piątek, 19 listopada 2021

odszedł ANDRZEJ URNY (30 XI 1957 - 18 XI 2021)

Tak się nieco wcześniej rozpisałem o zrujnowanym Poznaniu, że na śmierć zapomniałem wspomnieć o najważniejszym. Wczoraj odszedł Andrzej Urny - klasowy gitarzysta, m.in. Perfectu czy Krzak. Jeden z moich dawnych bohaterów dobrego polskiego rocka lat osiemdziesiątych, dekady twórczej i już nigdy artystycznie niepowtórzonej.
Nazwisko Urnego od zawsze przylega do paru klasyków, jak przede wszystkim Perfect'owego "UNU", ale też od jak najlepszej strony da się podziwiać muzyka na kapitalnym koncercie "Live" tej samej grupy. Na jednym z czołowych żywców w dziejach polskiej fonografii, a jednocześnie pierwszego tytułu w katalogu nieistniejącego już Savitoru. Kupno albumu w stosownym dla jego premiery czasie, czyli w 1982 r., graniczyło z cudem. Ustawowa cena 330 złotych to coś, co również było w sferze marzeń. Większość z nas poznawała tę muzykę za przynajmniej jeszcze raz takie pieniądze, wypatrując jej dostępności w okowach czarnego rynku.
Lecz Perfect Perfectem, jednak Andrzej Urny to również dużo smakowitego grania na albumie "Paczka" - jazz/bluesrockowych Krzak. Na tej płycie ekipa Windera przyhamowała ze skrzypcami Błędowskiego, otwierając furtkę na gitarowe dialogi Leszka Windera oraz Andrzeja Urnego. Cała płyta bez skazy, jednak istnym mistycyzmem wyróżnia się finałowy "Tajemniczy Świat Mariana". Dziesięć minut niezwykle ponętnego grania z pogranicza jazz/blues/progrocka, przyozdobione równie namiętną grą na syntezatorze SBB'owego Józefa Skrzeka. Ale niech nam Krzak nie przesłoni Urnego we wczesnych Perfect. Wracamy. Polecam zarzucić uchem na jego feeling w "Wyspa, Drzewo, Zamek" bądź brawurowe z Hołdysem wymiatanie w "Chce Mi Się Z Czegoś Śmiać". Oczywiście nie tylko, wszak na "UNU" mamy jeszcze "Autobiografię", "Objazdowe Nieme Kino" - to z tych nastrojowych, a dla kontrastu czadowe "Idź Precz" lub "A Kysz - Biała Mysz". Niepowtarzalna płyta, którą jako siedemnastolatek dosłownie zajeżdżałem, a obecnie ze wstydem przyznaję, nie słucham nawet na wyrywki.
Andrzej Urny odnajdywał się zarówno w rocku, bluesie, jazzie, jak też tradycyjnej piosence. Myślę, że potrafił zagrać wszystko, choć grał tylko z tymi, z którymi chciał.
Zachowam w najlepszej pamięci, a w najbliższą niedzielę na pewno czegoś posłuchamy.

a.m.