wtorek, 7 kwietnia 2020

JESSE DAMON "Damon's Rage" (2020)










JESSE DAMON
"Damon's Rage"
(AOR HEAVEN)

***1/2





"Damon's Rage" firmuje Jesse Damon, jednak wokalista nieaktywnych obecnie Silent Rage stworzył swą najnowszą płytę do spółki z Paulem Sabu. Muzykiem, który w długiej karierze, nie tylko dzielnie obrabiał własne poletko, co również wspomagał Alice'a Coopera, jak też pretendującą do tronu "metal queen" Lee Aaron, co też wokalistę The Babys, a później globalnie popularnych Bad English - Johna Waite'a, a nawet, obecnie już katastrofalnych, lecz niegdyś pierwszorzędnych Quiet Riot. Tak więc, Damon i Sabu - dwie legendy, jedna płyta. Żadne zaskoczenie, wszak panowie znają się i lubią od lat, a na poczet chwalebnych wspólnych osiągnięć wypada im zaliczyć wydany w 1989 roku longplay Silent Rage "Don't Touch Me There". Drugi w dorobku Amerykanów, w dużym stopniu skomponowany przez Paula Sabu, albowiem drugim do spółki okazał się basista Kiss, Gene Simmons. Człowiek o wyjątkowo uwrażliwionym metalowym nosie, choć bardziej kojarzonym z wężowego jęzora. Przy takich znajomościach nie dziwota, że diaboliczny Gene pozwolił Damonowi nawet gdzieniegdzie pośpiewać chórki na Kiss'owym albumie "Revenge".
Pierwsza część "Damon's Rage" niemal bezbłędna. Wiodącymi punktami na mapie lśnią "Love Gone Wild" oraz "Shadows Of Love" (refren tego, mocno w duchu przebojowego albumu Alice'a Coopera "Trash", a nawet niektórych momentów Bon Jovi ze "Slippery When Wet") , lecz przecież "Electric Magic" bądź tytułowe "Damon's Rage", równie dzielnie tworzą masyw porywającego, nieco glam i hair, acz przede wszystkim solidnego hard'n'heavy. Najsłabszym ogniwem strony A jawi się albumowy otwieracz "Play To Win". Rzecz niedostarczająca rajcu i raczej wydająca mylne pojęcie o wyłaniającym się po chwili lepszym dalszym toku.
Szkoda, że w drugiej części płyta trochę siada. Niekiedy nawet truchleje. Honoru drugiego albumowego aktu broni perfekcyjnie dobre, ewidentnie skrojone pod koncertowe areny "Here Comes Trouble". Reszta niestety trochę ugrzęzła na bagnach bezsilności, choć nie ma mowy o zakalcach. Mimo wszystko, cały album daje radę, nie okrywając się nawet przez moment wstydliwym woalem.
Damon i Sabu sporo się napracowali. Główny bohater, obok pierwszo- oraz drugoplanowych partii wokalnych, posiadł sprawną aplikację kompozytorską, a do tego obsłużył gitary rytmiczne oraz solowe, natomiast Sabu przejął wszystkie pozostałe obowiązki. Nie po raz pierwszy wykazał się rolą producenta (Damon występuje tutaj tylko jako jego pomocnik), basisty, instrumentalisty klawiszowego, perkusisty oraz chórzysty. I niczego obu panom nie zabrakło. Cieszy więc rozpoznawalny i jednocześnie odpowiednio nastrojony głos Damona, cieszy też cała reszta kompletnego sekcyjnego rynsztunku. Dobrze, że właścicielowi emitowanego niegdyś przez MTV obrazka do "Rebel With A Cause" wciąż się chce. Bo choć "Damon's Rage" nie wydaje się nuklearne, trudno też mówić o walce na dzidy.







Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 

"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"