FREEDOM CALL
"M.E.T.A.L."
(STEAMHAMMER / SPV GmbH)
****
Niemieccy powermetalowcy od dobrych dwudziestu lat bez zadyszki plotą pełne swady stadionowe refreny, a pokłady ich pomysłów widać nigdy się nie wyczerpują. Przyglądam się Freedom Call od chwili, gdy w 2001 roku wpadł w me ręce gorący wówczas "Crystal Empire". Jako entuzjasta wszelakich Rhapsody czy innych HammerFalli, od razu załapałem w czym rzecz - i wciąż nie puszcza.
Na poprzedni "Master Of Light" złożyły się tak chwytliwe numery, iż cały album zabrzmiał niczym jakaś karnawałowa parada hard'n'heavy, i zapewniam, najnowszy "M.E.T.A.L." jest jego chlubną kontynuacją. Ta muzyka jawi się niezwykle pozytywnie, dostarczając jakże potrzebnych węglowodanów. Warstwa liryczna ponownie wije się wokół fascynacji literaturą fantasy, czyli bliskie dla licznej metalowej gwardii bzdurki, które Freedom Call ubierają w wiwatowe i do wspólnego pośpiewania melodie. Czysta magia, choć jak powszechnie wiadomo, dla większości tego analfabetycznego świata jedyną mistyką seks.
Freedom Call to wojownicy pod wezwaniem wolności, a i prawdziwe demony miłości, w naturalny sposób gloryfikujący wyciąganych na ruszt bogów, aniołów oraz licznych baśniowych bohaterów. Ich z krwi i kości optymistyczny heavy metal rozwija niekończący się taśmociąg witalności, czego grupie całkiem serio może pozazdrościć wielu innych przedstawicieli dyskretnego szczęku blach. Na poparcie mych słów przykładem niech staną, metaforycznie stąpające po wodzie "Sail Away", folkowe i jakby wikingowe "Sole Survivor" czy bliskie dokonań grup - o jakże wspólnym genie - HammerFall bądź Helloween, "Spirit Of Daedalus" (bo tylko rzucający wyzwanie losowi odważni mężczyźni sprawiają, że ich legendy żyją) - kapitalne nagranie, w refrenie rozżarzone niemal do czerwoności. A przecież nie zapominajmy o równie udanym inicjatorze albumu, jakim blisko 4-minutowe "111 - The Number Of The Angels" (na okładce skrótowo zapisano "111"). Chris Bay nieraz w nim zapoda: "one hundred and one beyond the Spirit Of Angels ...". Przebój jak nic, a zarazem kolejny striptiz potężnych twórczych możliwości grupy.
Do powyższych kawałków doszlusujmy jeszcze tytułowe, lirycznie konsolidujące międzyludzką unię "M.E.T.A.L." (tutaj chóralny skand mocno bity pod Manowar), jak również metalurgiczną pieśń, o wszystko mówiącym tytule "Days Of Glory". Z kolei, u schyłku "Fly With Us", gitary niekiedy tną, jakby były spokrewnione z "Wasted Years" Iron Maiden.
Ostrzegam, ta muzyka grozi przyjemnością.
Andrzej Masłowski
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"