LADY PANK
"LP40"
(AGORA MUZYKA)
*****
Na obchodzone właśnie 40-lecie, Lady Pank postanowili upichcić fanom taki album, który muzyczną witalnością oraz lirycznymi spostrzeżeniami uplasuje się w czubie najlepszych zespołowych dokonań, w konsekwencji jedynie o kapkę ustępując fenomenalnemu debiutowi. Wydanemu w 1983 roku "Lady Pank", dziełu, które najsłuszniej grupę unieśmiertelniło.
Najnowsze z "LP40" piosenki, w warstwie lirycznej reprezentują prawdziwi mocarze - obok jednocześnie przewodzącego tu w dostarczaniu nut Jana Borysewicza, w konkurencji "artysta słowa" rozpisali się jeszcze Wojciech Byrski, Michał Wiraszko oraz epizodycznie, bo i za sprawą zaledwie jednego kawałka Andrzej Mogielnicki. I świetnie się panowie uzupełniają, tkając niegłupie rymy, dające tej płycie wyraźnego zęba publicystycznego, raczej unikającego letnich uczuć, choć o miłości też przecież jest. Nie jest więc miałko, a bywa, że usłyszymy tu i tam nawet wkurzenie, choć jak to u Lady Pank, dalekie od hiphopowej dosadności.
Gdy na kilka tygodni przed premierą płyty zobaczyłem klip do "Ameryki" byłem pewien, że z pozostałymi songami będzie równie dobrze. Po tak przebojowej, przyozdobionej w duchu Coldplay oraz Keane pianinem piosence, naturalnie musiało samo dalej pójść. Ale ta płyta przez cały czas nosi takie właśnie tempo oraz identyczny, a tkany najczęściej skandowanymi refrenami entuzjazm. I choć sesje do płyty przebiegały jesienią ubiegłego roku, brzmi ona i pachnie wiosną, nie czuć w niej też wielogodzinnych mozolnych prób, kolejnych względem poszczególnych piosenek podejść, a później jeszcze pieczołowitego lepienia wszystkiego ze sobą w zgrabną całość. Tak, jak słuchamy tego jednym tchem, tak też wykluwa się ogólne przyjemne wrażenie, że wszystkich tych dwanaście kawałków panowie popełnili ot tak, za jednym podejściem.
Nie potrafię niczego wyróżnić, tym bardziej skarcić, bo i też mam świadomość obcowania z repertuarem długowiecznym, na który powołają się jeszcze niejedne pokolenia. Nawet, jeśli w przypadku "LP40", z racji innych systemowych realiów, nie ma mowy o sile LadyPank'owego LP debiutu. Ale posłuchajcie koniecznie buchających rockowym entuzjazmem, a nierzadko cierpkich w wymowie kawałków: "Pokolenia" ("... armatnie mięso znaczy zwycięstwo, kiedy go więcej masz popłaca zawsze krzywoprzysięstwo i uśmiechnięta twarz...") "Spirala" ("Rzucanie błotem do celu, odwieczny nasz narodowy sport, za chwilę mój przyjacielu tą samą ręką podzielisz tort..."), "Drzewa" ("... jak te drzewa wichrem poszarpane, tak nasze życie się chwieje cały czas..."), "Tego Nie Mogą Zabrać Nam" ("... bliscy dalsi - wciąż znajomi, kilku zawsze będziesz miał...") czy "Najcieplejsza Zima Od Tysiąca Lat" ("... chciałbym coś od siebie dać, by demonom było lżej żyć spokojnie obok nas, chciałbym nadać słowom sił, wierzyć, że tych trudnych chwil nie wpuścimy za nasz próg..."), a potem jeszcze wszystkich pozostałych, i wyobraźcie sobie, jak fantastycznie wszystkie by one zabrzmiały podczas stadionowego koncertu.
Tkwię w przekonaniu, że jeśli wciąż Lady Pank będą nagrywać takie cud miód maliny orzeszki płyty, nigdy grupy nie pokryje pył zapomnienia. Przytrzymajmy się więc ostatnich słów, jakie niesie "LP40": "... zapomnieć, jak mam to wszystko zapomnieć i nigdy nie oprzytomnieć".
A.M.