poniedziałek, 2 lutego 2015

byle nie szpule i kasety

Ach te taśmy, iluż to wapniaków z sentymentem wspomina dziś czasy kopiowania muzyki na niewygodne szpule lub kanciate kasety. Już wtedy uczono piractwa. Tak tak, ci wszyscy zacni dziennikarze jawnie przecież w imię ówczesnego bezprawia namawiali naród do ustawiania grajotek pod długość właśnie nadawanego albumu. Ludzie, którzy chcieli mieć muzykę, a było im na nią szkoda forsy, kupowali w Pewexie najtańszy kasetowy badziew - po dolcu za sztukę, tak by starczyło za jak najmniej, na jak najwięcej. A później wiecznie narzekali, że magnetofon znowu wciągnął kolejną taśmę, albo że cholera się rozciągnęła, inna z kolei rozmagnetyzowała, a jeszcze kolejna po prostu się zerwała, że o fatalnych jakościowo kopiach nawet wspominać nie warto - i tak każda z nich grała okropnie od zawsze. No to w celu udoskonalania piractwa, owi spece od nagrywania wszystkiego co tylko im podsunięto, inwestowali w coraz to lepszy i droższy sprzęt, w kasety lub szpule - niestety także. Nawet super wypasione magnety i tak chodziły niczym babcie do komunii. Zamiast od początku wpaść na pomysł sprawienia sobie dobrego gramofonu, a i pewnej ilości płyt, którymi można było później handlować na wszelakie sposoby i zawsze mieć mnóstwo muzyki. Co ważne - o najlepszej jakości. Zamiast ślęczeć godzinami i modląc się do jedynego guru Kaczkowskiego o zagranie tego czy owego, a później przez dziesięciolecia gloryfikowania jego "zasług".
Na szczęście w tamtych latach nie miałem w ogóle pojęcia o takiej formie kręcenia wałków, tak więc dzielnie kupowałem, sprzedawałem i wymieniałem winyle, dzięki czemu poznałem wszystko co matka natura stworzyła. Nigdy nie musiałem niczego przewijać, uważać by nie stawiać przy telewizorze, zmazywać i nagrywać ponownie. I zawsze na muzykę gapiłem się przez kolorowe okładki, zamiast przez pryzmat stępionego ołówka od fonetycznego zapisywania tytułów piosenek. Na szczęście nie muszę dzisiaj z urokiem wspominać tego anty-fonograficznego kalectwa, które od zawsze uważałem za absolutnie chore. Bo kasety kupowali nawet Niemcy czy Amerykanie, lecz jedynie do słuchania muzyki w samochodzie, ponieważ kompaktów jeszcze nie wynaleziono. A gdy już ci wracali do swych domów, to tam czekał na nich prawdziwy sprzęt hi-fi i pokaźna kolekcja płyt. Kasety jedynie im służyły do zabijania ciszy w aucie, bądź zagłuszenia ryczącego silnika. I do niczego więcej.
Podchwytliwie zapytał mnie wczoraj sms-em jeden ze Słuchaczy - a co pan sądzi o nośnikach dla szpulowych magnetofonów? Jako, że szybko wyczułem podstęp, a i nadchodzącą niepotrzebnie (prowadzoną godzinami) polemikę, odparłem - nie znoszę taśm, nawet jeśli z nich nagrywa się przecież później płyty.
Reasumując, nie pojmuję "fenomenu muzyki dla ubogich", bo albo się muzyką kocha i inwestuje jak w uczucia dla osoby najbliższej, albo daje kopa w dupę. Po co stosować jakieś środki zamienne.
Najlepiej mam ja, od zawsze kupuję winyle i kompakty, nie ulegam panującym modom, a taśmom konsekwentnie mówię - nie!




Andrzej Masłowski


RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

(4 godziny na żywo!!!)
 
===============================

"BLOG NAWIEDZONEGO"
oraz
"BLOG TYLKO O PŁYTACH CD i LP