sobota, 27 marca 2021

takie tam bzdurki o boiskowej kopanince + info ekstra

Kiedy jeden z braci Żewłakowów (a pierniczą mi się oba te Michało-Marciny, z których jeden futbolowym ekspertem w TVP, drugi w Canal+. Wciąż nie wiem, który jest który) na tuż przed meczem Węgrów z naszymi zadeklarował, że on po pierwszym spotkaniu nie będzie oceniać Paulo Sousy pomyślałem, przerypią. On już wie, my jeszcze nie. Jednak w życiu nie przyszłoby mi do głowy, że couch-nowizna Paulo zagra systemem zero jeden, zero dwa, trzy trzy. Prawdziwy remisowy strateg. Ale wejście! Chyba nieźle, co? Leo Beenhakker, o ile mnie pamięć nie zawodzi, rozpoczął od minusowego jeden trzy z Finami, więc z Paulo może być lepiej, albo weselej - powodów zapewne dostarczymy.
Zanim dobrze naciągniemy getry, może zacznijmy od wychowania muzycznego. Bo hymn chłopaki zaśpiewali dokładnie tak, jak zagrali. Na pocieszenie Madziary pod tym względem w niczym nie ustępowali, więc i tutaj stanęło remisem. Cisza stadionowa wyciąga wszystko, dlatego obok achillesów, skokowych czy piszczeli, opłaca się też podregulować głosowe struny.
Główny komentator spotkania - Jacek Laskowski - dobrych kilka razy zapewnił o przyjaźni polsko-węgierskiej. Na wypadek, gdyby ktoś zapomniał. Kluczowe słowo "bratanki", przewinęło się też dobrych kilka razy. Na trybunach zabrakło jedynie gigantycznych rozmiarów grafik z całusem przyjaźni Viktora Orbana wbijającego się w apetyczne wargi Jarosława Kaczyńskiego - według słusznego wzorca Breżniewa i Honeckera. I jeszcze dobrze byłoby do tego jakiś w klimacie madziaro-egeszege podpis: "miłość obojga narodów". To mogłoby zbudować nie tyle mnie, co te czterdzieści procent rodaków, dla których taki rurociąg przyjaźni wzmocniłby ich codzienne poczucie niezależności. Ludzi, którym znaczek "tvp" stoi synonimem solidarności i wolności, z koniecznie dyndającym bogiem, honorem i ojczyzną na łańcuszku.
Było więc miło, sympatycznie, bratersko, a co tam niedogodny wynik, odbijemy sobie przecież w niedzielę z Andorą. Na remis stać nas na pewno - no już nie gadajcie, że nie.
Polski kraj, polska rzeczywistość, polski futbol, jedyna rzecz jakiej nie kupisz w puszce - niech głosi slogan, wedle złotej myśli Jana Pietrzaka. W swoim czasie nawet zabawnego kabareciarza, dopóki ciepłą satyrą ocieplał nasz wizerunek, aż z czasem stał się parodią samego siebie.
Polski futbol od dawna kojarzy mi się z polską muzyką, dlatego tak niewiele jej słucham. Bo ta jakże dobrze współgra z tytułem Budkowego mini przeboju - "Zawsze Czegoś Brak". Z tym, że pomiędzy "zawsze" a "czegoś", dobrze byłoby wstawić "jej". No, ale nie wymagajmy zbyt wiele, to może zaczną te nasze orły zespołowo grać.
A jednak zasiądę jutro przed tv. A co, wolno mi. Naleję sobie nawet do szklaneczki, popatrzę, popodziwiam. Oby tylko Jóźwiak, Piątek i Lewy (no k***, za coś ci chłopie ten order wy'duda'no) znowu nie musieli ratować wyniku, bo serce mam niemłode, a z Andorą walka łeb w łeb mogłaby zaszkodzić gremialnie niejednemu układowi nerwowo-trawiennemu.

Aha, zapomniałbym... Jak zapewne Szanowni Państwo domyślacie się, radio zamknięte. Byłem tego absolutnie pewien. A nawet, ze trzy dni przed oficjalnym komunikatem dzielnego pana rektora, wykrakałem. Oby jednak tym razem skończyło się na kilku niedzielach, nie kilkunastu czy kilkudziesięciu. Plusem tego minusa niech będzie zaplanowanych kilka odwlekanych spotkań z przyjaciółmi.

A.M.