środa, 13 stycznia 2021

śnieżnie

Jeden ze Słuchaczy (poprosił o anonimowość) zapytał: "panie Andrzeju, czy za tyle lat aktywności w mediach przyznano panu jakieś wyróżnienie?". - Ależ oczywiście, na dwudziestą rocznicę Nawiedzonego Studia kilku radiowych kolegów przygotowało stylowy tort. Zapozował on nawet do zdjęcia. Jak tylko znajdę, przy okazji dorzucę. Jeszcze dodam, tamtego dnia było mi przeogromnie miło.
Zapewne tortów byłoby więcej, gdybym tylko nie był takim wybrykiem natury, a raczej człowiekiem opanowanym, ważącym słowa i opowiadającym o heavy metalu z podobną guzdralską gracją, co wyedukowana pod radiowy fach warszawska śmietanka. Wylewanie przy mikrofonie uczuć nie przystoi naturze radiowca. Trzeba się powściągać, podobnie jak oddech, czkanie i sapanie. Dawno też zauważyłem, iż najlepszymi radiowymi paplami bywają ci, którzy w temacie AC/DC bądź Iron Maiden używają nobliwego języka, w stylu Dostojewskiego, a na śniadaniowe herbatki przy mikrofonie biorą pretendentów do mistrzów mowy polskiej. Aha, i żeby nie było, to ostatnie szczególnie pochwalam. Przy okazji gratulacje dla ubiegłorocznego triumfatora, bardzo przeze mnie cenionego Tomasza Raczka. 

Właśnie tworzę kolejne Nawiedzone. Zeszyt od zapisków pęka w szwach. Tej niedzieli powinno być inaczej - co nie oznacza lepiej. Ale sprawa się szykuje, nabiera szlifów, kolorów. I jeśli licho mnie nie weźmie, jak zawsze dotrę na czas.

Kilka osób wyraziło zaniepokojenie, jak to możliwe, że w moim Top 21 za 2020 rok zabrakło Bruce'a Springsteena "Letter To You". Nie da się ukryć. Zabrakło nie tylko jego, bo i jeszcze wielu innych niezłych płyt. Pewnym przekorem losu, z jednej strony fatalny miniony rok, przewrotnie okazał się bardzo owocnym fonograficznie, tak też przy podsumowaniach trzeba było zrezygnować nie tylko z Bossa. Nigdy na syto zastawionym przyjęciu nie pomieścimy wszystkiego na jednym talerzu. 

Sypnęło śniegiem. Ale nie ma tego złego... Smutek jednych, radością Zuleczki. Mój ogonowy merdaczek daje w śniegu płetwonurki, a jeszcze obwąchuje bałwany, których na moim osiedlu zatrzęsienie. Cała dzieciarnia oszalała - ludzie, zwierzaki. Miło popatrzeć. Nawet na naszym z Mundi późnowieczornym spacerze mamuśki i tatuśkowie ciągnęli jeszcze sanie ze swymi pociechami, bo przecież nigdy nie wiadomo, na ile tego białego szaleństwa starczy. W takich chwilach zapominam o mojej alergii na zimę. Skoro nareszcie pojawiło się coś, co daje ludziom radość.


A.M.