RIVERSIDE
"Wasteland"
(MYSTIC)
***1/2
Mariusz Duda na oficjalnej stronie Riverside, w dziale "muzyka" napisał: "Stawiam ją ponad wszystko. Słyszę ją wszędzie. To ona powoduje, że chcę cieszyć się życiem nie tylko w świecie stworzonym wewnątrz własnego umysłu. To ona powoduje również, że czasami sprawiam wrażenie człowieka kompletnie oderwanego od rzeczywistości". Pod tymi słowami podpisałbym się i ja.
Najnowszy, siódmy już w zespołowym dorobku album "Wasteland", jest pierwszym dziełem, które przynosi premierową muzykę po smutnych wydarzeniach, jakimi w krótkim odstępie śmierć gitarzysty Piotra Grudzińskiego oraz Ojca Mariusza Dudy. Z powyższego powodu Riverside stali się tercetem, niegotowym jeszcze na przyjęcie etatowego gitarzysty. Z tej roli w dużym stopniu wywiązuje się Maciej Meller - ex-muzyk Quidam, który choć z grupą również dzieli koncertowe deski, w niej samej występuje jednak w gościnnej roli.
Chyba każdy z nas spodziewał się na "Wasteland" muzyki nastrojowej, wysublimowanej i nieradosnej. I tak jest. Nie mogło być inaczej, nie tylko ze spodziewanego powodu, lecz z natury jaką skrywa w sobie Mariusz Duda. Człowiek melancholik, którego fascynuje mroczna strona ludzkiej duszy. Ktoś taki nie mógł przecież po tak fatalnej życiowej serii nagrać płyty z kolorowymi motylkami i radosnymi kaczuszkami w stawie. Dlatego na "Wasteland" słychać samotność, wyalienowanie, ból i tęsknotę za czymś, co odeszło bezpowrotnie. Tęsknotę za bliskimi, którzy przenieśli się do innego wymiaru.
Duda posiada "szerokoobiektywną" wyobraźnię, dlatego jego twórczość bywa tak obrazowa. I choć jego Riverside, z reguły nie rozprawiają o śmierci sensu stricto, to temat samotności jest jakby głównym nurtem wszczepionym w podświadomość.
Na najnowszej płycie otrzymujemy sporo wspaniałej muzyki. Jak eminentny wręcz "Lament", ze skrzypcami Michała Jelonka, w którym Mariusz Duda odnosi się do swojego Ojca słowami: "...Ojcze, czy mnie zabierzesz? Zabierz i uchroń przed moim losem...". Ale to przecież tylko niewinny wyciąg z albumowego serca, bo przecież początkowe "The Day After" robi równie piorunujące wrażenie. Zaśpiewane przez Dudę a cappella, z także pięknymi skrzypcami Jelonka, co stanowi za obłędny, choć tylko niespełna dwuminutowy kolejny wyciąg z omawianego dzieła. Utworów równie chwytających za serce nie zabraknie. Weźmy natchniony, frapujący "River Down Below" ("... chciałbym Ci powiedzieć, o czym marzę, a także, jak mocno za Tobą tęsknię..."), z piękną gitarą Macieja Mellera, albo czterominutową, podaną przy akompaniamencie fortepianu balladę "The Night Before". W którymś momencie do Dudy dobija drugi głos. Najprawdopodobniej Michała Łapaja, który wraz z liderem Riverside stanowi tutaj za kompozytorski tandem.
Dużo na "Wasteland" muzyki nastrojowej, lecz bywają także mocniejsze akcenty, jak instrumentalne "The Struggle For Survival", bądź zwrotka w "Vale Of Tears", która kontrastuje tu z delikatnym refrenem. Nie zabraknie też drapieżnych fraz w chwilami monotonnym tytułowym "Wasteland".
Słowa uznania dla Macieja Mellera. Muzyk nie próbuje nawet wbijać się w kręgosłup Piotra Grudzińskiego, choć jego gra idealnie przyprawia twórczość Riverside. Kto wie, być może za czas jakiś Duda pasuje go na swojego rycerza. Tymczasem Meller czyni ku temu odpowiednie przymiarki.
Płyta zapewne usatysfakcjonuje dotychczasowych wielbicieli grupy, a kto wie, być może owe grono znacząco poszerzy.
Andrzej Masłowski
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"