czwartek, 2 kwietnia 2020

THE NIGHT FLIGHT ORCHESTRA "Aeromantic" (2020)










THE NIGHT FLIGHT ORCHESTRA
"Aeromantic"
(NUCLEAR BLAST)

****





Gdyby kogokolwiek zastanowił tytuł "Aeromantic", znajdziemy jego trzy definicje na tej oto albumowej okładce. Trzeba ją tylko odwrócić i poszukać w dolnej części maleńkich literek. Szybko dowiemy się, iż słowo będące składową aerodynamiki plus romantyzmu, to tak naprawdę mityczne stworzenie ze starożytnego Babilonu, które poświęciło duszę w zamian za skrzydła oraz zdolność do latania. Dwie kolejne definicje odnoszą się do grawitacji oraz romantycznych uczuć. Ale nas zdaje się najbardziej interesuje muzyczna zawartość niedawno opublikowanego piątego albumu Szwedów. Nic się nie zmieniło. Nie ma zboczenia z kursu, a tym bardziej żadnych przykrych niespodzianek. To wciąż klawiszowo-gitarowy rock, niekiedy o symfonicznym rozmachu, zdecydowanie przechylający sympatie omawianej kamandy ku brzmieniom dekad 70/80-tych minionego stulecia. I choć, większość światowych recenzentów dostrzega u ekipy Björna Strida, Davida Anderssona (oboje melodyjni death metalowcy, równocześnie współdziałający w uznanych Soilwork) oraz ich kolegów, odniesienia do lat 80-tych, ja nieporównanie mocniej słyszę wpływy dziesięciolecia wcześniejszego, jakże zarazem o wiele bardziej kosmicznego. A przestrzeni pozaziemskiej u The Night Flight Orchestra nie brakuje. Szczególnie, gdy napotkamy na tak odlotowe piosenki, co chociażby zabarwione niesamowitą partią skrzypiec "Transmissions". I tu należy wyprostować, otóż wszelkiego rodzaju skrzypce, kobiece namiętne wokalizy lub orientalne zapędy, jak ma się sprawa na finiszu "Carmencita Seven", to tylko smaczki wobec zapodanego zazwyczaj z impetem guitar-synth-keyboardowego rocka.
"Aeromantic" pod względem atrakcyjności repertuaru bywa równie mocne, co dwa świetne płytowe poprzedniki - "Sometimes The World Ain't Enough" oraz mój faworyt "Amber Galactic". Niewolno tej muzyce przerywać, dlatego też większość kompozycji została zgrabnie ze sobą połączona. I to także ukłon w stronę symfoniczno-rockowej dekady, w której zespoły takie, jak Yes, Genesis czy ELP, z nieskrywaną naturalnością sublimowały wielowątkowe dzieła. Co prawda, The Night Flight Orchestra nie mają ambicji tworzenia nazbyt pokomplikowanych form, jednak - czego ten album dowodzi - popadanie w kilkunastominutowy trans nie sprawia im najmniejszej trudności. Być może, choćby właśnie z tego powodu, bliżej im do amerykańskiej, czytaj: melodyjniejszej twarzy prog rocka. Takiej, której przedstawicielami Styx, Starcastle, Kansas, Night czy nieco bardziej zawili Utopia, ale też formacji, typu Shooting Star, 707 lub Boston.
The Night Flight Orchestra w uprawianym hard/prog-rocku bywają piekielnie melodyjni. Oprócz chwytliwych refrenów, z mysią lekkością dysponują równie czytelnymi zwrotkami. I co na ich plus, znają umiar i nie popadają w sztampę. Najlepszymi przykładami, perfekcyjnie kamertonem dostrojone "Divinyls", "If Tonight Is Our Only Chance", "Sister Mercurial", wspomniane już wcześniej "Transmissions", plus tytułowe "Aeromantic". I wszystkie jednym szturmem kapitalne. Bo oto przed nami songi podlegające tylko znakowi jakości "Q", a jeszcze na czole produktu doklejono im etykietę "satisfaction guaranteed!". Nie można również pominąć walorów bardzo fajnego "Golden Swansdown". Kawałka pełniącego rolę ballady, choć na pewno dalekiego od tradycyjnego dla tej dziedziny szkieletu.
Troszkę jednak pożałowałem, iż tym razem Skandynawowie nie zmajstrowali przynajmniej jednej pół suity, takiej na miarę "The Last Of The Independent Romantics". Tym bardziej, iż była ona prawdziwą ozdobą poprzedniego długograja, a i do twarzy grupie w tego typu wzniecających rozpostarcie skrzydeł nagraniach. Ale ok, w zamian w finale porywające "Dead Of Winter". Pamiętajmy, The Night Flight Orchestra od zawsze ostatnie słowa miewają mocne. Tym razem to tylko nieco ponad sześć minut, za to prawdziwe strzelające korki z szampanów oraz kompozycyjny wiwat na pożegnanie z tą bardzo udaną płytą. Ponownie słyszymy syntezatorową maestrię, solidne gitarowe akordy, nieustępującą na krok perkusję, do tego jakby jeszcze silniejszy i bardziej stanowczy śpiew Strida. Ale i też perfekt rozmieszczone tu i ówdzie wokalne asysty jego zespołowych kolegów. Potencjalny hit. Tyle, że jak na dzisiejsze radiowe realia, za długi nieco.
"Aeromantic" rekordu nie czyni, ale i tak dolegają mu same pozytywy. Z kolei, z obozu Soilwork właśnie docierają równie dobre wieści. Słyszeliście już nowy kawałek "Desperado"? Palce lizać!






Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 

"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"