czwartek, 6 grudnia 2018

PAUL WELLER - "True Meanings" - (2018) -








PAUL WELLER
"True Meanings"
(PARLOPHONE)

*****





Czuwam nad solową karierą tego byłego punkowca od grubo ponad dwudziestu lat i nie pamiętam, by spłodził on tak nastrojowy album.
Wysublimowane "True Meanings" wydaje się bliższe Catowi Stevensowi czy Bruce'owi Springsteenowi okresu "Nebraski", niż darcia gęby oraz walenia na trzy akordy.
Paul Weller otrzymał od natury fajny szorstki głos. Da się nim wiele zdziałać, jednak do niedawna liryczne i ciepłe piosenki przytrafiały mu się tak często, jak eksplozje supernowej.
Nagranie tak atmosferycznej płyty wcale nie świadczy o jego zmęczeniu czy nieuchronnej starości, a o dojrzałości oraz wzbiciu się na odważny, dostępny tylko nielicznym poziom refleksji. Za tego przyczynkiem znajdziemy tu więc promienność słońca i poświatę księżyca, jak też ich świt i zmierzch. Do tego również w albumowym jądrze piękny hołd dla Davida Bowiego - o stosownym tytule. Całość pogra na ciepło i intymnie.
Głowę dam, iż chyba nikt nie spodziewał się tak dużej dawki smyczkowo-gitarowo-akustycznego Wellera, gdzieniegdzie wspomaganego pianinem, melotronem (sam zresztą na nich zagrał), Hammondem czy jak w "Mayfly", "Movin On" oraz "White Horses", instrumentami dętymi.
Skoro wspomniałem o Hammondach, to w otwierającym kawałku "The Soul Searchers", na tym instrumencie zagrał - znany z The Zombies oraz Argent - Rod Argent. Zresztą nie tylko, spotkamy go jeszcze w "White Horses", gdzie tym razem obsłuży melotron i pianino.
Wśród albumowych gości widnieją także nazwiska, znanego z Pulp Richarda Hawleya bądź Noela Gallaghera z Oasis.
Trudno słowami oddać urok tej płyty. Jeśli nasza skóra nie nasączy się atmosferą ballad: "The Soul Searchers", "Glide", "May Love Travel With You", "Aspects" czy "What Would He Say!", nic tu po nas. Trzeba wgryźć się w bogactwo tych paradoksalnie oszczędnych melodii, jak i w bagaż przytarganych słów. Bo jakże dosadniejszą jawi się sentymentalna melodia w "Gravity", której towarzyszą smyczki oraz słowa: "... zawsze w mym sercu będziesz największą miłością, jakiej doświadczyłem...". Ale z Wellera przecież żadna miękka klucha, w jego ustach takie wyznanie to jak zdobycie góry najwyższej. Bo już w takim "Old Castles" nasz pupil puszcza oko aluzji do upadającego mocarstwa, sugerując jednocześnie, iż niektórzy królowie wciąż tkwią w swych zgniłych murach, zamiast ustąpić. Chyba wszyscy znaczący brytyjscy artyści mają ostatnio coś do zakomunikowania w kwestii zbliżającego się brexitu. Weller jednak dostrzega, nie obsobacza. Choć jak na tę wyciszoną płytę, utwór ten nosi się mianem rewolty.
"True Meanings" zawiera też czterominutowy hołd dla Davida Bowiego, o adekwatnym tytule "Bowie" ("... wszędzie za Tobą tęsknimy... "), choć paradoksalnie przecież w kolejnym albumowym numerze "Wishing Well" ("... daj mi nadzieję na kolejny dzień, napełnij ponownie mą duszę, zostaw mi cały swój smutek..."), śpiewa on wypisz wymaluj jak najprawdziwszy Bowie.
Nie spodziewałem się po Wellerze takiej płyty. Jednego, góra dwóch nagrań w takim tonie, jak najbardziej, ale czternastu!
Zwolennicy muzycznego chuligaństwa przy "True Meanings" w najlepszym razie wzdrygną ramionami, jednak odbiorcy rozpoetyzowanych twórców, co Cat Stevens, Scott Walker, Leonard Cohen, Lou Reed czy Tim Buckley, znajdą tutaj potężne złoża fascynacji, a może nawet inspiracji.






Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"
 
  ==================================
 
 Grupa na Facebooku:
"Nawiedzone Studio - Słuchacze"