poniedziałek, 21 listopada 2022

"NAWIEDZONE STUDIO" - Radio na 98,6 FM Poznań / program z 20/21 listopada 2022







"NAWIEDZONE STUDIO"
z niedzieli na poniedziałek - wydanie z 20/21 listopada 2022 (godz. 22.00 - 2.00)
 
98,6 FM Poznań lub afera.com.pl 
realizacja i
prowadzenie: Andrzej Masłowski


NAZARETH "Razamanaz" (1973) - nieodżałowanego Dana McCafferty'ego ciąg dalszy. Przed tygodniem fragmenty płyt "Expect No Mercy", "Move Me" oraz solowe "Last Testament", a na minioną niedzielę zaplanowałem dwa inne Nazareth albumy, jednak załapało się tylko "Razamanaz". Zatem "Rampant musi poczekać.
- Razamanaz
- Broken Down Angel

MAD MAX "Wings Of Time" (2022) - niespodzianka. Nad wyraz udana płyta niemieckiej legendy sceny hard'n'heavy. Powiem więcej, to najlepsi Mad Max od lat. Panowie miażdżą. A ja początkowo utkwiłem w zwątpieniu, kupić, nie kupić? Wymiana wokalisty dobrze wszystkim zrobiła. Pisząc takie stwierdzenie trochę mi łyso, ponieważ lubię Michaela Vossa, ale dopiero teraz słyszę, jak na poprzednich, w sumie niezłych płytach, coś się nie kleiło. Nowy wokalista - Julian Rolinger - z potencjałem przywódcy, kogoś, kto może poprowadzić zespół o poziom wyżej.
- Heroes Never Die

URIAH HEEP "Living The Dream" (2018) - w oczekiwaniu na nowy album, pretekst do posłuchania czegoś z "Living The Dream" jakże pożyteczny . Już 27 stycznia "Chaos & Colour". Przy tej okazji grupa wskrzesiła zamrożone przez pandemię świętowanie 50-tki istnienia. Po odpuszczeniu lockdownu zrobiło się z tego 53-lecie, a trasa nabrała przedrostka "from lockdown to rockdown!".-- Po czterech latach od wydania "Living The Dream", tak naprawdę dopiero teraz doceniam tę płytę. Stara prawda, niektóre sprawy muszą się odleżeć.  
- It's All Been Said

DAVID BYRON "Take No Prisoners" (1975) - wydany jeszcze dla Bronze solowy debiut pierwszego wokalisty Uriah Heep, przynajmniej w połowie na bardzo wysokim, godnym tamtego zespołu poziomie. Warto przy okazji nadmienić, iż na "Take No Prisoners" zagościła liczna gromadka kompanów z Jurajki: Mick Box, Lee Kerslake oraz na selektywnie John Wetton i Ken Hensley. -- David Byron jeszcze tylko przez moment w zespole, po wydanym rok później "High And Mighty" koledzy go usuną, dodając dyplomatyczne: 'w imię dobra grupy'. I co za przypadek, założona z myślą o Uriah Heep (przez Gerry'ego Brona) wytwórnia Bronze, rozpadła się niemal w chwilę po śmierci tego cudownego wokalisty.
- Man Full Of Yesterdays
- Love Song
- Midnight Flyer

QUEEN "The Miracle" (1989 / deluxe edition 2022) - trochę naciągactwo, choć z najładniejszym papierem wobec wszystkich dotychczasowych edycji tego albumu. Muzyczne dodatki niestety mocno przeciętne. Lipa na resorach. Ale tego właśnie się spodziewałem. Dobrze, że to tylko podwójne CD, za niewygórowane pieniądze, a nie w ramach jakiegoś ultra boxu, o mocy dwustu dolarów. -- Bossów od fonografii opanowała w ostatnich latach plaga publikacji przeróżnych wątpliwych ciekawostek, nierzadko o piwnicznej jakości. A potem tylko całość ładnie opakować i odpowiednio wycenić. Szkoda, że rzadko później sięgamy po te wszystkie 'rarytasy'. -- "Face It Alone" zyskuje po emisji z kompaktu. Po pierwszym z piosenką kontakcie na komputerku aż prosiło się o książkę skarg i zażaleń  -- "The Miracle" to wciąż wspaniały album. W mojej opinii absolutnie najlepszy z wszystkich Queen lat 80-tych. Jednocześnie w pełni tuszujący niesatysfakcjonujące wrażenie po wcześniejszym, w dwóch/trzecich miałkim "A Kind Of Magic". Dla jasności, równie wysoko cenię wydane w 1980 roku "The Game", ale matematyka uświadamia, iż okres 1971-80, to lata siedemdziesiąte.
- Face It Alone - {z CD 2 "The Miracle Sessions"}
- Was It All Worth It - {z albumu "The Miracle"}

PERFECT PLAN "Brace The Impact" (2022) - w ogóle wczoraj nie miałem ochoty na nowości, lecz kiedyś tych Perfect Plan musiałem napocząć. Męczyłem ten kompakt w radiowej torbie od trzech niedziel i w żadną nie chciał mi się wstrzelić. Spoglądając w kalendarz, poczułem nagle obawę, że jeszcze sześć/siedem tygodni zwlekania i płyta się zdeaktualizuje. Przyjdzie nowy rok, nowe wyzwania, a Masłowskiemu przypomni się jakaś 'stara' nowość. -- Album niezły, ale tylko tyle i nic ponad. Trochę szkoda, albowiem tę sprawną grupę uważam stać na dużo więcej. Nazbyt bezpieczny melodic hard rock, bez choćby szczypty szaleństwa i chęci na długowieczność. 
- Gotta Slow Me Down
- Devil's Got The Blues

NIK TURNER "The Final Frontier" (2019) - pożegnanie Nika Turnera skromne, niemniej Nawiedzone Studio nie powiedziało jeszcze ostatniego słowa.
- Interstellar Aliens

HAWKWIND "Hall Of The Mountain Grill" (1974) - niezły numer "D-Rider" skomponował NikTurner, zaś w "Lost Johnny" na froncie Lemmy. Lecz zanim ten najbardziej wiarygodny człek r'n'rolla utworzył Motörhead, najpierw docierał się w Hawkwind, gdzie psychodelicznie rozwijał swe heavy'gitarowe granie na basie. Aż nadszedł czas, kiedy pozwolił się z ekipy Dave'a Brocka usunąć. -- "Lost Johnny" to taki prototyp stylu Motörhead, acz wciąż jeszcze na space'rockową modłę. Oba kawałki wyemitowałem na konto nieodżałowanego Nika Turnera.
- D-Rider
- Lost Johnny

BARCLAY JAMES HARVEST "Once Again" (1971) - w styczniu ukaże się najnowszy remaster "Once Again", jednego z najlepszych prog/rockowych albumów w historii. Wersja 3 CD plus blu-ray, jako 'remastered and expanded'. W dodatkach rzadki występ u Johna Peela dla BBC z 1971 roku, ale też jakieś odrzuty, miksy quadro i co nie tylko. Ponoć od strony literackiej albumową książeczkę też anonsuje się pod nie lada atrakcję.
"She Said" dosłownie armadą piękna, z chwytającą za serce melodią, a także lekko przesterowaną gitarą, melotronem, masywną perkusją oraz orkiestrą. Jedna z najwspanialszych kompozycji, jakie przytrafiły mi się w życiu. Z kolei "Ball And Chain", to najcięższy fragment płyty, ale nie z poziomu hałasu Black Sabbath. Inna sprawa, że mamy tu gitarę całkiem serio heavy, zaś atmosfera kompozycji zalatuje jakby pewną złowróżebnością.

- She Said
- Ball And Chain

ATLANTIS PHILHARMONIC "Atlantis Philharmonic" (1974) - dopiero co rozpisałem się o grupie w osobnym tekście, ale zdaje się niewielu z Państwa go przeczytało, o czym przekonały mnie otrzymywane w trakcie audycji smsy i messengery. Kiedy prezentowałem ten album w latach 90-tych, nie było żadnego odzewu, a wczoraj zachwytów bez końca.
- Woodsman
- Fly-The-Night

OMEGA "Omega 8 - Csillagok Útján" (1978) - numer "Léna" wzbudza we mnie klarowne skojarzenia z "Fly-The-Night" Amerykanów z Atlantis Philharmonic, i chyba nie tylko we mnie.
- Léna

ALAN BOWN "Listen" (1970) - momentami rewelacyjna formacja Alan Bown (na przeróżnych etapach różnie się zwąca - też jako The Alan Bown bądź The Alan Bown Set), na której czele właśnie Alan Bown - trębacz, acz, gdyby sytuacja tego wymagała, bez trudu opanowałby również inne dęciaki. Jednak po co, jeśli w składzie saksofonista John Helliwell - już za chwilę muzyk Supertramp. Oczywiście nie tylko sekcja dęta, wszak to rasowy jazz/prog rock, a więc mamy również gitarę, bas, organy czy perkusję, plus konkretny do tej muzyki wokal - Gordon Neville. W latach 80-tych jego głos wspomagał niektóre nagrania Eltona Johna czy Leo Sayera. A co do wokalistów Bowna, trzeba wspomnieć, iż na jednej z innych płyt pośpiewał Robert Palmer. Wówczas jeszcze nikomu nieznany, a później gwiazdor pop - ten od "Addicted To Love". Choć ja najbardziej lubię lekko przykurzone "Johnny And Mary".
- Crash Landing
- Pyramid

ALAN BOWN "Stretching Out" (1971) - ostatni longplay ekipy Bowna. Też fajny, acz "Listen" fajniejszy. Wczoraj jednak ni nutki z samego albumu, bowiem do głosu dobił jedyny na reedycyjnym kompakcie bonus, z ekstatycznymi wcinkami trąbki na tle tnącej, hardrockowej gitary. Rewelacja!
- Thru The Night (bonus track)

ARZACHEL "Arzachel" (1969) - niecodzienne zjawisko, a jednocześnie prawdziwy skarb dawnego progrocka. Jednorazowa formacja, z góry zaplanowana na epizod. Arzachel to tak po prawdzie fucha. Na kilka godzin wspólnej dobrej zabawy ukartowany skok w bok trojga muzyków z Egg + gitarzysta Steve Hillage. Ten ostatni trzy lata później zawiązał Khan, by następnie dobić do Gong, zespołu Kevina Ayersa. -- W całym Arzachel'owaniu nie chodziło o wielkie pieniądze, liczyć się miała jedynie przyjemna atmosfera kolejnego muzycznego wyzwania. Płytę wydała niezależna wytwórnia Evolution, natomiast muzykom nie wolno było się ujawnić, i jako, że groziło problemami kontraktowymi oraz sporą pieniężną karą, wszyscy wystąpili pod pseudonimami wziętymi od nazwisk nielubianych belfrów. -- Na albumie zapanował odjechany, na mrocznie uduchowiony nastrój, a już na jedną z potęg wyrasta tu diabelski sułtan "Azathoth" - ponury numer, niczym czarna msza, wyśpiewany, a raczej wymelorecytowany łaciną, w którego tkaną poprzez skand złowrogość wcielił się Mont Campbell. Niemało dorzuciły tu także kościelne organy plus ogólny piekielny nastrój oraz wszystkie 'potępione okoliczności'. Na wczoraj tylko jeden fragment, za to ponad dziesięciominutowy "Clean Innocent Fun", w moim odczuciu najbardziej wobec całej Arzachel rock'psychodelii reprezentatywny. Dzieło z woodstockowego rocznika, jednak w swej atmosferze kompletnie odległe od wszystkich reprezentantów tego najsłynniejszego rock'festiwalu.
- Clean Innocent Fun

EMERSON, LAKE & PALMER "Trilogy" (1972) - czwarty album ELP, a trzeci studyjny.  Pierwsza połowa płyty to arcydzieło podobnej klasy, co "Tarkus" czy chwilę wcześniejszy debiut. Od dawna się do tego zabierałem. Ciągle jednak coś przyćmiewało wyemitowanie poszerzonego kącika starego rocka. -- A już tak z innej beczki, od zawsze uwielbiam tę pachnącą mitologicznością okładkę, z trudną do opisania atmosferą, w sumie niby zwykłego malunku, w ujęciu od ramion wzwyż trojga muzyków. Jako trzynasto-/czternastolatek nie mogłem na wawrzynkowych giełdach oderwać od niej wzroku. Podsycała mnie wyobraźnia, iż musi się pod taką okładką kryć jakieś niesamowite granie.
- The Endless Enigma (part 1)
- Fugue
- The Endless Enigma (part 2)
- From The Beginning

CURVED AIR "Live" (1975) - kto uwierzy, że taka muzyka była kiedyś w topowej dziesiątce UK Charts? Bo i komu przyjdzie do głowy, że chwilę wcześniej wspomniani Emersoni dając koncerty zapełniali stadiony. -- Niewiarygodnie dobry skrzypek Darryl Way. Antonio Vivaldi byłby dumny. Nawet Sonja Kristina przyćmiona, a przecież mnogie audytorium kupowało płyty Curved Air tylko dla niej. Tym razem Sonja tylko przez moment, w dodatku bardziej drapieżnie, co zapewne było odreagowaniem na przebudowę życia po nieudanym związku. Nie wszystkie płyty Curved Air stanowią za przymus, ale ta stanowi. Koncert z gatunku: zobaczyć i umrzeć.
- Vivaldi

TRAFFIC "Traffic" (1968) - amerykańska kompaktowa składanka Dave'a Masona napędziła mnie na "Feelin' Alright". Ostatnio, oprócz solo wersji Masona, kompozycję u mnie zaprezentowali Joe Cocker oraz Grand Funk Railroad, a wczoraj w oryginale Traffic. Wszystko tu gra w najlepsze, wspaniałe śpiewanie Masona z asystującymi Winwoodem oraz Woodem, do tego saksofonowe palce lizać zagrywki tego ostatniego. No i jeszcze 'czarne' bluesowe pianino Steve'a Winwooda, a wszystko podkręcone na energetyczny rytm soul/folk/blues/rocka.
- Feelin' Alright?


Andrzej Masłowski 
"NAWIEDZONE STUDIO"

w każdą niedzielę od 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań lub afera.com.pl

 

"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze