"NAWIEDZONE STUDIO"
z niedzieli na poniedziałek, z 7- na 8 marca 2021 - godz. 22.00 - 2.00
RADIO "AFERA", 98,6 FM (Poznań)
www.afera.com.pl
realizacja i prowadzenie: Andrzej Masłowski
Mając w garści wieść o nadchodzącym comebacku Lany Lane mknąłem wczoraj na Rocha radosnym, niemal rytmicznym krokiem. Cóż za nowina. Nie mogłem więc skryć się za woalem obojętności, tak też poszło w eter kilka szczególnie lubianych numerów - z dwóch różnych płyt Amerykanki, choć niestety zabrakło czasu na moją najulubieńszą "Queen Of The Ocean".
Z gorących nowości dwa albumy muzyków Toto (wokalisty Josepha Williamsa oraz gitarzysty/wokalisty Steve'a Lukathera), i oba wydane tego samego dnia, niemal w identycznej obsadzie, opatrzonych bliskimi w zamyśle projektów okładkami, acz z nie do końca bliźniaczą muzyką. Kompozycje własne plus atrakcyjne covery, wysoka muzyczna kultura, dbałość o szczegóły, o melodie i aranżacje, wreszcie - o wymagającego odbiorcę. Rad jestem, iż Joseph Williams od pewnego czasu ponownie wokalnie przewodzi Toto. To mój ulubiony głos tej formacji, oczywiście niczego nie ujmując Bobby'emu Kimballowi czy nieodżałowanemu, a przedwcześnie zmarłemu Fergiemu Frederiksenowi.
Cieszę się, że ograniczony czas nie odebrał nam możliwości selektywnego dostępu do innych gorących albumów - Tindersticks, Kings Of Leon czy Downes Braide Association. Pierwszy z nich niedawno zrecenzowałem, a o pozostałych dwóch być może niebawem zagadam osobnym tekstem, jednak na Państwa miejscu nie obstawiałbym u bukmachera niczego pewniakiem.
Nawiedzone Studio krótko i na temat uczciło 55-tkę Timo Tolkkiego. Wspaniałego gitarzystę, o trochę pokomplikowanej osobowości i niewyasfaltowanym życiorysie, o którym jednak zawsze będę myśleć ciepło, ponieważ jego talent i wrażliwość przyczyniły się do sprokurowania kilku istotnych płyt Stratovarius, w tym dwóch genialnych - "Visions" oraz "Destiny". W swoim czasie obie w moim życiu odegrały ważną rolę, a sentymentów się nie wycenia. Ostatnim Stratovariusem Tolkkiego było wydane w 2005 roku "Stratovarius", jednak do dzisiaj nie polubiłem tej płyty, a niedawno uczyniłem kolejne podejście. Podobnie, jak nie potrafię zadurzyć się w przenudnej "Saana", pomimo iż dwie wcześniejsze solówki Timo stawiam opatrzonym cudzysłowiem zdecydowanym "może być".
Najnowszy Alice Cooper bezbłędny, ale o tym niedawno rozpisałem się w osobnym tekście, na co muszą jeszcze przynajmniej chwilę poczekać najnowsze wydawnictwa Whitesnake, Joela Hoekstry's 13, zaszyfrowanych W.E.T czy Johna Divy i jego sprośne rakiety miłości. Co do tego ostatniego ufam, iż przytoczeni w podobnej glammetalowej konwencji Poison, a i z podobnie miękkim względem Johna Divy śpiewaniem legendarnego Breta Michaelsa, Słuchacze N.S. byli równie wniebowzięci, co ja, o czym oby szczerze zapewniło mnie kilka czatów.
Był jeszcze w doborowym towarzystwie Bob Seger. Nie tylko u boku swoich Silver Bullet Band, ale i z obłędnym fortepianem Bruce'a Hornsby'ego - osadzonego na resztkach jego ciepłego soft/folk-rockowego grania, zanim po trzeciej płycie Artysta dokonał nura do świata jazzu, w którym poczuł się lepiej, choć ja niekoniecznie. Na "The Fire Inside" Segerowi towarzyszyli ponadto, Springsteenowski pianista Roy Bittan, etatowy bębniarz Johna Mellencampa - Kenny Aronoff, nasz wczorajszy bohater (odrębnie uwypuklony dzięki nowej płycie) Steve Lukather, skrzypaczka Mellencampa - Lisa Germano, gitarzysta od Heartbreakersów Toma Petty'ego - Mike Campbell, gigantyczny ex-Giant gitarzysta Dann Huff, który w ostatnich latach wspomaga śmietankę głównie amerykańskiego pop, a z racji nawału zamówień chyba nie martwiąc się o chleb powszedni dnia następnego. Album "The Fire Inside" to płyta dla wielbicieli historycznego grania w duchu Johna Mellencampa, Bruce'a Springsteena, itp. twórców. Potop pomysłów, brzmień, atrakcji, pomimo iż to wciąż tylko skromne folk/blues/rock'n'rollowe granie.
Był jeszcze analog - absolutna klasyka pop music, Melissa Manchester "Melissa Manchester". Album z 1979 roku, wydanie USA. Tak tak, rzecz z dziedziny pop music, i nie wstydźmy się tego określenia. "Pop" nie oznacza obciachu, "pop" to skrócona fraza "popular music", a więc muzyka powszechnie lubiana, komercyjna i o dużym zapotrzebowaniu. Do dziedziny "pop" zaliczamy wiele uznanych płyt, czy to rocka, jazzu czy nawet muzyki klasycznej. Wszak, dla przykładu albumy Luciano Pavarottiego nagrywane z gwiazdami spoza oper, typu Zucchero czy U2, albo taki znakomicie niegdyś sprzedany Nigel Kennedy "The Four Seasons", to nie dzieła z powagą brzmiącego nurtu "muzyki klasycznej", a płyty kategorii pop. Co najwyżej z przyrostkiem "opera" lub "classical", w zależności od zapotrzebowania.
Nikt już dzisiaj tak nie śpiewa, jak Melissa Manchester. Nikt podobnie nie aranżuje piosenek, nikt nie nadaje im tak uroczej symfonicznej głębi, nikt z równym pietyzmem nie zasila i nie rozczula się nad rolą basu, trąbki, saksofonu lub fortepianu. Wreszcie, nikt nie zaryzykuje wielkich pieniędzy w tak przyjemny anachronizm. Dlatego takiej muzyki możemy jedynie posłuchać ze starych płyt, najlepiej w kąciku Nawiedzonego Studia, ulokowanego gdzieś w zaawansowanej fazie nocy. Ale i tak słuchaliście, wiem o tym, i ogromne dzięki za czat. Smsy i messengery dodają skrzydeł, utwierdzając sens niesionej misji. Jak dobrze, że jeszcze komuś zależy. Bo kiedy zależeć przestanie, zaprzestanę i ja. A potem, kto wie, być może przerzucę uczucia na jakże męską w samczej wrażliwości budowlankę, albo stanę się wielbicielem motoryzacji i będę przy grillach opowiadać bajki o ekwilibrystycznych wyczynach na szosie, jak czyni to wielu amatorów gawędziarzy, pod których blokami zazwyczaj nie parkują ich upragnione sportowe ferrari, a podłączone pod respiratory rzęchy z niemieckich komisów. A może po prostu wyprzedam płyty i głosem współczesnej niekonsumującej już muzyki garściami dzieciarni zakupię konsolę i gry, i będę ujeżdżać ściganiki lub naparzać na cały regulator strzelanki. Albo głosem sędziwego wieku wynajmę kilka hektarów stawu, dokupię łódź plus parę obowiązkowych, a jednak przeoczonych natłokiem spraw codziennych książek, i pod auspicjami klarownego nieba oddawać się będę odosobnieniu wobec coraz dotkliwiej spolitykowanego i nietolerancyjnego świata. Ale póki co, za zaszczyt oddaję losowi możliwość prezentowania ukochanej muzyki na jedynym takim w tym kraju, a może na całym świecie fm. To wspaniale móc każdej niedzieli, z niedzieli na poniedziałek, dzielić się nagraniami z mojego imperium szczęścia.
I jeszcze fragment sprzed chwili odczytanej wiadomości z WhatsApp, którą przed drugą w nocy podesłał Pan Marek: "... Dobrze, że żyjemy w czasach internetu, ponieważ jadąc do Czech późnym wieczorem mam możliwość posłuchania Nawiedzonego Studia, bez względu na miejsce na ziemi. Jedynie czasem drobne problemy z zasięgiem...".
Do usłyszenia ...
ALICE COOPER "Detroit Stories" (2021)
- Social Debris
- Hail Mary
- Detroit City 2021
WHITESNAKE "The Blues Album" (2021)
- Give Me All Your Love - {remixed by CHRIS COLLIER, 2020}
- The River Song - {remixed by CHRIS COLLIER, 2020}
JOEL HOEKSTRA'S 13 "Running Games" (2021)
- Lonely Days
W.E.T. "Retransmission" (2021)
- How Far To Babylon
JOHN DIVA AND THE ROCKETS OF LOVE "American Amadeus" (2021)
- Bling Bling Marilyn
POISON "Open Up And Say... Ahh!" (1988)
- Fallen Angel
- Every Rose Has Its Thorn
AVALON "Return To Eden" (2019)
- Guiding Star - {śpiew MARIANGELA DEMURTAS}
LANA LANE "Lady Macbeth" (2005)
- Someone To Believe
- We Had The World
- Dunsinane Walls
STEVE LUKATHER "I Found The Sun Again" (2021)
- Run To Me
- Bridge Of Sighs - {Robin Trower cover}
JOSEPH WILLIAMS "Denizen Tenant" (2021)
- Wilma Fingadoux
- Don't Give Up /feat. HANNAH RUICK/ - {Peter Gabriel cover}
KINGS OF LEON "When You See Yourself" (2021)
- Golden Restless Age
- Time In Disguise
DOWNES BRAIDE ASSOCIATION "Halcyon Hymns" (2021)
- Holding The Heavens
- Warm Summer Sun - {wokalny duet CHRISTOPHER BRAIDE & MARC ALMOND}
TINDERSTICKS "Distractions" (2021)
- Lady With The Braid - {Dory Previn cover}
- Tue-Moi
MELISSA MANCHESTER "Melissa Manchester" (1979)
- Pretty Girls
- Fire In The Morning
- Don't Want A Heartache
- Holdin' On To The Lovin'
BOB SEGER AND THE SILVER BULLET BAND "The Fire Inside" (1991)
- Take A Chance
- The Fire Inside
BOB SEGER AND THE SILVER BULLET BAND "Greatest Hits" (1994)
- Turn The Page - {oryginalnie na LP "Live Bullet", 1976. Z koncertu w Cobo Hall, Detroit, stan Michigan, wrzesień 1975}
LANA LANE "Curious Goods" (1996 / nowa wersja albumu 2002)
- Symphony Of Angels
Andrzej Masłowski
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę, godz. 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań lub www.afera.com.pl
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"