piątek, 3 kwietnia 2020

dźwięki z krążka

Nastał dobry czas na komponowanie. Skoro nie można koncertować, tym samym nie ma z tym związanych wielotygodniowych tras oraz mozolnych przygotowań. Warto więc wszystkie siły przełożyć na kreatywność. Tak, na kreatywność. To chyba właściwe słowo, pomimo iż tak ze dwie/trzy dekady temu prawie nikt go nie stosował. Język jednak jest żywy, zmienia się, wzbogaca, i nie tylko o slangi czy idiomy.
Z powodu koncertowej kwarantanny liczę więc na zalew nowej muzyki. Być może dzięki zaistniałej sytuacji powrócimy do macierzy. Do czasów, kiedy King Crimson, The Moody Blues czy Elvis Presley, publikowali nowe płyty rok w rok, a niekiedy nawet po dwie. U Elvisa lub Cliff Richarda dwie to była norma. Bywało, że wypruwali żyły na trzy. Inna sprawa, niegdyś termin "longplay", niekoniecznie oznaczał płytę długogrającą. Taką, o jakiej właśnie pomyśleliśmy. W latach 50/60-tych nierzadko albumy spinano w rozmiarach 25-30-minutowych, a więc znaczenie płyty długogrającej znacznie różniło się od obecnego. I w tym miejscu przypomniało mi się sympatyczne zdarzenie dnia wczorajszego, do jakiego doszło na Facebooku mego kolegi. Ten właśnie powrócił do dawnego zdjęcia profilowego, na którym widoczna jego prawa facjata. Wśród komentarzy, jeden szczególnie przypadł mi do gustu. Pewna dama oznajmiła mu, iż zdjęcie profilowe niekoniecznie musi być z profilu.

Po mym pokoju rozchodzą się piosenki z poczciwego debiutanckiego albumu Fairground Attraction "The First Of A Million Kisses". Uważałem, by nie wymsknęło mi się "rozchodzą dźwięki". Nie cierpię określeń, typu: są tu dźwięki, albo, że album pełen jest fajnych dźwięków. To tak samo, jak nie dzierżę określenia wobec płyty/albumu "krążek". I w zasadzie, jeśli ktoś nadużywa tego typu retoryki, ma u mnie pewnikiem trzymanie na dystans.
Ależ namiętnie śpiewała Eddi Reader. Już wiem, dlaczego do tej płyty powróciłem. Wiem, ale nie powiem. Zdradziłbym się wobec zamiaru, jaki mną korci, celem napisania kilku słów w temacie nowego dzieła innych Wyspiarzy. Tak jakoś bezwiednie skojarzyli mi się ze sobą. Nie wiem, czy trafnie, jednak muzyka zawsze wzbudza jakieś skojarzenia. Najlepiej jeśli dobre.

Odwiedził mnie kurier. Podrzucił pakunek z trzema kompaktami. Nieduży, albowiem trzy si-diki ważą jakieś trzydzieści dekagramów, do tego dochodzi jeszcze trochę owitego kartonu. Przesyłkę wręczył w regulaminowych gumowych rękawicach i tyle go widziałem. Mimo wszystko zdaje się, nie jest to obecnie najbezpieczniejsza robota.







Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 

"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"