wtorek, 14 kwietnia 2020

PASSION "Passion" (2020)









PASSION
"Passion"
(FRONTIERS RECORDS)

**






Znacie niejakich kolesi: Liona Ravareza oraz Daniela Rossalla? Nie przejmujcie się, ja też nie, pomimo iż oba te nazwiska prowadzą do jednych drzwi. Rossallowi nie wyszło w brytyjskiej ekipie Night By Night, więc zmienił metrykę i poszukał nowego towarzystwa. Znalazł do tego kilku chętnych, a także nie unikał dla niszowych tabloidów przeprowadzania rzek-wywiadów, na których montował potrzebny nowy wizerunek. Wynika z niego, iż w młodości nie skrywał wokalnych zakusów, za to chętnie infekował sąsiedztwo gitarowymi sprzęgami. Czas płynął, efekty raczej mizerne, tym samym w końcu jego band wystosował zapotrzebowanie o wokalistę. Tak się złożyło, że w tym samym czasie 17-letni, jeszcze wówczas Daniel Rosall, postanowił dla draki wziąć udział w jakimś lokalnym konkursie śpiewania, wykonując VanHalen'owską "Panamę" oraz "Just A Gigolo" Davida Lee Rotha, i ku własnemu zaskoczeniu, wygrał. Młodzieniec szybko zainteresował się własnym potencjałem, a wkrótce za wzór upatrzył sobie Tony'ego Harnella z TNT oraz Steve'a Perry'ego z Journey. Dziś już wiemy, że uczeń mistrzów nie przerósł, podobnie jak jego sekcyjni gitarowo-perkusyjni koledzy - którzy jak mogą powołują się na fascynacje Aerosmith, Kiss, Ratt, Fitehouse, Def Leppard, Foreigner, Tesla, Extreme czy wspomnianymi już wcześniej nazwami: TNT, Journey oraz Van Halen - również wajchy nie nagięli.
Gdzieś przeczytałem, że obecnie Ravarez śpiewanie traktuje wręcz pieszczotliwie. Emisję głosu podnosi do rangi profesjonalnego sportu, a więc w grę wchodzi trening mięśni, odżywki, ćwiczenia oddychania, a także utrzymywania mocy podczas długich fraz. Do tego wszystkiego odpowiednia woda, soki, multiwitaminy, tabletki cynkowe oraz dieta. Jednymi słowy, kolejny przykład ciaćkania i kompletnego paraliżu spontaniczności. I takie niuanse też czynią różnicę. Dlatego nie ma i nie będzie już nigdy żadnego kolejnego Hendrixa, Lemmy'ego, Dio czy Freddiego. Bo, w coraz bardziej będącym w podziemiu rock'n'rollu, przynależną jego korzeniom whisky zbyt często zastępuje sok marchwiowy, a nocne sporty ustępują miejsca dziennym ośrodkom fitness oraz codziennej śnieżno-białej bieliźnie.
Cóż więc oferuje debiutanckie "Passion"? 40 minut rock'n'rollowego metalu, lecz niestety nie tak dobrego, jak w wydaniu wszystkich powyżej wzniesionych inspiratorów. Lion Ravarez też dwoi się i troi, jednak natura poskąpiła mu tego czegoś. Nie ma facet zadzioru Vince'a Neila czy ryknięcia Stevena Tylera, tym bardziej nie ma zawadiackiej natury Axla Rose'a, co w tej dziedzinie szczególnie dodaje splendoru. Jego koledzy też tylko pozostają poprawni, nie wychodząc choćby tyciu poza schemat powierzonych im zadań. I nic na to, że z początku robota idzie im nawet całkiem sprawnie (dobre numery: "Trespass On Love" oraz "Too Bad For Baby"), albowiem im dalej, tym bardziej nijako. Słowo daję, po trzecim kawałku zacząłem się gubić, czy jeszcze słucham czwartego, czy to już może odległy ósmy. Wszystko zlało się jedną masą, a te niespełna trzy kwadranse zaczęły się dłużyć niczym trzy akty którejkolwiek z klasycznych oper.
Jestem przekonany, że faciowie z Passion zapragnęli, by choć przez chwilę ich płyta zapachniała klasykiem. Przynajmniej na miarę przyzwoitych tytułów: Kiss "Crazy Nights", Mötley Crüe "Dr. Feelgood" czy Winger "In The Heart Of The Young". I gdyby tylko potrafili, na pewno "Passion" takie właśnie by było. Ale niestety nie potrafią. Dlatego przepadną zanim na ich raut wjedzie dużo wcześniej zamówiony tort z tryskającymi zimnymi ogniami. W tej dziedzinie sztuki nie wystarczą bujne fryzury, modne kolorowe szmatki czy wypucowane gitary. Nie wystarczy też nektar z surowych jajek, jeśli twoje gardło zostało ograbione z wirtuozerskiej mocy. Oczywiście fajnie, jeśli na domowych stołowych blatach, obok zapełnionych Johnnym Walkerem szklanicach, poniewierają się też najnowsze numery Hustlera i Playboya, a nasi bohaterowie rozpoczynają dzień wraz z mrokiem. To dobre podłoże, lecz niestety wciąż blade preludium. O odpowiednią resztę trzeba jeszcze mocniej powalczyć, albo jak ktoś ma tam na górze znajomości, wymodlić.





Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 

"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"