Ostatnio poczytuję Olgę Tokarczuk. Wpadłem w jej sidła, choć żałuję, że nie w oko. W nocnym muzykowaniu w eter poszły dwa fragmenty, na dziś tyle samo, jednak tym razem w wersji elektro.
Naszą noblistkę polubiłem na ochotnika i prawie od razu. Głównie za taką niedzisiejszą wrażliwość, ale też za kobiecy głos - z najbardziej lubianych przez moje ucho rejestrów - ponadto za bogatą polszczyznę, a także za życiową mądrość oraz zwyczajne niezadzieranie nosa. No i jeszcze za drogocenne niewypisywanie rzeczy niepotrzebnych.
Na dzisiaj dwa wycinki. Pierwszy nawet z domyślnym morałem, drugi zaś jakże na czasie, szczególnie w obliczu aktualnych wydarzeń, choć z knigi popełnionej w dwa tysiące dziewiątym.
a.m.