czwartek, 9 kwietnia 2020

nie żyją ANDRZEJ ADAMIAK oraz JOHN PRINE, plus słówko o CETI

Odszedł Andrzej Adamiak - wokalista, basista i kompozytor lubianej w latach osiemdziesiątych grupy Rezerwat. Na stronie se.pl przeczytałem: "Od jakiegoś czasu muzyk odczuwał boleści brzucha, jednak początkowo nie brał tych dolegliwości poważnie. Nie był typem człowieka, który by się nad sobą roztkliwiał - prawdziwy rockendrollowiec. Ze względu na epidemię koronawirusa oddalał również wizytę u lekarza. Wiadomo, że w obecnej sytuacji najbezpieczniejsi jesteśmy w domu, on też w to wierzył. Gdyby nie ona i przymusowa kwarantanna, najprawdopodobniej nie doszłoby do tej tragedii.". Tym razem możemy więc mówić o ofierze wszech obowiązującej histerii (vide kompozycja "Histeria" - z debiutanckiego albumu). Coraz częściej opuszczać nas będą ludzie niezwiązani bezpośrednio z koronawirusem. Warto nad tym pomyśleć, zamiast całe to pandemiczne szaleństwo wrzucać do jednego wora.
W budzie bardzo z chłopakami lubiliśmy Rezerwat. Słuchaliśmy ich w jednej frontowej linii wraz z Republiką czy Maanamem. Nie mam jednak pojęcia, jak ich legenda broni się w czasach obecnych. Nigdy z dzisiejszymi młodziakami nie ucinałem w ich temacie pogawędek.
Wszystko zaczęło się od licealnego kolegi Świdra. Niezwykle fajnego szczuna, inteligentnego łobuziaka o szelmowskich oczach, a jednocześnie oblepionego na całej twarzy odpowiednio grandziarskimi piegami. Świder miał zajawkę na punkcie kawałka "Obserwator", przez co umiejętnie infekował nim całe otoczenie. Nie było możliwości, by Świder odpuścił i przy zaczepce nie zanucił: "obserwator, zamiast serca kalkulator...". W końcu zainteresowałem się, cóż to takiego ten Rezerwat, a z czasem nawet dorwałem całą Savitor'owską debiutancką płytę. Wspomniany "Obserwator" spodobał mi się - a jakże - jednak przede wszystkim mą uwagę przykuło swobodne na całej albumowej linii połączenie przebojowych melodii do spółki z drzemiącą we wnętrzu grupy nowofalowością - plus oczywiście charakterystyczny wokal Adamiaka. Opus magnum albumu stało finałowe "Modlitwa o Więź". Najdłuższe w zestawie i jednocześnie jedyny numer o art-rockowych inklinacjach. Blisko siedmiominutowy kawałek, który zjednywał fanów wielu gatunków. Nie mieli z nim problemu entuzjaści Republiki, co też natchnieni odbiorcy dokonań Pink Floyd, tym bardziej nie miałem też i ja, ponieważ kochałem wszystkie te nurty. Przyznam po latach, był taki moment w moim życiu, kiedy słuchając "Modlitwy" błyskawicznie się wzruszałem, ale nie czas teraz o tym.
Na drugiego długograja Rezerwatu trzeba było poczekać niemal pół dekady. Powstał on w okresie zdecydowanie innych rynkowych zapotrzebowań, a i też dostarczył mniej zadziornej muzyki. Płyty wytłoczono za dużo względem chłonności rynku, przez co okładka w oknie księgarni Szymanowskiego zbierała kurz, a kolory bledły. Paradoksalnie mniejszy apetyt na dwójkę Rezerwatu podreperowały zawarte na niej przebojowe "Parasolki" plus super ballada "Zaopiekuj Się Mną". Uwielbiam tę piosenkę do teraz i zupełnie nie przeszkadza mi jej rozbuchana popularność. Adamiak śpiewa tu z niesłychanym uczuciem. Głos mu drży, chwilami odjeżdża, innymi razy odnoszę wrażenie, że nie potrafi utrzymać go w linii. I choć w studio wszystko wyreżyserowano, premedytacyjnie przemyślano, jego śpiew do dzisiaj wydaje się pełen spontaniczności.
Jako ciekawostkę fonograficzną dorzucę do tego tekstu pewnego albumowego składaka, którego w 1998 roku wydała poznańska firma Karolex. Mieli oni taką CD-serię "Portret", a jednym z tytułów płyta Rezerwatu. O tyle rozczarowująca, albowiem z nowymi opracowaniami (niekiedy zmiękczonymi, ale też podmetalizowaną wersję "Paryż, Moje Miasto /Moskwa/" - super!) lubianych kawałków, jednak po latach i tak niezła z tego ciekawostka. Firmy Karolex już nie ma, tym samym w sklepach od lat brak ich wydawnictw, nie ma też hurtowni płyt oraz kaset ulokowanej na Os. Jagiellońskim, a jedyne w swoim rodzaju CD pozostało do teraz. Tak samo, jak w mej pamięci na zawsze pozostanie silny, niekiedy drżący i lamentujący głos Andrzeja Adamiaka.

Również wczoraj dowiedziałem się o śmierci Johna Prine'a. Amerykańskiej legendy sceny folk, która stała się kolejną ofiarą koronawirusa. O jego życie walczono od blisko trzech tygodni, jednak narosłemu rozległemu zapaleniu płuc nie pomogły nawet antybiotyki. Żona Prine'a, Fiona, też przechodziła COVID-19, jednak jej udało się wyzdrowieć.
Na Facebooku Prine'a pożegnało wielu artystów, w tym, co sam dostrzegłem: Chris Isaak, Bruce Springsteen, a także Huey Lewis.
W moim Nawiedzonym Studio nigdy dotąd nie zaprezentowałem bezpośrednio samego Prine'a, jednak jego kompozycje jak najbardziej. Na pewno posłuchaliśmy "Paradise" - w wykonaniu Johna Denvera, w swoim czasie była także Susan Tedeschi, która na płycie "Just Won't Burn" zarejestrowała własną wersję "Angel From Montgomery", byli też z jego songami - w różnych okresach - Johnny Cash, Boz Scaggs czy John Mellencamp. Wszystko artyści, których szanuję i bardzo lubię.

Na koniec coś z innej beczki. Kupiłem kwietniowy numer Teraz Rocka. W obecnej obumarłej rzeczywistości lubię więcej poczytać. Obok, pożartej na raz krótkiej biografii Louisa De Funesa, czy pokaźniejszej Johna Wayne'a, znajduję też czas na poczytanie o muzyce, pomimo iż przede wszystkim lubię jej posłuchać. W Teraz Rocku zauważyłem krótki wywiad z Kupczykiem. A, że wszyscy chwalą nową płytę Ceti, mam też nadzieję (choć w wywiadzie słowa o mnie), że Grzegorz Kupczyk pamięta moje namowy względem płyty po polsku. Jeszcze do niedawna z jego ust na moje zachęty słyszałem tylko nie, nie i jeszcze raz nie. Gdy jednak odpuściłem i zaprzestałem nacisków, płyta raptem powstała. Widać Grzegorz opierał się tylko dlatego, ponieważ zaświtała w nim chęć podjęcia autonomicznej decyzji. Rozumiem, ja także nie lubię wszelakich nachalnych sugestii, nawet jeśli wyczuwam dobre intencje. Nie kocham, gdy ktoś mnie przyciska. "Oczy Wymarłych Miast" - dobry tytuł, koniecznie muszę posłuchać. Tym bardziej, że okładka Jerzego Kurczaka - speca od grafik dla krajowych metali (ale też sprawca "Baśni" Collage) - aż uprasza o podkręcenie gałki.
Na egzemplarz promo tym razem nie liczę, pomimo iż poprzednie "Snakes Of Eden" Grzegorz i Marihuana wręczyli mi - na winylu! - osobiście. Prawda, że zajebiście?. "Oczy Wymarłych Miast" zbierają najlepsze recenzje w obozie Ceti od lat, więc dodatkowej promocji (tym bardziej z ust jakiegoś tam redaktorka ze skromnej lokalnej radiostacyjki) myślę, nie potrzeba.







Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 

"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"