda, ale może się mylę. A my, kiedy? Ooo, już widzę, we wtorek. Z Meksykiem. No no no, ciekaw jestem. Ale tylko tyle, bez obgryzania paznokci. Tak zdrowiej. Chociaż kto wie, może jednak zaskoczą, albo muśnie ich skrzydłami anioł cudu. Wszystko przecież może zdarzyć się.
Włączyłem tv, popatrzyłem tak z dziesięć minut, a tam już święta. Przelatują gwiazdory, renifery, uśmiechnięte dzieciaki wypatrujące skarbów pod choinką, same najtańsze telefony, nie do odrzucenia telewizyjne abonamenty, nic, tylko okazja goni okazję - run Rudolph, run. A na poczcie właśnie pani poleca kartki na święta i jeszcze jakieś adwentowe, czy coś. A zaraz obok pada: uśmiechnij się Andy, gdzie ten radosny Andrzej, czy jeszcze kiedyś powróci? - takie zatroskanie, czy coś. Andy, ostatnio mniej się uśmiechasz, uważaj, za chwilę zamilknie twój telefon, audycje rozbiją się o pustą salę, a na mailowej poczcie oczekiwać cię będą jedynie rachunki.
Gdyby co, jestem dzisiaj od 22-giej na 98,6 FM lub afera.com.pl -- Dużo wspaniałej, często zamierzchłej muzyki. -- "Dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze".

a.m.

sobota, 19 listopada 2022

atlantis philharmonic

Na dzisiaj Atlantis Philharmonic - działający przez niemal całe lata siedemdziesiąte amerykański duet, i szkoda, że tylko z jednym albumem na koncie. To znaczy, kilkanaście lat temu na CD wydano zaległy drugi, jednak za życia formacji widniał tylko ten jeden - "Atlantis Philharmonic".
Posiadam edycję południowokoreańską, kupioną gdzieś w latach dziewięćdziesiątych. Starsi Słuchacze mogą pamiętać, słuchaliśmy podczas jednej z tamtych niedziel. To były moje radiowe początki. Sporo poszukiwań, niekiedy eksperymentów, ale jednocześnie fascynujące, nieinternetowe czasy, kiedy inaczej pracowała wyobraźnia. Załapałem się jeszcze na końcówkę najlepszego radiowania, kiedy gość z płytami rozdawał karty. Teraz w nagrodę mogę się solo zrealizować, za to przegrywam ze strumieniowymi katalogami. Obecnie nie trzeba słuchać radia, wystarczy wpisać do wyszukiwarki potrzebnego wykonawcę, a jego komplet nagrań stoi otworem. Już nawet najbliżsi znajomi przestali pisać/wydzwaniać o przegrywanie płyt, stali się niezależni, a moje składowisko winylo-kompaktowe sentymentalnym gruzem. Typowym 'don przekopiowywaczom' nie zależy na okładkach, spisie nagrań, tym bardziej na literaturze z albumowych książeczek bądź winylowych wkładek. A dla mnie to wciąż kwestie nieodzowne. Bez nich cała zabawa traci kolory i nie wolno być radiowcem od muzyki. 
Atlantis Philharmonic uprawiali symfonicznego prog rocka, i aż niewiarygodne, że w ledwie dwuosobowym składzie zabrzmieli niczym pełnoprawny kwintet. Wszystkiemu 'winien' nieprzeciętnie uzdolniony Joe DiFazio. Nie dość, że był głównym kompozytorem, to jeszcze śpiewał oraz grał na przemian na organach, pianinie, melotronie czy syntezatorze, a do tego jeszcze szarpał struny basu oraz sześciostrunowej gitary. Jego kompan był już tylko perkusistą plus darczyńcą drugich partii wokalnych. Ich twórczość to żadna amatorszczyzna, czy niedopracowane byle co. Niekiedy tak właśnie myśli się o artystach marginalnych lub pokonanych brakiem sukcesu. Niech zatem rekomendacją Amerykanów stanie, iż w złotych dla takiej muzyki czasach, supportowali m.in. King Crimson, Styx czy Wishbone Ash. Lubicie Procol Harum, ELP, Deep Purple czy Atomic Rooster? Sprawdźcie tę grupę, jest dla Was.
Osobiście szczególnie pałam do nastrojowego, blisko 8-minutowego "Woodsman". Delikatnej ballady, komasującej najbardziej wrażliwe momenty z dawniejszych dokonań ELP, Yes czy King Crimson. Nawet wokalista, pomimo iż nie tej klasy, co np. Greg Lake, przy uniesieniach melotronu i romantycznego pianina, brzmi wręcz mistycznie. Z kolei fani węgierskiej Omegi obowiązkowo powinni przyłożyć ucha do "Fly-The-Night". Jestem przekonany, że zespół László Benkő i Jánosa Kóbora mieli płytę Atlantis Philharmonic pod ręką. Numer "Lena" nie wziął się znikąd.
Rzecz do zdecydowanego przypomnienia. Trzymajcie nasłuch na moich niedzielach po 22-giej.
Drogie Panie, szczególnie Wy nie pozwólcie swym chłopom odciągać się od głośników. Tyle robię z myślą o Was.

a.m.


piątek, 18 listopada 2022

punkt widzenia

Wszyscy Masłowscy chorzy, włącznie z Zuleczką. Nocna wizyta w klinice spointowana antybiotykiem i zarwanym snem. No, ale każdy swoje prawo do zachorowania ma.
Tata już po szpitalu. Niektórzy z Szanownych Państwa dopytywali i pozdrawiali, za co dzięki. Nie będzie lekko, ale też nikt niczego nie obiecywał.
Pomiędzy wierszami dużo starego rocka. Słucham go teraz najchętniej. Czasy melotronów i Hammondów to najlepsze chwile, które dawno za nami i nie liczyłbym na repetę. Zapisuję do radiowego zeszytu co lepsze kawałki. Na niedzielę. Nie wszystkim wbiją w gust, to jasne, no ale od zawsze wiecie, że te audycje robię przede wszystkim pod siebie.
Ogólnie jest jak jest. Gdzieś ktoś wypatruje Mundialu, podczas, gdy inny chyli głowę przed goniącą bombą, a het het, paru milionom w kurkach wycięło prąd i gaz. I trzeba żyć. U nas lub w innej Ameryce przeleci na pasku, jako jedna z wielu wieści. Im dalej, tym moc dramatu 'delikatniejsza'. Wszystko zależne od punktu widzenia, a raczej szczęścia lub jego braku. 

a.m.

wtorek, 15 listopada 2022

odeszli Garry Roberts oraz Nik Turner

Przepraszam, w minioną niedzielę nie wyrobiłem się. Po prostu. Zabrakło słówka o zmarłym Garry'ym Robertsie. Gitarzyście i współzałożycielu The Boomtown Rats. Jednej z centralnych postaci tej niegdyś mocnej ekipy, kojarzonej głównie z Bobem Geldofem. Cóż, niekiedy wyrasta jedna, ponadprzeciętna osobowość, i te mniej ponadprzeciętne dostrzegają już tylko najbardziej zainteresowani.
Zagorzałym fanem Boomtown Rats nigdy nie byłem, ale posłuchać lubię, tym samym nosiłem w planach zarzucenie kilku kawałków - w tym: "Someone's Looking At You", "Mary Of The 4th Form" oraz bardzo fajnego, wczesnego punkowego numeru "She's So Modern". Być może uda się 20 listopada, ale ja już niczego nie obiecuję, bo i też, jak niektórzy powiadają: człowiek planuje, pan Bóg krzyżuje.

Odszedł też Nik Turner - saksofonista i flecista Hawkwind. Jednocześnie okazjonalny wokalista oraz kompozytor. Mamy go na wielu płytach Hawkwind, w tym na petardach: "Hall Of The Mountain Grill" czy "Warrior On The Edge Of Time". Elementarz rockowego spejsu. Nie da się nie znać, a już tym bardziej nie lubić. Szczególnie, jeśli na co dzień jest się wielbicielem dawnych Tangerine Dream, Amon Düül II lub Eloy. Każda z tych ekip w uprawianej sztuce odmienna, ale gdy już je wszystkie ze sobą skonsolidujemy, uszom staje jedna wielka rodzina. Mało tego, każda z nich może bić się o palmę pionierstwa, ponieważ każda w "tym czymś" okazała się pierwszą, oryginalną, niekiedy nawet oszałamiającą, a przede wszystkim niezastąpioną.
Nik Turner, czy to solo, czy z Hawkwind, uprawiał kosmicznego rocka, pełnego fantazji, międzygalaktycznych uniesień, fascynujących eksploracji, przy tym magii, co też nieokiełznanej woni miejsc spoza czasu oraz materii. I to jest prawdziwa psychodelia! Muzyk ponadto fascynował się starożytnością Wschodu, głównie kulturą Egiptu, a tego powodem podczas występów przyodziewał stosowne maski i stroje - niekiedy mocno kontrowersyjne i nie zawsze wszystkim do gustu przypadające.
W 2019 roku kupiłem w Berlinie jego najnowszą wówczas płytę "The Final Frontier", na której wiele z tego, o czym powyżej, da się sprawdzić. Polecam dać nura do jedynego w swoim rodzaju 'Hawkwind'owego' świata, albowiem nawet pomimo braku na tej płycie Dave'a Brocka czy Lemmy'ego, wszystko na swoim miejscu.

Obu Panom ukłony. Byliście niepowszedni, wyjątkowi. 

a.m.


"NAWIEDZONE STUDIO" - Radio na 98,6 FM Poznań / program z 13/14 listopada 2022








"
NAWIEDZONE STUDIO"
z niedzieli na poniedziałek - wydanie z 13/14 listopada 2022 (godz. 22.00 - 2.00)
 
98,6 FM Poznań lub afera.com.pl 
realizacja i
prowadzenie: Andrzej Masłowski

 

Niedzielna setlista gotowa. Oddaję ją w ręce Szanownych Państwa, a Wy rozsławiajcie dobre imię Nawiedzonego Studia.
Dzisiaj bez analitycznego opisu. W obrębie audycji mieliśmy na to cztery godziny, a teraz czas najwyższy brać się za nowe.
Trwajcie w miłości i zdrowiu, sami też proszę trzymajcie kciuki za mojego Tatę, jeśli wszystko będzie okay, do usłyszenia w najbliższą niedzielę ...

P.S. Odeszli:
- gitarzysta i jeden z założycieli The Boomtown Rats, Gerry Roberts
- saksofonista i flecista Hawkwind, Nik Turner
- Jerzy Połomski


NAZARETH "Expect No Mercy" (1977) - Dan McCafferty in memoriam
- Shot Me Down
- Revenge Is Sweet

DAN McCAFFERTY "Last Testament" (2019) - Dan McCafferty in memoriam
- Why
- Tell Me

MAD MAX "Wings Of Time" (2022) - nowy album z nowym wokalistą
- Days Of Passion
- Best Part Of Me
- Stormchild Rising

WILDNESS "Resurrection" (2022)
- Release The Beast

JOE LYNN TURNER "Belly Of The Beast" (2022)
- Don't Fear The Dark

STEVIE NICKS "Street Angel" (1994) - w przyszłym roku wspólne koncerty Billy'ego Joela i Stevie Nicks. Trasa "two icons - one night".
- Blue Denim
- Street Angel
- Docklands

BRUCE SPRINGSTEEN "Only The Strong Survive" - covers vol. 1 (2022) - covery soul/R&B
- Only The Strong Survive - {Jerry Butler cover}
- The Sun Ain't Gonna Shine Anymore - {Frankie Valli cover}
- 7 Rooms Of Gloom - {The Four Tops cover}
- What Becomes Of The Brokenhearted - {Jimmy Ruffin cover}

BRUCE HORNSBY " 'Flicted" (2022)
- Simple Prayer II
- Point Omega

BACHMAN & TURNER "Live At The Roseland Ballroom, NYC" (2011) - koncert z 16 XI 2010 r.
- Rock Is My Life *
- Not Fragile
  * "Rock Is My Life" w pierwowzorze grupy Bachman-Turner Overdrive nosiło dłuższy tytuł: "Rock Is My Life And This Is My Song"

BACHMAN-TURNER OVERDRIVE "Not Fragile" (1974)
- You Ain't Seen Nothing Yet

BLOODROCK "Bloodrock Live" (1972)
- Kool-Aid-Kids
- Jessica

CHICKEN SHACK "On Air" (1998) - sesje dla BBC, lata 1968-71
- I'd Rather Go Bling - {Etta James cover}
- Night Is When It Matters

GRAND FUNK RAILROAD "Survival" (1971)
- Country Road
- Feelin' Alright - {Traffic cover}

SEAL "Seal" (1991) - na rynek trafił box deluxe edition 4 CD / 2 LP
- The Beginning
- Killer

STING "... Nothing Like The Sun" (1987) - nowe remastery 1 CD oraz 2 CD tylko w strumieniu (tfu!), natomiast fizycznie jedynie okazały box.
- The Lazarus Heart
- Englishman In New York

JOHN COUGAR MELLENCAMP "Scarecrow" (1985) - ukazały się nowe edycje tej najwspanialszej moim zdaniem płyty Mellencampa, jako 2 CD/blu-ray, LP, a także Super Deluxe Edition Box Set. Ten ostatni bagatela, za circa 150 $.
- Rain On The Scarecrow
- Small Town
- R.O.C.K. In The U.S.A.

NAZARETH "Move Me" (1994) - Dan McCafferty in memoriam
- Move Me
- Demon Alcohol

Wieczorem w piątek 11 listopada


Andrzej Masłowski 
"NAWIEDZONE STUDIO"

w każdą niedzielę od 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań lub afera.com.pl

 

"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze