DEACON BLUE
"City Of Love"
(EAR MUSIC)
****
Podobało mi się wydane przed ośmioma laty "The Hipsters". Deacon Blue powrócili tam do dawnej świetności. To ważne, tym bardziej zważając na fakt, iż chwilę wcześniej grupa praktycznie przestała istnieć, a jeszcze w międzyczasie zmarł gitarzysta Graeme Kelling. Jednak Ricky Ross i Lorraine McIntosh mieli w sobie na tyle dużą pokusę tworzenia, iż nie było mowy o garażowaniu pod żadną plandeką zapomnienia. Od tego czasu ich płyty robią wrażenie samych singlowych a'side-ów, w dodatku takich o przestronnej sile oddziaływania. I choć "City Of Love" wydaje się nieźle nastrojone marketingowo, jego los poza ojczystą wierną Szkocją wcale nie wydaje się oczywisty.
Na co dzień folk-rockowi Deacon Blue mają dar komponowania pozytywnych, pełnych ciepła piosenek, które ku przewrotności, niekiedy wykluwają się również z posmutniałych komórek. I nie inaczej na "City Of Love". Płycie skrywającej spodziewaną sentymentalną aurę, oferującą różne odcienie miłości, które niejednym szarpną za serce.
Za całość w dużym stopniu odpowiada główny autor piosenek Ricky Ross, który w Deacons śpiewa od zawsze, lecz także z niezwykłą elegancją i dbałością o szczegóły obsługuje pianino. Ricky to także producent, któremu pomocniczą rolą staje tu również gitarzysta i klawiszowiec Gregor Philp. Oczywiście nie byłoby tej grupy bez śpiewającej tamburynistki, a prywatnie żony Rossa, Lorraine McIntosh. Podobnie, jak wszystko wzięłoby w gruzy bez jej koedukacyjnych wokali, w swoim czasie równie przekonująco stosowanych u innych brytyjskich, a i stylistycznych krajan, z The Beautiful South czy Prefab Sprout na czele. I tak, jak u nich, tak też u Deacon Blue liczy się każdy element. Nie pomińmy więc zasług sekcji pozostałych muzyków sekstetu, dzielnie szarpiących za bas, gitarę, dokładających także dodatkowych pianistycznych akordów oraz z gracją bijących w perkusję, a jednocześnie dośpiewujących backgroundowe wokalizy, co też bardzo istotnych smyczków. Za te ostatnie, odpowiedzialnym Pete Harvey, jak również kwartet The Pumpkinseeds.
Ścisła wokalna unia pomiędzy Rossem a McIntosh owocuje przejmującymi 3/4-minutowymi folk/rock/balladami, które pomimo spokojnego tempa, kończą się nieco za szybko, tym samym pozostawiając słuchaczowi pewien lufcik niedosytu.
"City Of Love" to bez wątpienia wciągający album. Rozpoczyna go tytułowe, a odziane w smyczki, gospelowy chór plus a'la pod gitary U2, "City Of Love", zamyka zaś najdłuższe, ponad 7-minutowe "On Love". Nieszablonowa piosenka, w której Ricky Ross pełni rolę wokalisty, ale i zarazem melorecytującego narratora. Rzecz jasna, wokalnie asystuje mu Lorraine, a całość wyraża wspomnienia względem dawnych czasów w Glasgow, snując jednocześnie refleksje nad przemijalnością. Pomiędzy nimi dzieje się równie dużo, co równie dobrze. W "A Walk In The Woods" śpiew Lorraine intuicyjnie czerpie od inspirujących ją Emmylou Harris, Lindy Ronstadt czy Nanci Griffith, natomiast pozostałe country fascynacje epizodycznie dostrzeżemy, choćby w takim "In Your Room". No, ale nie zapominajmy, iż Deacon Blue to przede wszystkim ballady. Pianistyczne, spokojne piosenki, i tylko dla wypełnienia tła dodatkowo przyozdobione kilkoma innymi instrumentami. Weźmy takie "Intervals" czy ponownie country'ujące "Come On In", ale i wyciszone "Wonderful" plus stojące w tym samym szeregu, przepiękne "Weight Of The World". Posmakujmy również tematu o wzięciu na siebie odpowiedzialności za rozsypany związek, w bogatszym rytmicznie "Hit Me Where It Hurts".
Znajdziemy tu jeszcze kilka innych, równie wartościowych piosenek. Piosenek, które bez wątpienia spełnią pokładane nadzieje u wielbicieli tej klasowej grupy. Ok, być może cała ta zawartość nie rozbłyskuje neonami, jednak proszę na obecnym etapie, w tym muzyki dziale, wskazać coś lepszego. No i, znajdźcie proszę w czasach panującej pandemii drugie takie "Miasto Miłości".
Andrzej Masłowski
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"