Trzy teksty jednego dnia nie zdarzają się często. Ale dzisiaj, na zakończenie lutego, w oczekiwaniu na marzec, na pomału pachnący wiosną marzec, czemu by nie. Nieważne, że dzisiaj zimno, szaro, posępnie, ale nadzieje za sprawą ostatnich kilku cudownie ciepłych dni rozbudzone.
Dziś niedziela, a więc dzień radiowy. Jestem pełen optymizmu, że posłuchamy wspólnie muzyki przeze mnie zaproponowanej - o 22-giej na 98,6 FM Poznań lub afera.com.pl - i że będzie to spotkanie "live". Bo tylko ono ma sens. Nagrywanie moich audycji i odtwarzanie za białego dnia to coś, co smakuje niczym zakrapiany w ogródku wieczoro-nocny grill na z założenia lekkie śniadanie. Nie róbcie tego proszę. Nie róbcie przenigdy. Zgaga murowana. Jeden raz w tygodniu, na te niewinne cztery godziny każdy może się zebrać. Czymże te cztery godzinki w ramach ogarniającego nas wszechświata. A rock'n'roll nie przyjmuje tanich wytłumaczeń. Śpiewek zgredów szukających wymówek, a przede wszystkim przecinania na skróty drogi łatwizn.
Przygotowałem materiału na dziesięć, dwanaście, może nawet piętnaście godzin, z czego większość i tak przyjdzie wyciąć. A myślałem i zapisywałem do radiowego zeszytu każdy rodzący pomysł kończącego tygodnia, i myślę, że uzbierało się całkiem całkiem. Bo tak się składa, że o Nawiedzonym Studio myślę, żyję nim i nigdy nie chodzę na wagary - ale o tym przecież od dawna dobrze wiecie. I podobną parabolą lotu myślę również o takich Słuchaczach. Bo na takich zależy mi przede wszystkim. A nie zależy na niesłuchaczach. Nigdy nie zależało. Ani trochę. Nie uczestniczą w moim życiu, a ja nie uczestniczę w ich - nawet jeśli czasem przy jednej czy drugiej okoliczności szklanice przechylimy. Dawno wyrosłem z tych wszystkich nieuczestniczących, omijających moje wartości, pasje, sensy życia, wreszcie - miłości.
Do usłyszenia ....
A.M.