środa, 20 lutego 2019

URIAH HEEP - 19.02.2019 r. - Centrum Koncertowe A2, Wrocław

URIAH HEEP
"Too Scared To Run" usłyszeć na żywo, w życiu bym nie przypuszczał, a stało się. Zapisuję na poczet spełnionych marzeń. I co z tego, że zamiast Petera Goalby'ego, sprawy w swe ręce wziął Bernie Shaw. Facet, którego ciągle postrzegam jako nowego wokalistę Uriah Heep, a ten przecież haruje w ekipie Micka Boxa od trzydziestu lat. Mało tego, ze wszystkich Jurajkowych śpiewaków ma przecież najdłuższy staż.
To nic, że Bernie Shaw nie jest pięknisiem i daleko mu do wizerunku prawdziwego rockowego gwiazdora. Niewysoki, już nawet lekko otyły, w dodatku z mocno przerzedzonymi, jednak nadal dłuższymi włosami. Trochę taka świnka Piggy, choć jednak z fifolkiem.
Rad jestem, że wczorajszego wieczoru zobaczyłem (nie po raz pierwszy zresztą) całą Jurajkową piątkę na scenie wrocławskiego A2. Ni to klubu, ni gabarytem przypominającej jakiejś sportowej hali.
Przedstawmy sobie pokrótce każdego z muzyków.
Mick Box - szef całego przedsięwzięcia. Człowiek od początku trzymający wszystko w ryzach. Przeżył niesfornego, acz genialnego Davida Byrona, a i wyzwolił się od humorzastego Kena Hensleya - też muzycznego mocarza. Na scenie opanowany i często uśmiechnięty. Wciąż ma długie (i totalnie srebrne) włosy, choć czoło z każdym rokiem jakby coraz wyższe. I choć rzeźbi na gitarze jak prawdziwy Rainbow Demon, gdy się odezwie - w sensie: przemówi do publiki - bywa delikatny, niczym dziadziuś czytający wnukowi do poduchy.
URIAH HEEP podczas "Lady In Black"
Phil Lanzon - gigant w dziedzinie obsługi biało-czarnych klawiszowych prostokątów, z których niekiedy tryskają prawdziwe organowe wióry. Chwilami bywa niemal tak dobry, co Jon Lord, Don Airey lub Geoff Nicholls, lecz na co dzień fani rocka niestety nie zasypują go należnymi laurkami.
Bernie Shaw - z początku nie znosiłem faceta. Potrzebowałem wielu lat zanim go załapałem. Dzisiaj jednak nie chciałbym go wymieniać, pomimo iż wciąż uważam, że Davidowi Byronowi mógłby co najwyżej siodłać konia. Ma szczęście, że pięknie zaśpiewał na płycie "Sonic Origami". Od tamtego czasu ma u mnie carte blanche.
Russell Gilbrook - dobry rzemieślnik. Nie czyni cudów, na szczęście nieźle trzyma rytm i potrafi przyłożyć. Niekiedy nawet zbyt mocno, na co dowodem wczorajsze dwa pierwsze fragmenty koncertu ("Grazed By Heaven" oraz "Return To Fantasy"), kiedy to kompletnie przyćmił nierozgrzanego jeszcze Berniego Shawa. Dobrze, że techniczny też się opanował, bo zamiast zespołowego, mielibyśmy koncert walącego co tchu i bez opamiętania bębniarza.
URIAH HEEP
Davey Rimmer - basista. Następca zmarłego w 2013 roku Trevora Boldera, na którego załapałem się dosłownie na pół roku przed jego śmiercią. Fantastyczna, nieoceniona postać. Przejmujący po nim schedę Davey, wygląda niczym wyczarowana postać z classic-rockowej bajki, czyli sprzed mniej więcej czterdziestu lat. Długowłosa chudzinka, przyodziana w jeszcze ciaśniejsze szmatki, jednak sceniczną energią tyrająca za całą resztę bractwa. No, może mimo wszystko za wyjątkiem gibkiego Shawa oraz niespokojnego Lanzona.
Davey dźwiga długi - niczym pas startowy - bas. Niekiedy nawet na gryfie podświetlany, by można było raz po raz ryknąć nad jego zachwytem. Facet ma fajowy wizerunek. Pogapiłem się trochę na niego i na moment myślami powędrowałem ku czasom seventies, gdy sztuka nie zawsze jeszcze grywała jedynie dla szmalu.
Tyle o obecnym line up'ie Uriah Heep, który to zespół cały czas kocham, nawet jeśli przed laty zgryźliwy Ken Hensley określił obecne ich wcielenie jako tribute band.

URIAH HEEP
Zdziwiłem się, że przyszło tak wielu ludzi. Naprawdę. Byłem przekonany, że skoro zaplanowano cztery koncerty w Polsce, to organizator wtopi. Tym bardziej, iż Jurajka była u nas nie raz. I uwaga! nie tylko wszechobecne takie stare pierdzielstwo, jak okolice mojego rocznika, ale też licznie porozsiewane kępki młodziaków. Widać hard rockowa klasyka ma się dobrze, a nazwy: Deep Purple, Whitesnake czy właśnie Uriah Heep, to nie przeżytek. Jeszcze nie, jeszcze nie tym razem, gdyby się czasem o to zamartwiali zwolennicy jakiegoś usilnie lansowanego chłamu.
Najpierw jednak na scenie porządzili rodzimi Turbo. Ze Struszczykiem na wokalu, Rutkiewiczem na basie, no i szefującym wioślarzem Hoffmannem. Zresztą, Hoffmann to dobre nazwisko dla metalurgów. W Niemczech dla przykładu, mają niejakiego Wolfa Hoffmanna (muzyka Accept), i tamten też nieźle naparza.
Kiedy z Korfantym dotarliśmy, Turbo już od kilku chwil byli na scenie. No, ale na głodniaka nie da się należycie przeżyć koncertu, więc zafundowaliśmy sobie chwilkę w McDonaldzie. Nie ma to jak zestaw z moim faworyzowanym WieśMac'kiem. Dobrze, że Korfanty też lubi śmieciowe żarcie, bo gdyby wolał jakieś te współcześnie lansowane "zdrowe" świństwa, mielibyśmy problemy z wzajemną komunikacją.
TURBO
Turbo po polsku! Brawo, brawo, brawo. Tak Panie Grzesiu Kupczyk, czas pomyśleć, by Pańskie Ceti powróciło na matczyne łono, zamiast kroić anglojęzyczne kawałki, które publiczność nie do końca podchwytuje. A Turbo swą polskością wczoraj kupiło wszystkich. Wiem wiem, jeśli ten tekst przeczyta Grzegorz lub Marihuana, mam przesrane. Nic nie poradzę, że na Turbo ludzie śpiewali i autentico bawili się pierwszorzędnie. Ale też Turbo nie przyłożyli żadnym thrash metalem, tylko polecieli po klasykach: "Szalony Ikar", "Słowa Pełne Słów", "Ktoś Zamienił", "Śmiej Się Błaźnie", "Już Nie z Tobą" czy obowiązkowe "Dorosłe Dzieci". Pozamiatali hitami. Na luzie, w dobrym nastroju, przy udziale równie wdzięcznej publiczności. Pierwszy raz w życiu dotarłem na Turbo i od razu na udany koncert.
Pół godziny antraktu, w czasie którego poszybowali z taśmy m.in. Scorpions "Rock You Like A Hurricane", Metallica "Enter Sandman", AC/DC "TNT" czy Status Quo "What Your Proposing", po czym światła gasną, nastaje introdukcja, i wchodzą... oni! - Uriah Heep. Na początek czadowe "Grazed By Heaven". To rzecz z najnowszej płyty. Jest moc. Od razu słychać, że muzykom się chce, a nam "lekko" nie będzie. Po chwili jeden z moich najukochańszych klasyków - "Return To Fantasy". Jestem w siódmym niebie, a przecież najlepsze wciąż przede mną. Na ruszcie ląduje "Living The Dream" - tytułowy numer z nowego albumu. Na płycie prezentował się nieźle, za to na żywo zabrzmiał jak klasyk. No i uwaga, bo oto szok - "Too Scared To Run" - absolutny majstersztyk. Dla mnie zawsze był takim "Look At Yourself" lat osiemdziesiątych. Pochodzi z kapitalnego "Abominog" - jednej z moich płyt życia, choć w powszechnej opinii dzieła uznawanego za plastik oraz zaprzedanie się Ameryce. Mam jednak w nosie roznosicieli tym podobnych czczych bzdur. Byle co jedzą i byle co gadają. "Abominog" to fantastyczna płyta, a "Too Scared To Run" usłyszeć na żywo, to jak dotknąć niebios.
Dużo Uriah pograli z nowej płyty. Obok "Grazed By Heaven" i "Living The Dream", także "Take Away My Soul", "Waters Flowin' " - ha ha, zagrałem przecież w ostatnim Nawiedzonym Studio, "Knocking At My Door" oraz "Rocks On The Road".
Wszyscy jednak zdaje się oczekiwali killerów, a tych nie zabrakło: "Gypsy", "Rainbow Demon", "Lady In Black", "Look At Yourself", no i wytęsknione "July Morning". Ciekawe, jak czuje się zespół, któremu przychodzi grać ten numer na każdym koncercie od ponad czterdziestu lat i jeszcze udawać, że czują się z nim tak wspaniale, jak gdyby go właśnie poczęli. Najciekawsze, że cały kwintet udaje, że tak właśnie jest, i ja to kupuję. Na tym jednak nie koniec kanonów, bowiem na bis jeszcze genialnie zagrane "Sunrise", po czym moja ukochana petarda "Easy Livin' ". Fantastycznie!
Jakże się cieszę, że dotarliśmy wczoraj z Korfantym do obszernego, pięknego, choć mało neonowego Wrocławia. Przy okazji składam wielkie podziękowania Agencji Knock Out Productions oraz mojemu synusiowi Tomkowi, bowiem bez nich, Korfanty i ja siedzielibyśmy w swych chałupach, zamiast przeżywać niecodzienne chwile z żywą rockową legendą.







Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"
 
  ==================================
 
Grupa na Facebooku:
"Nawiedzone Studio - Słuchacze"


TURBO


a poniżej już tylko URIAH HEEP:


==============================================
==============================================

w drodze na Wrocław...


============================================
============================================