środa, 3 marca 2021

kapuśniak

Za dzieciaka nie znosiłem. Kapucha w zupie, co to jest? - głosem buntownika reagowałem. Ale zmieniło się, ja też się zmieniłem. Dzisiaj kapuśniak może być, a gdy zabiera się za niego moja Mundi, padam do jej stóp. Jej wyczyn przypomina wiosnę w najlepszym wydaniu. Z tym, że te wylewności niech pozostaną między nami, nie chcę, by zadzierała nosa. Dzisiejszy kapuśniak mega power rock'n'roll. Danie dnia, z cyklu: szef kuchni poleca.
Wraz z upływem lat zmiany postępują w guście, myśleniu, ocenie rzeczywistości, lecz te smakowe należą do jakoś szczególnie mnie interesujących. Na ich podstawie łatwiej zaakceptować całą resztę. Nie tylko siwiznę i grubiznę, ale też wchodzenie w obszar muzyki, jakiej się kiedyś nie tykało.
Idąc za głosem przemian, nigdy nie lubiłem krupniku (wyjątkiem ten czterdziestoprocentowy), podobnie jak do teraz nie znoszę bananów, agrestu, a nawet słodkawych, choć i tak zawsze kwaśnych porzeczek, za to od zawsze wielbię szpinak, brukselkę, kalafior i brokuły. Te ostatnie najlepiej w asyście sosu czosnkowego. Z kolei, kalafior z majonezem, brukselkę w tartej bułce i najlepiej zapiekaną w serze, a szpinak to już w każdej postaci. Może być siekany, nie musi. Pamiętam, jak w pewnej nieistniejącej już pizzerii, do której zachodziłem co piątek, właściciel nie mógł pojąć, jak można do podstępnej papryczkowej pizzy domawiać niemałą miseczkę szpinaku na ciepło, na dodatek z ozdobnym pomidorem w czubie dania. Zwyczaj się przyjął, więc po pewnym czasie wystarczyło tylko się przywitać i zarzucić pewniacko niczym do jakiegoś znajomego barmana w amerykańskim filmie: "to, co zwykle" - i działało. Działało do czasu, gdy pewnego dnia, zamiast upragnionej pizzy ze szpinakiem, powitał mnie widok lubianego, a raptem kompletnie zrujnowanego lokalu, który maślił ślepia pod inną działalność.


A.M.