Jesteśmy ziewającym narodem. Wiecznie niewyspanym. Zmuszają do roboty na szóstą, a więc każdego dnia narasta w nas gniew. W przypadku jesieni i zimy wychylanie o takiej porze nosa spod pierzyny jest jak alarm w środku nocy. Idziemy więc do okropnej roboty, tyramy przymusowe osiem godzin (nie wiem, po co aż tyle?), wracamy, jemy obiad, znowu ciemno. Skąd entuzjazm, skoro słońce widzimy jedynie na reklamówkach Rainbow Tours?
Po każdej audycji zastanawiam się, kto jej słuchał, skoro przemierzając taksą przez całe nocne miasto cicho wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie, co to będzie. Dla kogo i po co siedzę na tym Św. Rocha do drugiej po północy, z niedziel na poniedziałki? Na moim osiedlu jest jeden nocny marek. W wieżowcu na dziewiątym piętrze. Zawsze trzyma światło do okolic czwartej, czwartej trzydzieści - nad ranem. Ale nie jest powiedziane, że to mój słuchacz. Bo, gdyby nim był czułbym, że warto. Lecz rachunek prawdopodobieństwa miałem w której klasie liceum, i wynikało z niego, że niewiele z takich nadziei wynika.
Przed tygodniem zabalowałem na New Model Army i miałem czyste sumienie, że wyśpią się nawet ci, którzy udają, że słuchają, bym sobie o nich źle nie pomyślał. Ci, którzy komara przycinają już piętnaście po dziesiątej wieczorem, ale i tak szacunek za ten kwadrans. Tradycyjny sms-ik: "dobry wieczór" lub kurtuazyjne "ale fajny początek", po czym ciiiiisza. Wystarczy, że odpiszę po pół godzinie, a jeszcze nie daj Buddo postawię taki oto znaczek "?", i na bank odpowiedź nadejdzie następnego dnia. Niczym demony nasuwają się myśli: "po co to robisz?", "a może jesteś tak kiepski, że zamulasz te nasze radosne słowiańskie duszyczki r'n'roll-metalem, a tu by się jakieś góralki-polo najlepiej nadały?". Sam już nie wiem. Z drugiej strony, nikt mnie jeszcze z Radia Afera nie usunął, a ja w poczuciu pełnienia misji jeżdżę do niego niedzielę po niedzieli, i zawsze po każdej w pocie czoła przepracowanej niedzieli, pracuję nad kolejną. Bo mi się chce, bo to kocham. bo mam świadomość, że jeśli nie ja, to kto? Po mnie już naprawdę tylko "wszystkie strumienie łączcie się".
Natura nie obdarzyła mnie talentem śpiewania czy grania na jakimkolwiek instrumencie, choć nauki na gitarze jako nastolatek pobierałem w samym Zamku Cesarskim, u prof. Białego. Jeśli nadal jest z nami, pozdrawiam serdecznie. Jegomość uczył mnie brzdąkać z nut, choć niestety byłem niezwykle odporny na właściwą ich interpretację. Dlatego, zamiast muzykiem, zostałem jej wnikliwym odbiorcą. Przez całe dalsze życie udając, że się na niej znam. A znam się tyle, co na murarce - jak każdy zresztą, kto rzuca się na ten muzyczny ocean. I Słuchacze N.S. szybko mnie rozpracowali. Chrzanią więc me usługi, a na mozolnie przez lata tkaną kolekcję płyt kichają, niczym wiosenni alergicy na pyłki. Mimo wszystko, dotrę dzisiaj do nawiedzonego studia, a być może nawet za tydzień, i kto wie, może za dwa lub trzy.... Co dalej, nie wiem, wszak tylko jestem człowiekiem. W dodatku błądzącym, niekiedy głupim, choć z biegiem lat coraz mniej naiwnym. Dlatego wiem, że jeśli ktoś zbyt często zapewnia o byciu przyjacielem, tym bardziej uważam.
Słucham "Ostatniego Testamentu" Dana McCafferty'ego i chłonę nuta po nucie. Fantastyczna płyta. Top piątka tego roku. A za kilka tygodni okaże się, czy aby nie namber łan. Pardon, nambe, bo w angielskim "r" ignorujemy. Nie wiedzieć czemu tak głupio Anglosasi SE wymyślili. I zamiast fajnie wobec metalu brzmiącego: iRon maiden, wymawiamy jakieś wyjałowione: ajen mejden.
Płynie z głośników "Why", szarpie "Home Is Where The Heart Is", a z okładki wpatruje się we mnie Dan McCafferty. Niemłody już człowiek, który wiele widział, jeszcze więcej doświadczył, a teraz śpiewa o tym, co mu jeszcze zostało. Także o tym, że niedobrze być samotnym. Niby każdy z nas wie, ale najgorzej doświadczyć. A więc gapi się na mnie McCafferty, a ja okładki na rewers nie odwracam. Lubię go słuchać, więc niech się gapi i widzi, jak go lubię. Wiem, że to tylko papier, wiem, że to tylko zdjęcie, ale lubię, gdy patrzy na mnie. Dzięki temu piosenki z "Last Testament" wydają się bliższe. Czy zagram coś z tej płyty? No pewnie. Nie wyobrażam sobie inaczej. Nawet, jeśli będzie już cholernie późno, a jedynym jej wielbicielem okażę się tylko ja.
Właśnie kubek opustoszał. Idę nastawić wodę na kolejną kawę - z mlekiem i cukrem. Tak tak, z mlekiem i cukrem!!!. Bo jak bardzo lubię słodkie melodie, tak też wszystko lubię na słodko. Kawę, herbatę, muzykę czy pogodową aurę. Wolno mi. Ci, co lubią świat na gorzko, zazwyczaj każdego dnia kończą w wyrze przed dwudziestą drugą. Ot, gorzki los.
Do usłyszenia o 22-giej....
Andrzej Masłowski
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"
Po każdej audycji zastanawiam się, kto jej słuchał, skoro przemierzając taksą przez całe nocne miasto cicho wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie, co to będzie. Dla kogo i po co siedzę na tym Św. Rocha do drugiej po północy, z niedziel na poniedziałki? Na moim osiedlu jest jeden nocny marek. W wieżowcu na dziewiątym piętrze. Zawsze trzyma światło do okolic czwartej, czwartej trzydzieści - nad ranem. Ale nie jest powiedziane, że to mój słuchacz. Bo, gdyby nim był czułbym, że warto. Lecz rachunek prawdopodobieństwa miałem w której klasie liceum, i wynikało z niego, że niewiele z takich nadziei wynika.
Przed tygodniem zabalowałem na New Model Army i miałem czyste sumienie, że wyśpią się nawet ci, którzy udają, że słuchają, bym sobie o nich źle nie pomyślał. Ci, którzy komara przycinają już piętnaście po dziesiątej wieczorem, ale i tak szacunek za ten kwadrans. Tradycyjny sms-ik: "dobry wieczór" lub kurtuazyjne "ale fajny początek", po czym ciiiiisza. Wystarczy, że odpiszę po pół godzinie, a jeszcze nie daj Buddo postawię taki oto znaczek "?", i na bank odpowiedź nadejdzie następnego dnia. Niczym demony nasuwają się myśli: "po co to robisz?", "a może jesteś tak kiepski, że zamulasz te nasze radosne słowiańskie duszyczki r'n'roll-metalem, a tu by się jakieś góralki-polo najlepiej nadały?". Sam już nie wiem. Z drugiej strony, nikt mnie jeszcze z Radia Afera nie usunął, a ja w poczuciu pełnienia misji jeżdżę do niego niedzielę po niedzieli, i zawsze po każdej w pocie czoła przepracowanej niedzieli, pracuję nad kolejną. Bo mi się chce, bo to kocham. bo mam świadomość, że jeśli nie ja, to kto? Po mnie już naprawdę tylko "wszystkie strumienie łączcie się".
Natura nie obdarzyła mnie talentem śpiewania czy grania na jakimkolwiek instrumencie, choć nauki na gitarze jako nastolatek pobierałem w samym Zamku Cesarskim, u prof. Białego. Jeśli nadal jest z nami, pozdrawiam serdecznie. Jegomość uczył mnie brzdąkać z nut, choć niestety byłem niezwykle odporny na właściwą ich interpretację. Dlatego, zamiast muzykiem, zostałem jej wnikliwym odbiorcą. Przez całe dalsze życie udając, że się na niej znam. A znam się tyle, co na murarce - jak każdy zresztą, kto rzuca się na ten muzyczny ocean. I Słuchacze N.S. szybko mnie rozpracowali. Chrzanią więc me usługi, a na mozolnie przez lata tkaną kolekcję płyt kichają, niczym wiosenni alergicy na pyłki. Mimo wszystko, dotrę dzisiaj do nawiedzonego studia, a być może nawet za tydzień, i kto wie, może za dwa lub trzy.... Co dalej, nie wiem, wszak tylko jestem człowiekiem. W dodatku błądzącym, niekiedy głupim, choć z biegiem lat coraz mniej naiwnym. Dlatego wiem, że jeśli ktoś zbyt często zapewnia o byciu przyjacielem, tym bardziej uważam.
Słucham "Ostatniego Testamentu" Dana McCafferty'ego i chłonę nuta po nucie. Fantastyczna płyta. Top piątka tego roku. A za kilka tygodni okaże się, czy aby nie namber łan. Pardon, nambe, bo w angielskim "r" ignorujemy. Nie wiedzieć czemu tak głupio Anglosasi SE wymyślili. I zamiast fajnie wobec metalu brzmiącego: iRon maiden, wymawiamy jakieś wyjałowione: ajen mejden.
Płynie z głośników "Why", szarpie "Home Is Where The Heart Is", a z okładki wpatruje się we mnie Dan McCafferty. Niemłody już człowiek, który wiele widział, jeszcze więcej doświadczył, a teraz śpiewa o tym, co mu jeszcze zostało. Także o tym, że niedobrze być samotnym. Niby każdy z nas wie, ale najgorzej doświadczyć. A więc gapi się na mnie McCafferty, a ja okładki na rewers nie odwracam. Lubię go słuchać, więc niech się gapi i widzi, jak go lubię. Wiem, że to tylko papier, wiem, że to tylko zdjęcie, ale lubię, gdy patrzy na mnie. Dzięki temu piosenki z "Last Testament" wydają się bliższe. Czy zagram coś z tej płyty? No pewnie. Nie wyobrażam sobie inaczej. Nawet, jeśli będzie już cholernie późno, a jedynym jej wielbicielem okażę się tylko ja.
Właśnie kubek opustoszał. Idę nastawić wodę na kolejną kawę - z mlekiem i cukrem. Tak tak, z mlekiem i cukrem!!!. Bo jak bardzo lubię słodkie melodie, tak też wszystko lubię na słodko. Kawę, herbatę, muzykę czy pogodową aurę. Wolno mi. Ci, co lubią świat na gorzko, zazwyczaj każdego dnia kończą w wyrze przed dwudziestą drugą. Ot, gorzki los.
Do usłyszenia o 22-giej....
Andrzej Masłowski
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"