Obejrzałem kandydujące do Oskara "Boże Ciało". Nie byłem w kinie, więc jak zawsze ratunkiem Canal+. Niesamowita historia wywodzącego się z kryminalnego środowiska młodzieńca, u którego zachodząca przemiana wywiodła go na niwę kościoła, gdzie jako fałszywy kapłan pełnił posługę, i to z całkiem zadowalającym skutkiem. Rozwój dalszych wypadków, plus mocna końcówka to coś, co najlepiej zobaczyć samemu - jak zresztą cały film. Na podstawie niniejszego obrazu Jana Komasy pomyślałem, czyżby polskie kino znowu odzyskało formę?
Ogrom w domu spędzanego czasu sprzyja słuchaniu starych, często zapomnianych płyt, no więc słucham. Na przemian, kompakty, winyle, winyle, kompakty. Przypomniałem sobie najlepszą solówkę Boba Geldofa "Deep In The Heart Of Nowhere", jak również dawno niesłuchanego wczesnego Billy'ego Idola (LP "Whiplash Smile"), szwedzkich post nowych-romantyków, grupę De Film, co też jedyny longplay kompletnie niewypromowanych, choć wspomaganych kampanią Levi'sa, Phil & The Noise. I pewnie to wszystko pograłbym wczoraj w radio, gdyby mnie tylko do niego wpuszczono. Na talerzu pokręciłem też Johnem Mellencampem, i to takim, kiedy na płytach faciunio podpisywał się, jako John Cougar. Znacie taki jego długograj "Nothin' Matters And What If It Did"? Mam tylko na winylu, przez co skrywam w sobie odwieczną niechęć do zapodania w eter. Z si-dików jest jednak dużo wygodniej. Mamy na tym Mellencampie taki numer "Hot Night In A Cold Town". Dwa lata później przerobili go Uriah Heep, a efekt znajdziecie na ich wystrzałowym "Abominog". Choć oczywiście sceptycy, dla których liczą się jedynie pierwsze zespołowe składy, warkną i zadrą nosa. Ale im szkoda nawet na rower miejski.
Przeleciałem się również po całości dwóch longplayów Grahama Parkera ("Squeezing Out Sparks" oraz "The Up Side" - tu nawet w jednym kawałku sam Szef Bruce Springsteen), ale i po słodkawych Skandynawach z The Bai Bang, a na poprawę kalorycznych proporcji dorzuciłem sobie beztytułowego Davida Byrne'a. Przy czym, od zawsze lubianemu wyjcowi Sammy'emu Hagarowi, też przed dzióbem drzwi nie zatrzasnę. Niedawna śmierć producenta Keitha Olsena przypomniała mi o jego płycie "Three Lock Box". Karwasz barabasz, jak ja do tej pory mogłem pomijać walory tego cudeńka w swoich audycjach? Przykład ten uświadamia, ile wciąż przed nami. Nadrobimy Kochani. Nadrobimy. Pomimo, iż zatyka nam się usta i przywiązuje do domowych foteli.
Mundi ostatnio zakupiła maseczki. Pewien pan mądraliński wyliczył, że wszyscy będziemy ich potrzebować od najbliższego czwartku. Nie od środy, a od czwartku. W środę będziemy jeszcze jacyś tacy bezpieczniejsi. Powiem Szanownym Państwu, zawsze podziwiałem tęgie umysły, które posiadły niezwykły dar przewidywania i antycypacji. Bo ja potrafię jedynie przewidzieć na jutro wtorek, a na dzisiaj jeszcze przypuszczalnie obiad, podwieczorek i kolację.
Andrzej Masłowski
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"
Ogrom w domu spędzanego czasu sprzyja słuchaniu starych, często zapomnianych płyt, no więc słucham. Na przemian, kompakty, winyle, winyle, kompakty. Przypomniałem sobie najlepszą solówkę Boba Geldofa "Deep In The Heart Of Nowhere", jak również dawno niesłuchanego wczesnego Billy'ego Idola (LP "Whiplash Smile"), szwedzkich post nowych-romantyków, grupę De Film, co też jedyny longplay kompletnie niewypromowanych, choć wspomaganych kampanią Levi'sa, Phil & The Noise. I pewnie to wszystko pograłbym wczoraj w radio, gdyby mnie tylko do niego wpuszczono. Na talerzu pokręciłem też Johnem Mellencampem, i to takim, kiedy na płytach faciunio podpisywał się, jako John Cougar. Znacie taki jego długograj "Nothin' Matters And What If It Did"? Mam tylko na winylu, przez co skrywam w sobie odwieczną niechęć do zapodania w eter. Z si-dików jest jednak dużo wygodniej. Mamy na tym Mellencampie taki numer "Hot Night In A Cold Town". Dwa lata później przerobili go Uriah Heep, a efekt znajdziecie na ich wystrzałowym "Abominog". Choć oczywiście sceptycy, dla których liczą się jedynie pierwsze zespołowe składy, warkną i zadrą nosa. Ale im szkoda nawet na rower miejski.
Przeleciałem się również po całości dwóch longplayów Grahama Parkera ("Squeezing Out Sparks" oraz "The Up Side" - tu nawet w jednym kawałku sam Szef Bruce Springsteen), ale i po słodkawych Skandynawach z The Bai Bang, a na poprawę kalorycznych proporcji dorzuciłem sobie beztytułowego Davida Byrne'a. Przy czym, od zawsze lubianemu wyjcowi Sammy'emu Hagarowi, też przed dzióbem drzwi nie zatrzasnę. Niedawna śmierć producenta Keitha Olsena przypomniała mi o jego płycie "Three Lock Box". Karwasz barabasz, jak ja do tej pory mogłem pomijać walory tego cudeńka w swoich audycjach? Przykład ten uświadamia, ile wciąż przed nami. Nadrobimy Kochani. Nadrobimy. Pomimo, iż zatyka nam się usta i przywiązuje do domowych foteli.
Mundi ostatnio zakupiła maseczki. Pewien pan mądraliński wyliczył, że wszyscy będziemy ich potrzebować od najbliższego czwartku. Nie od środy, a od czwartku. W środę będziemy jeszcze jacyś tacy bezpieczniejsi. Powiem Szanownym Państwu, zawsze podziwiałem tęgie umysły, które posiadły niezwykły dar przewidywania i antycypacji. Bo ja potrafię jedynie przewidzieć na jutro wtorek, a na dzisiaj jeszcze przypuszczalnie obiad, podwieczorek i kolację.
Andrzej Masłowski
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"