HAREM SCAREM
"Change The World"
(HRD MUSIC)
****
Ci hardrockowi Kanadyjczycy rozpoczynali fonograficzną przygodę wraz z pierwszymi sukcesami Pearl Jam, Nirvany i Soundgarden. Tym samym, za sprawą uprawianego coraz mniej wówczas popularnego hard rocka obrali kurs pod górkę. A jednak, w kraju klonowego liścia pokochano ich bez potrzeby kampanijnego fałszerstwa. Po drugim albumie "Mood Swings" (powszechnie najwyżej ceniony) Harem Scarem na moment zrobili ukłon w stronę posępnych, nieco grunge'ujących brzmień, jednak w konsekwencji tego wydane "Voice Of Reason" nie przypadło do gustu chyba nikomu. Późniejszy zawrót na właściwy kurs zaowocował powrotem do dawnego stylu, tyle że już w zdecydowanie zmodernizowanej formie. I kilka ostatnich płyt także to potwierdza, a jednocześnie oznajmia wyborną kondycję grupy. Grupy, która w naszej mapy nadwiślańskim cyplu wzbudza jedynie jaśniepański wzdryg ramion. Dodam jeszcze, iż w przypadku Harem Scarem warto też prześledzić solowe, niekiedy bujne losy poszczególnych muzyków (szczególnie perkusisty Darrena Smitha), jednak nie mamy teraz na to czasu.
Najnowsze "Change The World" nie po raz pierwszy wyprodukował Harem'ski trzon, gitarzysta Pete Lesperance oraz posiadający nazistowskie nazwisko, wokalista i klawiszowiec Harry Hess. Tego drugiego niedawno polecałem za sprawą równolegle działającej formacji First Signal. Ich ostatnia płyta "Line Of Fire" wręcz kapitalna, i w zasadzie równie stosownie osadzona w klimacie dokonań omawianych Harems. W pewnym sensie tamto wydawnictwo tylko upewniło klasę Harry'ego Hessa, iż ten wcale nie przetrzymuje najlepszych pomysłów dla teoretycznie bliższych jego sercu Torontyjczyków.
Jednocześnie przyklaskuję niedawnym słowom perkusisty First Signal, Danielowi Floresowi, który stwierdził, że tak dobrze jak obecnie, Harry Hess jeszcze nigdy nie śpiewał. Przy czym, na "Change The World" wspomaga go dodatkowo jeszcze kilkuosobowa chóralna brać, a w jej szeregach nawet ex-singer TNT, Tony Harnell. Warto do całości dorzucić, iż Harem Scarem dawno nie mieli tak przysłowiowego ciągu na bramkę. Na "Change The World", nie tyle nie ma się do czego przyczepić, co jeszcze trudniej którąkolwiek z kompozycji ograbić z należnych pochwał. Ze świecą szukać dnia, kiedy od chwili poczęcia albumu (6 marca br.) nie nastawiam go sobie przynajmniej w kilkuutworowym fragmencie.
Harry Hess i Pete Lesperance mają nieźle podrajcowane ucho i są istnym wulkanem pomysłów do nagrywania samych przebojów. Przydałaby im się jeszcze tylko większa sala i bogatsza oprawa, albowiem dla tak porywającej muzyki kameralny klubik wydaje się ujmą. Oczyma wyobraźni widzę, co tłum wyrabia przy numerach "Aftershock", "The Death Of Me", "In The Unknown" czy momentami atomowych "Riot In My Head" oraz "Fire & Gasoline". A przecież, jak na klasowych wymiataczy przystało, nie obyło się również bez songów, przy których lody topnieją. To terytorium zagospodarowały naznaczone pianinem, acz jednak bliskie natury grupy, zadziorne ballady: "Mother Of Invention" oraz "No Me Without You" - ich majestat podkreśliłaby stadionowa płyta rozjarzona mikro światełkami z zapalniczek.
Harem Scarem nie uprawiają hard rocka w takim europejskim jego pojęciu. Nie znajdziemy tu zatem Hammondowych wycieczek w stylu Jona Lorda, do których Ritchie Blackmore dorzuca odpowiednie garście riffów, a i równie okazałe rozbujane solówki. Nie nie i jeszcze raz nie. Żadne wielbione na Starym Lądzie węże, purpury czy tęcze, nie wchodzą w grę. Harems też grają z polotem, lecz bliżej im do elegancji Boston czy AOR-owych Survivor, ze szczyptą trochę bardziej poszarpanych 3 Doors Down czy Collective Soul. A już na pewno w całej rozciągłości Harem Scarem biją na głowę przereklamowanych i w sumie dość nijakich ziomali z Nickelback. Na dodatek, od tych ostatnich są znacznie kąśliwsi. Skosztujcie. Dla mnie jak zawsze świetne, jednak nikomu podobnej satysfakcji nie zagwarantuję. Ale cóż, de gustibus non disputandum.
Andrzej Masłowski
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"