niedziela, 26 kwietnia 2015

MUSEE MECANIQUE "From Shores Of Sleep" - (2014) -




MUSEE MECANIQUE
"From Shores Of Sleep" - (GLITTERHOUSE RECORDS) -
****

Musee Mecanique należą do młodego pokolenia przedstawicieli folk/art rocka. I choć pochodzą ze Stanów, bardziej chyba brzmią po europejsku. Niedawno dorobili się dopiero drugiej płyty, pomimo iż działają już od blisko dekady. Nazwa grupy (Muzeum Mechanizacji) pochodzi od istniejącego takowego muzeum w San Francisco. Jest to miejsce, które skupia w sobie różnego rodzaju cuda techniki, będące w odpowiednich epokach świetnymi zabawkami dla wszystkich pokoleń. Niech jednak ta, nikogo nie zmyli, albowiem twórczość Amerykanów nie ma nic wspólnego z postępem, nowoczesnością, czy czymkolwiek w tym rodzaju.
Album "From Shores Of Sleep" niesie wraz z sobą muzykę leniwą i nieco ospałą, równocześnie urzekającą pewną beztroską aurą i jakimś trudnym do zdefiniowania błogim spokojem. Grupa proponuje piosenki oniryczne, osadzone w folkowej tradycji, tylko z pozoru podlane rockiem - i to z uwagi na gdzieniegdzie zaakcentowaną gitarę lub elektryczny bas. Nie te jednak instrumenty są tutaj najważniejsze, a raczej wszelkiego rodzaju mieniące się niezliczoną ilością barw skrzypce, wiolonczela, klarnet, obój, trąbka i kilka innych.... Całość jest wysublimowana i niesłychanie ujmująca. Zetknięcie pięknych melodii, tych wszystkich wspomnianych już instrumentów oraz wielogłosowych partii wokalnych, daje efekt trudny do opisania. Gdyby jednak zmuszono mnie do jakichkolwiek porównań, posłużyłbym się mieszanką nieco zapomnianych (choć niedawno zreformowanych) rozmarzonych rockowców ze Slowdive i następujących po nich bardziej kameralnych Mojave 3, z niewielką dozą folk-balladowców w rodzaju Fleet Foxes. Jednak proszę tych porównań nie traktować wiążąco, a raczej tylko jako drogowskaz do krainy nowej pięknej muzyki - powstałej przecież na bazie dawno już odkrytych brzmień.
Jeśli wciąż stąpają po tym świecie różnej maści romantycy i melancholicy, to niech koniecznie sięgną po tę muzykę, bowiem pomimo ogromnej oferty i zatrzęsienia nią dzisiejszych płytowych półek czy otumanionego internetu, nie znajdziemy w nich zbyt łatwo czegoś tak poruszającego.
Najpiękniejsze piosenki? Najchętniej wszystkie, lecz jeśli muszę, niech będzie przedfinałowa i anielsko zaśpiewana "Cast In The Brine" (cóż za delikatne smyczki + pianino), "The Man Who Sleeps" (z efektownym wykorzystaniem klarnetu, oboju i rożka angielskiego) oraz "The Open Sea" (ach, ta finałowa trąbka!). Proszę jednak koniecznie posłuchać całości. Z wybrzeży snu....

P.S. Duże dzięki za "tę muzykę" dla radiowego kolegi Maćka Madejskiego.



Andrzej Masłowski


Radio "AFERA" 98,6 FM (Poznań)  - www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00