MICHAEL SCHENKER FEST
"Revelation"
(NUCLEAR BLAST)
***
Kontynuacja przygody z dotychczasowymi wokalistami obozu Schenkera. Ponownie Gary Barden, Robin McAuley, Dougie White plus coraz łagodniejszy Graham Bonnet. Na dokładkę jeszcze Ronnie Romero - podopieczny Ritchiego Blackmore'a i jego odnowionych Rainbow - w odpowiednio wykrzyczanym i skrojonym pod jego płuca "We Are The Voice".
Płyta nie wydaje się repertuarowo równie atrakcyjna, co poprzednie znakomite "Resurrection", a jednak nie można mówić o rozczarowaniu. Schenker nieustannie czaruje gitarą, a jego powiernicy sumiennie wykonują przydzielone role. Na szczęście filar MSG także lubi dzielić się obowiązkami, dzięki czemu nie cechuje go artystyczny narcyzm, co często doskwiera wielkim osobowościom.
Osią "Revelation" klasyczny hard rock, i jak to u Schenkera, z niewyobrażalną ilością zmian temp, nastrojów oraz wykładnią bogatej wyobraźni. W zasadzie, pod wieloma względami bez zmian, choć jedna wymuszona nastąpiła na fotelu perkusisty. Niedawno zmarłego Teda McKennę zastąpił ceniony w branży Bodo Schopf - znany już ze współpracy z Schenkerem, ale też przez moment związanego z dawnym obozem Andy'ego Scotta (gitarzysta Sweet), jak również dzielnie sprawdzającego się u boku prog/rockowych Eloy. Samemu McKennie wydaje się Schenker poświęcić finałowy instrumental "Ascension". I jak zazwyczaj w tego typu hołdach bywa, żaden z niego spodziewany wyciskacz łez, a kawał solidnego heavy metalu. Pozostałe dobrodziejstwa albumu kreują, galopujące "Silent Again" (tutaj wokalnym przywódcą Robin McAuley), bądź tylko nieznacznie mniej rozpędzone "The Beast In The Shadows", "Still In The Night" czy "Lead You Astray". Niezłe wrażenie pozostawia też otwierające płytę "Rock Steady", bo choć kolejnemu "Under A Blood Red Sky" nie poskąpiono dobrego tempa, a i jeszcze lepszej gitarowej solówki, to jednak całość wypadła raczej niemrawo.
Szczególnie do gustu przypadło mi utrzymane w duchu pierwszych dwóch płyt MSG "Behind The Smile". Piosenka odpowiednio kąśliwa, a jednocześnie uroczo zabarwiona jakby wyrwanymi z tamtych dziejów retro-ejtisowymi klawiszami. Szkoda tylko, że Schenker nie miał ochoty na więcej podobnych nutek nostalgii.
Ciekawostką trzy bonusy koncertowe. Pokaz scenicznych umiejętności z dala od komfortowego studia. Trójset inicjuje zaśpiewane przez słusznego Gary'ego Bardena "Armed And Ready". Kawałek, który jednocześnie przed 39-laty rozpoczął albumową solo przygodę Schenkera pod ciągnącym się do chwili obecnej szyldem MSG. Na drugi rzut dobija "Bad Boys" - rzecz już z czasów ekipy McAuley Schenker Group. Tu oczywiście przy mikrofonie zwinnie pręży się Robin McAuley, któremu do chwili obecnej w gardle "doskwiera" niepowtarzalnie fajna chrypka. Ostatnim dodatkiem - klasyk z objęć UFO - "Rock Bottom". Piętnastominutowy wyciąg z występu w Tokio, i jak to już tradycją w przypadku tej kompozycji, z kolejną dozą improwizacji w drugiej jej części. Pokaz możliwości, a jednocześnie upragnione szaleństwo. Schenker nareszcie wydaje się wniebowzięty, a i przecież jego sztab również może sobie teraz pograć poza zasięgiem sztywnych ram kompozycyjnych. Wszyscy chrupią te nuty, niczym harcerze chrust pod ognisko. Czysta orgia dźwięków, a i prawdziwy rock'n'roll, czyli muzyka dla mas równie czytelna, co lekarski podpis. Schenker to wciąż niekwestionowany Maestro, który po gryfie przebiera z gracją, a jednocześnie czyni to w iście zawrotnym tempie. Koncertowe "Rock Bottom" miało być jedynie ciekawostką, a okazało się najlepszym momentem na właśnie wyciągniętym z półki względem tego tekstu kompakcie. Bo właśnie w jego przypadku najlepiej słychać, ile pokładów dobrej energii nadal drzemie w Schenkerze.
Tytuł "Revelation" mocno na wyrost. Zdecydowanie nastąpił podług zasady: każdy żyd swój towar chwali.
Andrzej Masłowski
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"