KING COMPANY
"Queen Of Hearts"
(FRONTIERS)
***
GROUNDBREAKER
"Groundbreaker"
(FRONTIERS)
***1/2
Niedawno wytwórnia Frontiers utworzyła kuźnię młodych talentów ("new breed family"). Skupia ona wschodzące ekipy grające hard'n'heavy, a w których to szefowie koncernu upatrują nadzieje i przyszłość dla tego gatunku muzyki. Grupy te mają też za zadanie udowodnienie, iż taka twórczość wcale się jeszcze nie kończy i daleko jej do złomowisk.
Wzięci w kleszcze King Company właśnie są jednym z takich bandów. Tworzą go muzycy dotąd, bądź aktualnie wciąż związani z takimi formacjami, jak: Thunderstone, Children Of Bodom czy Kotipelto. Tą ostatnią, nieaktywną już - o czym przekonuje sama nazwa - dowodził wokalista fińskich Stratovarius.
Przed dwoma laty King Company zadebiutowali obiecującą płytą "One For The Road", jednak w czasie promującego ją tournee wokalista Pasi Rantanen nadwyrężył struny głosowe, w konsekwencji czego zmuszony został zaniechać dalszego śpiewania. Jego koledzy postanowili nie spieszyć się z poszukiwaniem następcy, jednak Pasi zasugerował, by na niego nie czekać. Wkrótce pomocnym okazał się kanał You Tube, na którym Skandynawowie wyłapali włoskiego Argentyńczyka Leonarda F. Guillana. Sprawnego wokalistę, o ciekawej barwie głosu, choć jednocześnie żadnego wirtuoza.
Ich albumowi "Queen Of Hearts" gale i laury nie grożą, i jak na razie również rola koncertowej gwiazdy festiwali rockowych. Ale znajdziemy na ich najnowszej płycie kilka bezbłędnych piosenek. Takich, których refreny będziemy nucić przynajmniej w najbliższych tygodniach. W czubie stawki, tytułowe "Queen Of Hearts", poparta smyczkami ballada "Never Say Goodbye", jak też absolutnie kapitalne "Stars". Potęgę tego kawałka powinno się wykładać na lekcjach muzyki, zamiast dziesięciolatków zmuszać do podziwiania niezrozumiałych jeszcze dla nich dzieł mistrzów muzyki klasycznej.
W podobnym tonie godną polecenia propozycją wydaje się debiutancka płyta brytyjsko-szwedzkiej formacji Groundbreaker. Na jej czele stoją: znany z grupy FM wokalista Steve Overland oraz gitarzysta Robert Säll, którego talent do tej pory mogliśmy podziwiać w nadal aktywnych W.E.T. oraz Work Of Art. Najkrócej mówiąc, zderzają się tutaj szwedzka melodyjność oraz wyspiarskie hard rockowe korzenie. Oczywiście mamy do czynienia z mięciutkim melodyjnym hard rockiem, dokładnie takim, jaki od ponad trzech dekad prezentują wciąż płodni FM. Przy czym uczciwie trzeba zaznaczyć, iż spory w tym udział idealnie wyczuwającego atmosferę Alessandro Del Vecchio - albumowego producenta, jak też przy każdej takiej okazji również instrumentalisty klawiszowego, a i kompozytora. W tej ostatniej materii Del Vecchio sprawiedliwie podzielił się tutaj rolą z Robertem Sällem.
Całość otwiera pretendentka do wieczystego przeboju, piosenka "Over My Shoulder". Niestety później album nieco zamiera, by ocknąć się dopiero gdzieś w połowie, a konkretnie przy kolejnej zgrabnej klawiszowo-gitarowej kompozycji "Standing Up For Love". Brawo za efektowne, choć zdecydowanie zbyt krótkie syntezatorowe solo dla Del Vecchio. Chwilę później na horyzont wskakuje milutka ballada "Something Worth Fighting Heart". Typowo ejtisowa rzecz, która idealnie sprawdziłaby się w tamtej epoce na filmowych ścieżkach dźwiękowych, typu "Top Gun" lub "Over The Top". Jednak umiejscowione po niej, energetyczne "The Sound Of A Broken Heart" oraz na pół balladowe / pół hard/melodyczne "The First Time" sądzę, że jakoś szczególniej uradują AOR-ową brać.
Płyta może poszczycić się jeszcze znakomitym finałem. Jest nim "The Way It Goes". Kompozycja nienachalnie chwytająca okruchy przeszłości, a swobodnie lepiąca z nich czystą alchemię.
Połowa płyty niemal boska, choć na szczęście zdecydowanie stworzona przez ludzi. Albowiem, jak rzekł niegdyś Antoine De Saint-Exupery: Bóg, którego możesz dotknąć, nie jest już bogiem.
Andrzej Masłowski
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"
==================================
Grupa na Facebooku:
"Nawiedzone Studio - Słuchacze"