piątek, 17 kwietnia 2020

trochę reminiscencji

Ostatnio - podczas wolnej chwili - przejrzałem kilkanaście starych Non Stopów - z tego, co wiem, nowych nie ma. Szukałem czegoś, a że nie znalazłem, jest coś w zamian. Być może nawet kogoś to zainteresuje. Mamy tu materiały z okolic 1983/84 roku. A, że trudno dziś zaskoczyć nowym, może ...

------------------------------------------------------------
1. Przenośny gramofon "Master Disc".
Nigdy nie pomacałem, nie poznałem walorów technicznych, ale skoro rzecz wykonano z myślą o plażach i turystach ...


------------------------------------------------------------
2. Szanowny Redaktor Wojciech Mann opublikował w tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym piątym jedną z najsłynniejszych recenzji płytowych. Sprawa dotyczyła trzeciego solowego albumu Roberta Planta. Lekkość pióra - byłego już dziennikarza radiowej Trójki - mogła nawet kogoś urazić, jednak w miażdżącej przewadze pozyskała pokaźne grono sprzymierzeńców. Nawet w moich oczach, tym bardziej, iż mnie akurat "Shaken'n'Stirred" w miarę się spodobało. To znaczy, strona B, albowiem strona A faktycznie jakaś taka. Zanim jednak Wojciech Mann pozwolił sobie zmiażdżyć lubianego Zeppelina, dwa lata wcześniej popełnił równie okazałe recenzenckie dzieł(k)o.


------------------------------------------------------------
3. Po dobrą muzykę zapraszano do sklepów Pewexu. 15 $ za pojedynczego winyla, a 19,90 za podwójnego, w czasach zarobków 30 $ miesięcznie na każdy robotniczy łeb, to już nie przelewki. Dzisiaj możemy sobie tylko wyobrazić, jak czuł się tyrający w pocie czoła przykładny obywatel, który połowę wypłaty przeputał na takie "Shaken'n'Stirred", a liczył, że zagra mu w chałupie przynajmniej "Houses Of The Holy".


------------------------------------------------------------
4. Na koniec, spójrzcie moi Drodzy, jak wyglądały wyniki krajowej fonografii na podstawie ówczesnych oficjalnych danych. Zresztą, czy bywały nieoficjalne?
Warto zwrócić uwagę, jak firmy z kapitałem zagranicznym, takie jak Polton czy Savitor, udostępniały dane sprzedaży. Szły one w jednostkach zaokrąglonych do jednego tysiąca, a co zapewne już dostrzegliście, nawet do dziesięciu tysięcy. I niektóre, tym razem już typowo krajowe oficyny, co w miarę prężny wówczas Tonpress, także starały się nie być do końca precyzyjne, jednak taka Składnica Księgarska, pod której pręgierzem wystawiano rządową przejrzystość planowej gospodarki, niewiele brakowało, by rozliczała się z dokładnością do jednego miejsca po przecinku.
No i te liczby. Drugi LP Exodusu 476 126 egzemplarzy - a podobno wytłoczono 600 tysięcy. Podobnie było z jedynką Banku, której sprzedano tylko nieco ponad połowę. Ciekawe, co zrobiono z resztą? Ale, że Eleni 146 tysięcy... no no, dzisiaj chyba nie do pomyślenia.
I jeszcze tylko dygresyjka, bo to, że Maanamu sprzedano o dwie setki (w sensie, tysięcy) mniej, wcale nie świadczy o wyższości Exodusu. Ktoś tam z ważnych panów uparł się, że tym wydamy tyle, a tym tyle, stąd wyszedł taki, a nie inny ranking popularności.
Zwróćcie proszę jeszcze uwagę Drodzy Państwo na nakłady singli. Młodszym wyjaśnię, single to takie dwuutworowe płytki. Po jednym kawałku na stronie. Trzy i pół minuty, podnosimy tyłek i przekładamy na drugą stronę, a tam kawałek dwuminutowy. No i niejednokrotnie singiel potrafił kosztować połowę wartości dużej płyty.


------------------------------------------------------------


Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 

"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"